10 urodziny bloga, czujecie to? Niesamowite. Aż mam taką dwojaką myśl z tej okazji: Dobra wiadomość jest taka, że w każdej sekundzie naszego życia możemy akurat stać na progu hiper przygody, czegoś pięknego, czegoś co przejdzie do historii. Zła wiadomość jest taka, że z reguły nie mamy pojęcia, które to sekundy.
Wielkie możliwości wcale nie oznaczają, że coś niesamowitego będzie nas spotykać co pięć minut. No bez przesady.
Sukces to nie popcorn, żeby strzelać wiwaty tylko dlatego, że tak ładnie włączyłaś mikrofalówkę.
Ale zawsze, gdy myślę o tym, jak absurdalnie nieskończonym pasmem uczuć, decyzji, myśli, postanowień, kochań, rozstań, kłótni, zgód, strachów, odwag i przełamań są ludzkie życia to, no wiesz.
Aż się chce spokornieć.
Aż się chce z szacunkiem traktować każdy dzień i z uwagą podchodzić do każdej decyzji, myśli, postanowienia, kochania i rozstania, kłótni i zgody, strachu i odwagi, i przełamania.
Z prostego powodu.
Nigdy nie wiesz, które z takich szarych, powszednich pierdół dnia codziennego zaważą w najpiękniejszy sposób na reszcie Twojego życia.
Bo widzisz, piszę dzisiaj te słowa z pewnej wyjątkowej okazji.
10 urodziny
Dokładnie dziesięć lat temu – 2 sierpnia 2009 roku – założyłem tego bloga.
Dokładnie dziesięć lat temu napisałem tutaj pierwszy tekst i pierwszy raz kliknąłem [Opublikuj…].
Już wtedy miałem na koncie 5 lat pisania do internetu pod różnymi pseudonimami (a nawet pracę w 2 newsroomach i amatorskie organizowanie własnej redakcji…), ale wszystko co “wielkie” w moim życiu eksplodowało dopiero dzięki tej stronie, tej tutaj, tej o, którą właśnie czytasz.
Dokładnie dziesięć lat temu ruszyła przygoda, która zdefiniowała całe moje dotychczasowe życie.
A zaczęło się tak, jak zawsze: cicho. Trochę bez powodu. Trochę dla zabawy. Trochę z nudów.
Kto zna tę historię, ten zna. Czasem ją opowiadam.
Ten blog miał być dla mnie. Miał być tak sobie. Miał być po godzinach.
Ha.
No więc, wyszło trochę inaczej :D
Pierwsza dekada bloga
Dziesięć lat temu miałem 18 lat i byłem szczylem w przededniu własnych matur. Lubiłem seriale i książki, interesowałem się psychologią, chciałem pisać historyjki, mieszkałem z rodzicami, grałem w gry wideo i byłem wstydliwym, trochę dziwnym ziomkiem strasznie przejętym na temat tego, jak go widzą inni.
Dzisiaj mam 28 lat i jestem szczylem w przededniu trzydziestki. Lubię seriale i książki, interesuję się psychologią, jestem scenarzystą, mieszkam jakieś 30 minut samochodem od rodziców, gram w gry wideo i z fajnych progresów życia jestem ziomkiem, który jakoś się generalnie przestał bać wielu rzeczy i po prostu bierze życie jakim jest.
I przez cały ten czas pisałem.
Dzień w dzień – pisałem.
W weekendy – pisałem.
W wakacje – pisałem.
Bez żadnej kasy a wręcz na stracie finansowej – pisałem.
Pisałem, bo kochałem i nadal kocham pisanie z całego serca i nie potrafię przestać.
No i tak pisałem, że aż dziesięć lat przepisałem :)
W trakcie tych dziesięciu lat blog zmienił adres dwukrotnie, tematykę sześciokrotnie, a promowany był w każdej liczącej się sieci społecznościowej na jaką się załapał – czyli epuls zdążył paść zanim się zabrałem za publikowanie, ale potem od grona, przez naszą klasę, po wszystko co mamy dzisiaj jak najbardziej działałem.
Przewinęły się przez niego miliony Czytelniczek i Czytelników.
Miliony Was.
