Jak nie martwić się życiem

Czas czytania: około 30 minut • Fajna codzienność
 

Jak nie martwić się życiem? Najpierw trzeba ustalić coś innego. Czy zdarza Ci się martwić o to, co przyniesie przyszłość? Zastanawiasz się nad tym, co pomyślą sobie inni? Albo, po prostu, martwisz się na zapas, nie za bardzo wiadomo o co, ale martwisz się o to bardzo mocno?

W takim razie mam dla Ciebie dwie wiadomości. Dobrą i złą.

Zacznę od złej. Martwienie się jest czymś naturalnym dla człowieka i w pewnej postaci będzie towarzyszyć Ci zawsze. To tak jak ze smutkiem. W teorii nie chcemy go odczuwać, w praktyce bez niego bylibyśmy niepełni i płytcy. To też tak jak z sernikiem. W teorii nie lubię dni bez sernika, a w praktyce gdyby nie dni bez sernika to nigdy nie umiałbym docenić, jaki sernik jest w istocie pyszny.

Dobra wiadomość jest taka, że to wszystko nie szkodzi.

Zupełne wycięcie z życia zmartwień nie wchodzi w grę. Istnieje jednak kilka myśli i strategii, dzięki którym powinnaś poczuć sporą ulgę. Uspokoić myśli, przewidzieć ewentualne problemy, mieć poczucie, że “wiesz co robisz”. Być może nawet uda mi się Ciebie przekonać, że w pewnych sytuacjach martwienie się jest… wskazane :) Ale to wyższa szkoła żonglerki i wypieku ciast. Pozwolę sobie do niej wrócić na końcu tekstu.

Dla wygody czytania postanowiłem podzielić martwienie się na trzy najczęstsze kategorie: wydarzenia zewnętrzne, innych ludzi i samego siebie.

Czas czytania: około 30 minut.

Polecam kawę, dobry jazzowy album i dłuższą chwilę spokoju.

Jak nie martwić się życiem? Część pierwsza: martwienie się wydarzeniami zewnętrznymi

Mogę się mylić, ale zakładam, że najczęstszym źródłem zmartwień jest “samo życie”. To co nas czeka, to co nas otacza. Widzę w tym założeniu sporo sensu, bo w obliczu czegoś tak złożonego jak *cały świat* ciężko jest zachować zupełny spokój.

W końcu jesteśmy tylko ludźmi. Cudem zapamiętujemy dwa numery telefoniczne podyktowane jeden po drugim. Ledwo dajemy radę naraz myć zęby i obsługiwać ekspres do kawy. A co, gdy do tego równania dorzuci się jeszcze zakupy, wieczorowe studia, sytuację polityczną w Europie, zepsuty samochód, brak dokładnego planu na nadchodzący weekend, chorego przyjaciela i spóźniający się PIT od poprzedniego pracodawcy?

Zostaje tylko położenie się na plecach i ulokowanie sobie na pępku talerza sernika. (A na laptopie leci serial.)

To znaczy, zostaje albo to, albo wzięcie pod uwagę kilku ciekawych myśli :)

1. Czy faktycznie masz powody do martwienia się?

Choć mylnie przypisano te słowa Markowi Twainowi (a podobno jako formuła logiczna pochodzą z Listów do Lucyliusza autorstwa Seneki Młodszego), warto wziąć pod uwagę mądrość jednego z mentorów Winstona Churchilla:

Miałem w życiu ogrom zmartwień, spośród których większość nigdy się nie wydarzyła.

Nie jest tajemnicą, że człowiek lubi przesadzać. W miarę znaną kwestią jest hipochondria, czyli “dorabianie” sobie chorób i upieranie się, że “ostatnie dziesięć razy faktycznie nic nie było, ale tym razem to już na pewno umieram”. Mniej znany, ale nie mniej uciążliwy problem można mieć na poziomie myślenia o przyszłości.

Tak tylko rzucam: jeśli ostatnie dziesięć negatywnych przekonań dotyczących przyszłości się nie sprawdziło, to może warto się zastanowić nad kalibracją swoich przekonań? Takie regularne “znajdywanie północy na kompasie” to zdrowy mechanizm, o który trzeba dbać. Najlepiej szmatką, woskiem i chwilą zastanowienia.

