Każdy z nas regularnie gada z samym sobą. Martwimy się, czy na pewno wszystko będzie okej. Zastanawiamy się, czy wszystko gra. Rozważamy, czy warto iść. Jesteśmy skonfliktowani, czy jednak zadzwonić, czy też nie. To norma. Rozmowa z samym sobą jest ultra ważna. Szkoda tylko, że rzadko się na niej skupiamy.
Dialog wewnętrzny to coś, co towarzyszy nam przez całe życie. Nie jest jednak on tematem tego tekstu.
Dzisiaj chcę pogadać z Wami o czymś o wiele ciekawszym.
Rozmowa z samym sobą = introspekcja
Introspekcja to umiejętność spojrzenia „wgłąb siebie” i zrozumienia tego, co tam się dzieje. W uproszczeniu można powiedzieć, że to taka “spokojna, analityczna, obserwacyjna i uczciwa rozmowa z przyjacielem”, tylko że z samym sobą.
To przede wszystkim zdolność do rozpoznania i nazwania swoich stanów psychicznych, myśli, wniosków. Jest podstawą samoświadomości.
W mojej prywatnej opinii jest to jedna z najtrudniejszych i zarazem najcenniejszych umiejętności, jaką może posiąść człowiek.
Dlaczego warto ją trenować?
Znajomość siebie, swoich reakcji, swoich przekonań i strachów i nadziei to jest jedna z najważniejszych rzeczy, które można w życiu pojąć. Sam jestem dopiero bardzo wcześnie na tej trasie, ale gdy czytam książki o wielkich ludziach i biografie to od razu widać, która z postaci „ogarniała” siebie, a która nie.
Znanie siebie uspokaja i daje podstawy pod zaufanie samemu sobie.
Zwiększa świadomość swoich możliwości i ograniczeń. Głaszcze też i przykrywa kocykiem myśli intruzywne oraz daje kostkę cukru ruminacjom, żeby nie przesadzały. Ułatwia się tez dialog wewnętrzny, bo „partner do rozmowy” będzie, po prostu, o wiele mądrzejszy i dojrzalszy, niż opcja dostępna w standardzie :)
Fajnym efektem jest też zwiększona częstotliwość wglądów.
Jak zacząć trening?
Problem z trenowaniem introspekcji jest taki, że ludzie mylnie zakładają, że „przecież się na sobie znają”.
Nie.
Rzadko kto się na sobie zna, a mam też na myśli ludzi, którzy zajmują się człowiekiem zawodowo. Lecenie „na intuicji” to prosta metoda, by często przeżywać spore frustracje. Część z nich może być niebezpieczna.
Dlatego warto po prostu uznać, że siebie też trzeba się nauczyć, tak jak każdej innej osoby na świecie. Tak jak wszystkiego. To jest dobra pozycja startowa i już sama ta myśl może być traktowana za początek treningu.
Co pomaga w pogłębianiu introspekcji?
Przede wszystkim należy analizować siebie i swoje myśli. To w zasadzie najbardziej zdroworozsądkowa rada na świecie, ale nie chciałem jej pominąć. “Męczenie” odruchowych reakcji to drugi krok w tę samą stronę. Trzecim będzie wnioskowanie o powodach.
Zobacz: gdy się wkurzę, mogę uznać, że coś mnie wkurzyło. A mogę też zastanowić się DLACZEGO mnie to wkurzyło lub, nawet lepiej, dlaczego W OGÓLE istnieje u mnie taka reakcja na dany zestaw bodźców. W efekcie mogę na przyszłość podejmować lepsze decyzje, skontrolować przepływ emocji lub ją, np. inaczej zużyć niż na samo rozdrażnienie.
Bardzo pomaga dociekanie i zastanawianie się nawet nad małymi pierdołami. Początkowo to może wydawać się dziwne, z czasem zyskuje na wartości aż staje się po prostu automatyczne. To tak jak z czytaniem map.
Stosując żargon policyjno-biznesowy warto po trudnych momentach życiowych (spór, konflikt) zrobić sobie “debriefing” czyli raczej pozbawione emocji przelecenie przez to co się wydarzyło, przez swoje reakcje, przez swoje myśli, przez dalsze, płynącego z pierwotnego wydarzenia potrzeby i plany. Warto każdy z wypisanych punktów postukać ołówkiem i podkreślić, poprosić na stanowisko świadka i krzyżowo przepytać.
Dobrze jest umieć zadawać sobie pytania. Tak jak pisałem w tekście Życiowa krótkowzroczność, ciekawą metodą jest stosowanie metody 5 Why.