Poznałem dzięki niemu tysiące prze-wspa-nia-łych ludzi, poznałem setki inspirujących koleżanek i kolegów, poznałem dziesiątki idoli, poznałem dzięki niemu przede wszystkim przyjaciół i poznałem dzięki niemu niektóre z moich późniejszych partnerek (huh), zarobiłem dzięki niemu pierwsze poważne pieniądze, rozpromowałem dzięki niemu niezliczone ksiażki (a nawet parę miejsc na świecie), przeżyłem trylion trudnych do wytłumaczenia przygód a nawet przeżyłem kilka niezłych tragedii, bo nie wszystko bywa tak różowe, jak byśmy chcieli.
Wysłałem na studia kilkadziesiąt osób, a kilkanaście przeze mnie te studia rzuciło. Mam nadzieję, że obie grupy nie mają mi moich przemyśleń jakoś przesadnie za złe ;)
Zwiedziłem razem z tym blogiem pół świata, mieszkałem w Portugalii, byłem dwa razy w Stanach (z czego raz, bo namówił mnie Tomek, a raz, bo zaprosił mnie na premierę swojej książki Tim Ferriss – poznałem tam Chase’a Jarvisa), byłem dzięki niemu zaakceptowany jako prasa na niezliczone wydarzenia (włącznie z TNW Amsterdam, na którym zbiłem piątkę z Vaynerchukiem i Neistatem a blisko dwie godziny pogadałem z Ryanem Holidayem), byłem wpuszczany do zamkniętych kin, sklepów, galerii i muzeów, i stałem tam czasem obok prezydentów, którzy trochę nie wiedzieli, czemu się tam znajduję, ale nie przeszkadzało mi to – bo ja czasem też nie wiedziałem.
Przybijałem piątki z założycielami Netflixa i z komisarzami Komisji Europejskiej. A także z tysiącami z Was, moi drodzy.
Prowadziłem szkolenia, prelekcje, imprezy, warsztaty i wykłady dla pięciu, ośmiu, dwunastu, trzydziestu, pięciuset ludzi, a nawet dla tłumów przekraczających tysiąc. Prowadziłem je dla Polaków i dla ludzi z całego świata. Występowałem na aulach większości uczelni w tym kraju. Patrzyli na mnie znajomi i obcy. Czasem psuła mi się prezentacja, a czasem mikrofon, a czasem klikacz. A czasem wszystko naraz – i wtedy improwizowałem, z reguły jakimiś anegdotkami, bo ja to trochę lubię anegdotki.
Moje trzy kursy online trafiły już razem do blisko tysiąca klientów.
Nie ma miesiąca bym nie był w gazecie, telewizji czy audycji radiowej – i wiesz co, z tego jestem szczególnie dumny. Bo praktycznie NIGDY nie jestem tam jako “bloger”, tylko dzięki mojemu tłu edukacyjnemu i zawodowemu, jako psycholog biznesu pomagam świetnym redakcjom komentować rzeczywistość tak, by koić widzów i pomagać wszystkim spojrzeć na różne problemy z nowej strony.
Realizuję się zawodowo i prywatnie.
Pracuję więcej niż bym chciał, ale ja tak lubię, bo interesuje mnie w życiu to kolejne, to nowe, to czego jeszcze nie widziałem, ten temat, w którym jeszcze nie pomogłem. Więc piszę. Dokształcam się. Zbieram doświadczenia.
Próbuję i mylę się.
Nazywając rzeczy po imieniu: bywa do dupy :D
Bo to wszak życie, i zawsze czasem zawieje w twarz. Ale nauczyłem się pomędzić dwa-trzy dni a potem otrzeć mordę, zrobić kawę i po prostu z nowym gniewem spojrzeć na różne czekające mnie trudności i powiedzieć im: nu pagadi, małe cholerstwa.
Nu pagadi.
Niby 10 urodziny, a najlepsze jest to, że ja się przecież dopiero rozkręcam!
Jestem przed trzydziestką i planuję w życiu ogarnąć jeszcze kilka razy więcej przygód i atrakcji, niż do tej pory.
Ale, to temat na inny tekst.
Dziś są urodziny bloga, dziś piszę o nich.
Dziesięć lat temu postanowiłem bez wyraźnego powodu założyć sobie prywatnego bloga o kulturze i dzisiaj jest dziesięć lat później. Co do dnia. Co do godziny.
Jestem dzisiaj otoczony ludźmi, których poznałem dzięki swoim pasjom i pracy, ludźmi których kocham.