Jeśli lubisz myśleć o takich rzeczach – gorąco polecam mój newsletter. Więcej dobra w jednym miejscu.

2. Czy nie są to zmartwienia, które sama sobie wybrałaś?

Powtarzając po blisko dwóch tysiącach lat za Seneką z jego fantastycznego listu “O Krótkości Życia” (przekł. L. Joachimowicz, Warszawa 1965):

“Wszyscy są zgodni co do tego, że człowiek zajęty nie może należycie uprawiać żadnej umiejętności, ani wymowy, ani nauk wyzwolonych, ponieważ rozproszony umysł niczego nie pojmuje głębiej, lecz wszystko odrzuca, jak gdyby go siłą ktoś zmuszał do tego. Człowiek zajęty najmniej jest zdatny do życia, ponieważ żadna umiejętność nie jest trudniejsza niż umiejętność życia. Biegłych w innych umiejętnościach jest wszędzie wielu, niektóre z nich nawet młodzi opanowali do tego stopnia, że i sami mogliby innych nauczać. Żyć jednak trzeba się uczyć przez całe życie, a czym zapewne jeszcze bardziej się zdziwisz, przez całe życie trzeba się uczyć umierać.”

Chcę powtórzyć drugie najważniejsze zdanie:

Człowiek zajęty najmniej jest zdatny do życia, ponieważ żadna umiejętność nie jest trudniejsza od umiejętności życia.”

No pewnie, że fajnie jest mieć w życiu różne projekty, różne zainteresowania, różne ciekawości i pasje, i marzenia, i fascynacje, i co się dzieje na świecie, i co się dzieje na rynku, i co się dzieje w mieście i poza nim. Sam uwielbiam różnorodność. Przywiązanie do niej to część mojej tożsamości.

Dostrzegam jednak mądrość płynącą z większości biografii i zachowanych przez łaskawą historię listów lub pamiętników. Chyba nawet zaczynam się z nią godzić. Kluczem jest optymalizacja. Umiejętność dokonania w życiu wyboru na to, co jest dla Ciebie ważne, a co jest ważne dla innych.

Jeśli martwisz się ogromem rzeczy, to po prostu część odrzuć. Świat się przez to nie zawali.

(Chyba.)

3. Czy te zmartwienia wytrzymują najprostszy z filtrów?

Wyobraźmy sobie, że planujesz wybrać się na samochodową wycieczkę do lasu, na piknik. W kubku pływa kawa, w bagażniku siedzi plecak pełen sernika, w schowku na rękawiczki śpią rękawiczki. W teorii wszystko gotowe. W praktyce martwisz się: o pogodę, o to czy kawa nie wystygnie, czy uniwersytet nic ode Ciebie nie chciał ostatnio, czy nie będzie komarów i jeszcze o kilkadziesiąt innych drobnostek.

I siedzisz, i martwisz się. I nic z tego wynika. A przecież do każdego ze zmartwień możesz przyłożyć następujący zestaw bramek logicznych:

Czy jest to temat na teraz? Czy mam na niego wpływ? Czy mogę się przygotować? 

Zobacz.

Pogoda – jest to temat na teraz, ale nie masz na niego wpływu, więc oprócz koca bierzesz też poduszkę do siedzenia w samochodzie. Kawa – jest to temat na teraz, masz na niego wpływ, najwyżej wypijesz chłodną.  Uniwersytet – nie jest to temat na teraz, bo możesz z nimi pogadać w poniedziałek. Komary – jest to temat na teraz, masz na niego wpływ, bierzesz olejek waniliowy.

I tak dalej.

(Na marginesie – na podobne tematy nagrywam podcast).

4. Sytuacja jest poważna Co teraz?

Powiedzmy, że nadal zostało Ci kilka spraw, którymi MUSISZ się zająć. Dajmy na to: brakuje kasy na czynsz. Nie są to żarty, nie jest to coś umownego, opcja utraty mieszkania jest straszna i wymaga od Ciebie pełnej uwagi.