Coraz popularniejszą w ostatnich latach strategią jest wreszcie medytowanie. Cisza pozwala wydobyć rzeczy spod samego serca, z tych najcieplejszych i najrzadziej oglądanych miejsc, do których dostępu nie mamy czasem nawet i my sami. Jest to jednak czynność „eksploracyjna”, pozwalająca lepiej rozpoznać własne emocje, ale nie pomaga jakoś szczególnie z ich zrozumieniem.
Interesującą metodą, choć bardzo prostą, na nazwanie emocji odczuwanych w chwili wyciszenia jest “swobodny zapis” – tuż po otworzeniu oczu lub po powrocie ze spaceru (medytacja to bardziej stan niż ceremonia) weźcie kartkę i przez pięć minut po prostu sobie piszcie. Notujcie to, co przychodzi Wam do głowy. Zero oceniania. Jest to wariacja na temat porannej rutyny budowania kreatywności.
Sami zobaczycie, co fajnego tam się pojawi :)
Introspekcja w podejmowaniu decyzji
Na początek przygody z rozwijaniem własnej świadomości chcę się z Wami podzielić pewną przykładową sytuacją. Wyobraźcie sobie, że szykujecie się do rozmowy z przyjacielem o ewentualnym założeniu wspólnej firmy. Oprócz oczywistych kwestii rynkowych (i tak dalej), jakie pytania WŁASNE dobrze jest mieć ogarnięte przed tym spotkaniem?
Czy to na pewno najlepszy pomysł? Czy wiem, co robię? Czy moje powody są w porządku? Czy szanuję możliwość innej decyzji przyjaciela? Czy nie zrani mnie to? Czy wiem CO powinniśmy zrobić? Czy wiem JAK to powinniśmy zrobić? Czy wiem co i jak zrobię, gdy przyjaciel się nie zgodzi? Czy mam przygotowany plan B i jak się z nim będę czuł? Na ile chcę sprawować kontrolę a na ile chcę partnerstwa?
Te i wiele innych, jak podejrzewam. To nie jest łatwa sytuacja.
Odpowiedź na każde z tych pytań kryje się w udanym zastanowieniu się nad samym sobą.
W prostej, analitycznej rozmowie.
Co jest kluczowe?
Najważniejszą kwestią przy „gadaniu z samym sobą” jest unikanie kokietowania. Może ono przybrać dwie formy. Albo przesadnego optymizmu, albo przesadnego pesymizmu.
W różnych podręcznikach sukcesu przyjęło się przestrzegać, że niebezpieczne jest sądzenie o sobie lepiej, niż w rzeczywistości. To prawda. Bycie przekonanym o swojej nieomylności to bardzo wygodna sprawa dla ego, ale obiektywnie mało praktyczna przy pracy nad sobą. Mogę jednak spróbować logicznej dyskusji (gdyby ktoś chciał), że z dwojga złego, to już lepiej tak.
O wiele gorsze jest sądzenie o samym sobie gorzej, niż jest w rzeczywistości. Wtedy każdy strach staje się czymś śmiertelnym a każda potrzeba – głupią.
Takie podejście do własnego „ja” to świetny start do nerwów, niechęci, wstydu i wrzodów.
Rozmowa z samym sobą: na co BARDZO uważać
Na tzw. “pętle”. Jak będziecie mieli sporo zmartwień to może się Wam w wyniku nadmiernego myślenia włączyć przekonanie, że jest gorzej niż w rzeczywistości. Pamiętajcie wtedy, że spokój to najlepsza strategia na trudne czasy. Że Wasze myśli to, no właśnie, myśli.
To, że myślę teraz o pizzy nie sprawia, że ta pizza istnieje.
Mogę za to spokojnie przemyśleć kiedy ją zamówić. Lub nie, jeśli mam inne cele. Żadna z tych opcji nie jest jeszcze powodem do zmartwień.
Co teraz?
Wszystko zależy od Ciebie. Możesz nadal lecieć na intuicji. Tak jak, strzelam, 99% świata. A możesz też bez mówienia nikomu, po cichu, dla zabawy zacząć trenować własną znajomość siebie. I z czasem widzieć, jak strach mniej boi. Gniew mniej wkurza. Radość bardziej weseli. Spokój skuteczniej wycisza.
Ja zacząłem parę lat temu i nadal nie czuję, że nawet zacząłem. Podobno z czasem jest lepiej.
Jak się kiedyś spotkamy na trasie treningów to przybijemy piątkę.
Ciao,