Było różnie, było biednie, było skromnie i było na styk od przepaści ale ostatecznie mieszkam dzisiaj w doskonałej chacie, mam biuro, mam studio nagraniowe (aha, bo przecież w międzyczasie powstał YouTube), mam samochód i ekspres do kawy.
Jestem otoczony rzeczami, na które zapracowałem dekadą wytężonej pracy i zawalania weekendów i wiecznego, wiecznego, wiecznego pisania, litera po literze, bez ustanku i bez przerwy, z jednym tylko celem: być coraz lepszym.
A wszystkiego tego mogłoby nie być.
Niby 10 urodziny a wszystko to mogłoby mnie ominąć
Nie wiem kim bym wtedy był, pewnie i tak by było okej, ale – cholera, ja LUBIĘ być sobą teraz! Więc byłoby strasznie szkoda!
WSZYSTKO to mogłoby się nigdy nie wydarzyć, gdybym tylko nie był takim ignorantem jako ten osiemnastoletni szczyl sprzed dekady. Bo ja wtedy nie widziałem po co to wszystko robię. Ja wtedy nie musiałem znać planu, nie musiałem znać odpowiedzi. Ja po prostu robiłem rzeczy.
No bo jak bym odpowiedział na pytanie: czy warto poświęcać TYSIĄCE GODZIN na tworzenie darmowego, mającego ZEROWĄ wartość finansową (w 2009 roku nikt nie wiedział, że rynek influencerów w ogóle powstanie – Mediafun dopiero robił pierwsze eksperymenty!) projektu, który będzie mi trochę przeszkadzał w nauce do matur, przez który nie załapię się na sensowne staże na studiach, i w który będzie trzeba inwestować więcej i więcej, i operować na stracie blisko trzy lata bez żadnego “zwrotu” – nie mówię nawet o kasie, ale w ogóle o możliwościach?
No pewnie bym negatywnie odpowiedział, powiem Ci :D
Ale na szczęście nawet pomimo moich wielu, wielu wad i przywar osiemnastolatka (hej, pracuję nad nimi!) jedno podejście towarzyszyło mi już wtedy.
Wiesz jak brzmi jedyna odpowiedź na takie pytanie, na które NIE ZNAMY odpowiedzi (a jedyne co się nasuwa to trochę czarnowidztwo) ale CZUJEMY w sercu, że po prostu musimy dać z siebie wszystko, bo jest to dla nas ważne?
Jest tylko jedna odpowiedź.
Wszystkie inne to marnowanie szans i palenie swojej pasji w imię zwątpienia.
Odpowiedź brzmi: cholera, kochana, kochany.
Jest tylko jeden sposób by się przekonać
Nie wiesz, dopóki nie spróbujesz.
Ja nie wiedziałem, dopóki nie spróbowałem.
I wiesz co?
Jest dziesięć lat później.
A ja nadal próbuję.
Póki co jest ekstra.
Bywa do dupy.
Przeszkody bywają ostre.
Znosi z trasy.
Ale pogoda jest piękna, wiatr ciągnie chłodem a od kawy bije ciepło i ja chcę więcej tego próbowania, bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie mi jutro. Czekam na to jutro tak bardzo, że zaraz chyba wyjdę z siebie i stanę obok.
I jeśli po tych moich dziesięciu latach mogę Ci cokolwiek powiedzieć z jakąkolwiek dozą pewności, to to jest właśnie to.
Idź.
Próbuj.
Bądź nierozsądna.
Bądź wręcz głupi.
Najwyżej zmarnujesz czas.
Najwyżej zmarnujesz hajs.
A może niechcący uda Ci się trafić i akurat wcelujesz swoją odwagą w tę pojedynczą, magiczną sekundę, w której przed Tobą rysowała się akurat wielkość a Tobie udało się skorzystać z okazji i skorzystasz z tej szansy tak, że ludzie w wielu miejscach na świecie zatrzymają się na chodnikach i popatrzą na siebie i powiedzą: wow, ale ktoś właśnie przegiął bagietę.
Idź, próbuj, ryzykuj. Pewnie Ci nie wyjdzie. Mi regularnie nie wychodziło.
A potem może wyjdzie?
A potem może spotka Cię takie życie, że ahoj kapitanie, to aż będzie trudne do wyjaśnienia znajomym?
Nie wiem.
Nikt nie wie.
Ale.
Jest tylko jeden sposób by się przekonać.
Ciao ,
Fotka: ryłek mój, ale zdjęcie trzasnęła niezastąpiona Joanna Pocztowa.