No dobrze, ale widzisz: wymaga pełnej uwagi. A nie martwienia się. Nie paniki. Nie emocji. Wymaga logiki i świetnego, ekonomicznego zorganizowania dostępnych Ci zasobów (czasu, umiejętności, dobytku, oszczędności, kontaktów, relacji, etc.) w taki sposób, by znaleźć rozwiązanie problemu w podanym czasie.

Innymi słowy musisz wiedzieć co zrobić oraz jak to zrobić.

W przypadku trudności ze znalezieniem rozwiązania można spróbować ciekawej “zabawy”. Jest to porada, którą spotkałem w wielu różnych książkach. Weź kartkę i wypisz tyle pomysłów na rozwiązania, ile tylko jesteś w stanie uwarzyć. Minimum dwadzieścia pięć. Daj sobie na to godzinę. Nie oceniaj tych pomysłów, leć ze wszystkim co masz. Spisuj taktyki teoretyczne i te w stu procentach realne.

Spisuj wszystko.

Pewnie większość będzie beznadziejna. Obiecuję Ci jednak, że najpóźniej w połowie zaczną Ci w głowie kwitnąć pierwsze “prawdziwe” pomysły, które mogą uratować sytuację. Martwienie się nie obrodziłoby takimi nigdy, lub dopiero wtedy, gdy byłoby już za późno.

Jak nie martwić się życiem? Część druga: martwienie się innymi ludźmi

No dobrze. Jedna trzecia tematu za nami. To było proste. Powiedzmy, że “sytuacje zewnętrzne” na ten moment są zamknięte w kopercie opatrzonej napisem: “otworzyć później, mieć przy sobie kawę”. Teraz przychodzi pora na trudniejszą rundę rozważań, czyli sytuacje związane z innymi ludźmi.

Moje podejście jest bardzo proste:

Inny człowiek to taki ja. Tylko że inny. 

Zgadza się ono ze znanymi słowami zarówno Mayi Angelou jak i Kurta Vonneguta, którym poświęciłem kiedyś tekst pod tytułem Jak żyć z innymi w zgodzie. Wierzę, że empatia – to znaczy umiejętność emocjonalnej i poznawczej “synchronizacji” z drugim człowiekiem – generalnie doprowadziłaby do światowego pokoju, ale na ten moment rozpatrzmy najprostszy z modeli.

Jak można *tak naprawdę* mieć problem z kimkolwiek innym, gdy założy się sobie, że ta osoba ma podobne strachy i marzenia, i wątpliwości i niechęci, i kochania i zapatrzenia, i wszystko, jak ja sam?

Trochę się nie da.

Niestety, jest to myślenie naiwne. Nie da się go zastosować globalnie.

Nawet empatia ma swoje społeczne ograniczenia, ale można ją zaprząc do innej ciekawej strategii. Takiej, której powodzenie jest całkowicie pod Twoją kontrolą. Proponuje ją w swoich Rozważaniach Marek Aureliusz, kolejny z marmurowego panteonu moich historycznych idoli:

Rozpocznij każdy dzień powiedzeniem sobie: dzisiaj spotka mnie przeszkadzanie, niewdzięczność, bezczelność, nielojalność, zła wola i egoizm; i wszystkie one spowodowane będą u sprawcy nieznajomością tego, co jest dobre i co jest złe. Ale ze swojej strony już od dawna postrzegam dobro i jego szlachetność, zło i jego podłość, a także samego sprawcę, który jest mym bratem (…). Dlatego żadna z tych rzeczy nie może mnie zranić, ponieważ nikt nie może powiązać mnie z tym, co jest poniżające. Nie mogę też być zły na mojego brata ani nie mogę zrzucić na niego całej winy (…).”

W moim laickim rozumowaniu, ze słów tych płyną dwie mądrości. Po pierwsze, jeśli akceptujesz możliwość złego traktowania, to nie jest ono tak raniące ani nie powoduje wielkich zmartwień. Antycypowanie problemów to jeden z fundamentów stoicyzmu, również w jego współczesnej formie.

Po drugie, złe traktowanie rzadko kiedy jest “z premedytacją”. Druga osoba też może mieć zły dzień. Być może ktoś też ją źle potraktował. Zakładanie, że wszyscy dookoła “czyhają” na Twoje dobre samopoczucie lub “są wredni” faktycznie, trochę ułatwia życie, ale jest też założeniem całkowicie nieprawdziwym. Często prowadzi do faktycznych problemów.

Wyobraź sobie zabieganego pana sprzedawcę w sklepie. Jak sądzisz: czy potraktuje Cię lepiej gdy podejdziesz do niego z uśmiechem, czy gdy podejdziesz do niego z myślą, że “pewnie będzie niemiły”?

Zaufane i szczere traktowanie innych ludzi ratuje od wielu zmartwień.

No dobrze, Andrzeju, możesz teraz spytać.

A co z martwieniem się o moją opinię?

O to, jak postrzegają mnie inni ludzie? 

Od razu Ci powiem, że wszystkie teksty w stylu “miej gdzieś co myślą o Tobie inni ludzie” są bardzo infantylne, bo wystarczy osiem minut na dowolnym rynku pracy by od razu zauważyć, że w dzisiejszej ekonomii wizerunek i autoprezentacja to w zasadzie połowa zabawy.

Proponuję, by rozbić temat na parę kwestii.

A) Opinia innych ludzi na ulicy na temat tego jak wyglądasz lub co robisz faktycznie nie powinna Cię obchodzić. Jesteś unikalną, jedyną w swoim rodzaju jednostką, której prawdziwe aspiracje i marzenia pewnie poznają może trzy, cztery osoby w toku całego życia. To, że dziwisz resztę? To oznaka, że robisz coś dobrego.

Pomyśl też o tym, że jeśli ktoś jest dla Ciebie niemiły lub agresywny, to jak wysoce lękowo i strasznie musi się czuć sam ze sobą, że ulgę znajduje dopiero w zwracaniu komuś uwagi. Nie musisz się z taką osobą przyjaźnić. Chociaż… w ogólnym rozrachunku warto do niej podejść z minimum empatii, nawet jeśli tej osoby na podobny gest nie stać. Kto wie, może warto dać jej kawałek sernika :)

B) Opinia zawodowa i jej podobne powinny opierać się o Twoje własne rozumienie swojego dorobku i to, jak go publicznie nazywasz. Od blisko siedmiu lat blogowania co miesiąc słyszę od innego eksperta co robię źle lub co robię dobrze. Ktoś mnie plasuje w jednym zestawieniu, a ktoś inny w jakimś innym. A ja i tak robię swoje, bo wiem co mnie interesuje i co chcę osiągnąć. I biorę z tych uwag to co cenne, a resztę ignoruję. Staram się też nie dać złapać na przynętę “prestiżu”.

Jak wielokrotnie powtarzał w swoich tekstach Paul Graham, najgorsza jest pogoń za prestiżem. To puste słowo, pod którym kryje się wyjątkowo wredna konstrukcja nacisków, bez których można sobie świetnie poradzić, a z którymi jest tylko trudniej i trudniej.

C) Opinia przyjaciół i rodziny… no cóż. Podobno rodziny się nie wybiera, ale w praktyce przyjaciół też się często nie wybiera. Dlatego ich opinię warto w życiu brać pod uwagę, ale też tylko do tego stopnia, który daje Ci pozytywny wpływ. Ludzie z reguły doradzają innym to, co sami chcieliby usłyszeć. Dokładnie tak samo jest w przypadku ludzi najbliższych.

Bierz na to poprawkę i wszystko będzie dobrze :)

Jak nie martwić się życiem? Część trzecia: martwienie się na zapas

(I martwienie się o samego siebie)

Martwienie się “na zapas”, o samego siebie, o wszystko, “tak po prostu” to w mojej opinii coś zupełnie odrębnego, bo stawia na stan wewnętrzny człowieka, a nie na jakikolwiek realny bodziec. Zaczynamy tym samym ostatnią część artykułu, trzecią z trzech. Chyba najtrudniejszą.

Powoli zbliżamy się do końca. Poproszę Cię o zaufanie i konsekwentne brnięcie naprzód :)

1. Pierwsze co należy zrobić to zachować spokój

Wbrew pozorom, ani “kawa” ani “sernik” to nie są najczęściej używane słowa na tym blogu. Najczęstszym słowem jest “spokój”. Wierzę, że od tego ustabilizowanego stanu emocjonalnego zależy sukces w dowolnej dziedzinie, od nauki po sport. Pisałem o tym w formie doraźnej – Spokój jest zaraźliwy. Najlepsza strategia w obliczu niepewności. Pisałem też o tym w formie zachęcającej do planowania odpoczynku na równi z pracą – Oddychaj.

Gdy odczuwasz zmartwienie, pierwszym pytaniem do samego siebie powinno być:

Czy w TEJ CHWILI dzieje się coś strasznego?

(Jeśli masz problem z uzyskaniem odpowiedzi, to może warto popracować nad umiejętnością introspekcji? Rzuć okiem na tekst Rozmowa z samym sobą – jak ją przeprowadzić, dlaczego warto.)

Jeśli odpowiedź brzmi: TAK, DZIEJE SIĘ COŚ STRASZNEGO to wygaś internet i natychmiast leć załatwić sprawę.

Ale podejrzewam, że odpowiedź brzmi: nie, raczej nie. Nie w tej chwili. Może coś wydarzy się za dwie godziny, może za osiem, może za sto. Ale nie jest to *ten* moment, więc *teraz* możesz wziąć oddech i po prostu skupić się na tym, co wymaga ogarnięcia. Jestem pewien, że dasz radę to zrobić.

Kto wie, może nawet w obecnej sytuacji dostrzeżesz coś pozytywnego.

2. Potem dobrze jest znać swoją pasję

Nie w rozumieniu “hobby”, ale w rozumieniu “tej rzeczy, którą i tak byś robiła, nawet gdyby Ci za nią nie płacono, nawet gdybyś była ostatnią osobą na planecie, nawet gdyby wiązałoby się to z płaceniem wysokich podatków i generalnym brakiem sympatycznych doznań”. Wierzę, że każdy z nas ma taką pasję. Czasem jest trochę schowana lub zapomniana, ale zawsze udaje się ją wyciągnąć na światło dzienne (Jak znaleźć swoją pasję).

Innym słowem na tak rozumianą pasję – jeśli lubicie Elle Lunę lub Stevena Pressfielda – jest “powołanie”. Dla kogoś będzie to rysowanie. Dla kogoś innego pisanie. Dla niego wychowywanie mądrych i dobrych dzieci. A dla niej kariera naukowa i badanie fal dźwiękowych.

Tym razem już naprawdę cytując Marka Twaina:

“Dwoma najważniejszymi dniami w Twoim życiu są: dzień, w którym się urodziłaś oraz dzień, w którym odkryłaś po co.”

Bardzo podoba mi się też mocne powiedzenie Abrahama Maslowa (tego od piramidy potrzeb):

“Muzyk musi tworzyć muzykę, malarz musi malować a poeta musi pisać, jeśli chce zachować pełen spokój sam ze sobą. Czym człowiek może być, tym musi być.”

Powtórzę.

“Czym człowiek może być, tym musi być.”

Przysięgam Ci, to jedne z najważniejszych słów, jakie kiedykolwiek przeczytałem. Zwracają uwagę na odpowiedzialność, na odwagę, na rozwój, na samostanowienie i na sprawczość. Są też przepięknym doprowadzeniem do najważniejszego punktu całego tekstu.

3. Najważniejsze jest poszukiwanie sensu

Jestem pod wielkim wrażeniem książki “Człowiek w poszukiwaniu sensu” autorstwa Viktora Frankla. Polecam ją wszystkim dookoła.

To może być najważniejsza książka, którą przeczytasz w swoim życiu. A na pewno znajdzie się w ścisłym “topie”. Przedstawia ona tok rozumowania, który pozwolił człowiekowi przetrwać, a także wzbogacić się moralnie przez czas uwięzienia w obozie koncentracyjnym.

Bardzo ściśle adresuje nasze dzisiejsze pytanie: jak nie martwić się życiem.

Odpowiedź płynąca z tragicznego, trudnego doświadczenia Frankla (a także z jego późniejszych lat praktyki naukowej) brzmi: Trochę się martwić, ale nie tak zwyczajnie, nie po prostu! 

Nie “na pusto”, lecz szukać w tych zmartwieniach zrozumienia. To dzięki martwieniu się można odkryć co tak naprawdę jest motywem przewodnim Twoich pasji i aspiracji. To dzięki niemu można szukać pocieszenia w chwilach wielkich, w miłości (choć Miłość to dopiero początek), w interpretowaniu swojego życia tak, aby było ono potrzebne, ważne i szczególne.

Bo takie jest.

4. Po co tak nagle opowiadam Ci o spokoju, pasji i sensie życia?

Jestem niepoprawnym idealistą, to na pewno. Ale tym razem, wbrew pozorom, mam powód. Naprawdę :)

Według Viktora Frankla jednym z największych trudów naszych czasów jest dojmująca pustka egzystencjalna, która spotyka coraz więcej, często coraz młodszych osób. Wpada się w nią nie mając silnego, wiodącego poczucia sensu swojego życia.

Pustka ta jest źródłem zmartwień. To z niej płynie czas i wolna uwaga, którą potem owijamy dookoła bzdurnych problemów, a problemy ważne rozdmuchujemy do poziomu niewykonalnych, choć w praktyce są tylko wymagające.

To z pustki tej wyzierają czerwone, brzydkie, zadymione oczy ciągłego poczucia, że coś nie gra, że nie jesteśmy wystarczający, że nie damy rady, że tym razem świat okaże się dla nas zbyt trudny.

A tak nie jest.

Viktor Frankl wspomina w książce jednego ze swoich pacjentów, bardzo ważnego człowieka cierpiącego na depresję. Przed dwoma laty zmarła jego żona i on od tamtej pory nie mógł się pozbierać. Nic nie pomagało. Cały czas było mu smutno, że już nie ma przy nim żony. Jego życie straciło sens. W toku rozmowy Frankl spytał się go, co by było, gdyby to on zmarł pierwszy i teraz jego żona żyła drugi rok bez niego. Mężczyzna odpowiedział, że cierpiała by tak samo, że również byłaby w depresji.

Frankl spytał się go więc: czy to nie jest tak, że swoim przeżyciem niejako “uratowałeś” ją od tej depresji i teraz Twoje cierpienie jest zapłatą, jest bohaterskim czynem, dzięki któremu Twoja żona ma spokój, a Ty zostałeś, by ją wspominać?

I problem mężczyzny rozwiał się w moment.

Takie podejście – rozsądek, dystans, spokojne i uważne spojrzenie na samego siebie i swoje powołanie – nie tylko czyni życie bogatszym, ale też bardzo pomaga w przypadku martwienia się o rzeczy najtrudniejsze, zdrowie i przyszłość. Według Frankla znalezienie swojego sensu to jedna z najtrudniejszych misji, jakie można mieć w życiu. Ale też jest to misja najważniejsza.

Czym człowiek może być, tym musi być.

Pierwsza odpowiedź na pytanie: jak nie martwić się życiem?

Każdego dnia, konsekwentnie i spokojnie, starać się poznać i zrozumieć swój sens A TAKŻE mieć zabezpieczone problemy codzienne, takie jak pieniądze czy plany (czy to w postaci umiejętności, czy to dzięki opracowanym wcześniej strategiom).

(Tak, to dwuczęściowa odpowiedź. To mój blog, mogę wyprawiać podobne wariactwa!)

Innymi słowy: warto starać się być kimś pomiędzy Markiem Aureliuszem a Jasonem Bournem :)

Druga odpowiedź na to samo pytanie

(Trochę mniej poważna)

Tak między nami… to warto też, po prostu, nie przesadzać.

Nie chcę uruchamiać tutaj licytacji w dół (cudownie sportretowanej przez Monthy Pythonów w skeczu Four Yorkshiremen, którego żart niedawno wykorzystał kinowy Deadpool!) ale serio, jeśli mieszkasz w Polsce to należysz do mieszkańców TYCIUTKIEGO skrawka Ziemi, który jest bogaty, bezpieczny i spokojny. Jeśli umiesz czytać, masz dostęp do internetu i przynajmniej podstawową edukację to należysz do JESZCZE WĘŻSZEGO wycinka świata, który może swoje cele realizować łatwiej, niż ktokolwiek inny.

Nie znam Cię. Nie wiem z czym się borykasz.

Być może są to problemy tak duże, że cały ten tekst jest wyłącznie śmieszną próbą poprawy humoru, z góry skazaną na porażkę. Wtedy zostaje mi wyłącznie trzymanie za Ciebie kciuków i życzenie Ci powodzenia.

Ale jeśli nie są to problemy TAK duże to… wydaje mi się, że jakoś je ogarniesz.

Być może będzie trudno. Być może będzie długo. Być może będzie lało i wiało a silnik nie odpali, bo zalało i zawiało świece, i nici z pikniku w lesie. Kto wie. A może będzie szybko, bo znienacka pomoże Ci ktoś, o kim nawet byś nie pomyślała. Dlatego warto dobrze się przygotować (druga część głównej odpowiedzi) i, po prostu, robić swoje (pierwsza część głównej odpowiedzi).

Od siebie polecam też codzienne “uprzyjemniacze”.

Warto czasem sięgnąć po coś prostego (polecam swoje listy 35 pomysłów na fajne życie czy 25 rzeczy do zrobienia raz w roku). Warto wywietrzyć głowę. Warto pójść na spacer. Warto kupić kwiaty przyjaciółce. Warto razem z kwiatami kupić też mądrą, piękną książkę. Warto zrobić przyrodzie ładne zdjęcie. Warto wstać o świcie i patrzeć, jak powolutku zapełniają się ulice miast.

Warto zjeść dobry sernik i wypić niezłą kawę.

Warto po prostu odpocząć.

Jasne, martwić też się możesz, ale pamiętaj o słowach Mary Schmich:

“Nie martw się o przyszłość.”

“Albo się martw.

“Ale pamiętaj, że martwienie się jest tak samo skuteczne, jak rozwiązywanie algebry żuciem gumy.”

http://youtube.com/watch?v=iJew4fxHl1U

Ciao,

Andrzej Tucholski

///

Źródła i dodatkowe lektury: On The Shortness Of Life (oraz fragmenty po polsku) autorstwa Seneki, Rozważania autorstwa Marka Aureliusza, felieton Paula Grahama, Crossroads of Should and Must autorstwa Elle Luny, Człowiek w Poszukiwaniu Sensu autorstwa Viktora Frankla, The War of Art autorstwa Stevena Pressfielda, dużo notatek z wykładów na Uniwersytecie SWPS oraz wnioski z tysięcy rozmów z Rodzicami i innymi mądrymi ludźmi w moim życiu :)

PS: Uff. To najdłuższy tekst, jaki napisałem w historii bloga. Blisko piętnaście stron druku, nie licząc obrazków. Gdybym przemyślał go na spokojnie to pewnie nigdy bym się na niego nie porwał, bo nie czuję się na siłach sam z siebie poruszać coś równie ważnego jak “martwienie się życiem”. Ale wiecie jak jest – po prostu ten temat poczułem, usiadłem do komputera i po wielu godzinach wstałem. Zmęczony, styrany, ale szczęśliwy, że BYĆ MOŻE chociaż paru osobom uda mi się pokazać jedne z najmądrzejszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałem. To by była dla mnie największa satysfakcja.

PPS: Aha, zawsze zapominam. Jeśli spodobało Ci się to, co tu zrobiłem, możesz dołączyć do ponad 10 000 odbiorców Tajemnej Listy, mojego prywatnego newslettera. Jeśli uznasz, że nie jest on wart Twojej uwagi to możesz się potem z niego w sekundę wypisać, ale kto wie, może Cię skuszę darmowymi materiałami i pierwszeństwem przy największych premierach :)

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu zajmującym się wysokosprawczością oraz ogarnianiem w późnym kapitalizmie. W drugim życiu piszę książki fabularne i scenariusze.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu aktualności na temat mojej pracy oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, tiktok, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies