Cześć. Piszę do Ciebie w dosyć nietypowej sprawie. Otóż spieszę z doniesieniem, że w nadchodzących tygodniach na blogu sporo będzie się jeszcze układać. Gdzieś pewnie błyśnie wstydliwa pozostałość po starym kodzie. Komuś wyświetli się zupełnie nie to, co trzeba. Coś na pewno wysiądzie, a może, jeśli będziemy mieli szczęście, także eksploduje. Ale to dobrze.
Bo dokładnie tak ma być.
1. To dopiero początek
Od początku swojego istnienia blog przechodził niejedną transformację. Wędrowałem przez różne tematyki, odkrywałem motywy przewodnie, z dnia na dzień zmieniałem nazwy. Lubię na bieżąco rozwijać i siebie, i swoje narzędzia. Przyszła pora na kolejny skok.
Miałem zdradzić Wam jego kierunek i cel już parę tygodni temu, ale z powodów niezależnych ode mnie jestem zmuszony trochę to odsunąć. W miarę upływu czasu na horyzoncie pojawiły mi się planowane niezależnie, wcześniejsze zobowiązania i – jak się okazało – zacznę moje pasmo premier i ogłoszeń właśnie od nich. Cieszę się, bo to dobre projekty :)
Zależy mi jednak, by powiedzieć Ci jedno.
Ta jesień, ta zima i ta wiosna to będzie dużo, dużo nowego.
I obiecuję dać z siebie wszystko, by było to jak najlepsze.
Co całkiem zabawne, skoro start tego “wielkiego nowego” jest trochę niczym nagłe podniesienie teatralnej kurtyny, gdy większość aktorów nadal nie ogarnęła, czyja peruka jest czyja :) Jak powiedziałem we wstępie: wszędzie na terenie bloga będziesz napotykać małe błędy lub niedopieszczenia. Jak się bardzo, bardzo uprzesz to nawet pewien link nie poprowadzi tam, gdzie mogłoby się wydawać ale NA BOGA, OSTRZEGAM, to już są eskapady i trawersy tylko dla najodważniejszych.
Powód atrakcji jest prosty.
Prace remontowe dosięgły aż tak głęboko i inaczej się nie da.
Miałem wybór: albo trzymać bloga za zaślepką, albo uruchomić go w “pierwszym nadającym się stanie”.
Ja chciałem trzymać go w ukryciu aż do punktu, w którym byłby idealny.
Wy pisaliście do mnie po trzydzieści razy dziennie, że chcecie dostęp do materiałów.
To był prosty wybór :)
2. To wcale nie koniec
A więc. Duże projekty mają się dobrze, są na ukończeniu i w nadchodzących tygodniach będę coraz śmielej opowiadał o każdym z nich. Wierzę, że przy części z nich uda nam się całkiem nieźle dogadać, tak jak do tej pory. A przynajmniej mocno liczę na Waszą uwagę – nie mam żadnych wątpliwości, że przy wymianie opinii uda nam się razem stworzyć coś niesamowitego. Tylko przy jednym nie będę się Was słuchał, ale to już chyba ustaliśmy, że ja swojego przepisu na sernik nie nagnę nigdy i koniec dyskusji.
W międzyczasie będę razem z ekipą zawodowców, w szybkim tempie, dokańczał prace “podstawowe”, skupione na wyśrubowaniu nowego formatu bloga do maksymalnej jakości. Nie ogłaszam na razie jakoś hucznie “nowego layoutu wizualnego”, bo choć faktycznie, jest, to nie jest jeszcze gotowy na sto procent. Wstępne recenzje lub rażące błędy można mi podsyłać na adres kontaktowy, ale generalnie zachęcam do chwili cierpliwości.
Dzięki :)
3. Rozgrywasz te karty, które dostałaś
Ten wpis miał brzmieć inaczej i być kiedy indziej. Miałem w nim ogłaszać szerszy masterplan dla moich projektów a za oknem miał być późny lipiec. Na biurku miałem mieć kawę a i sam miałem być wyjątkowo przystojny. Piszę jednak tekst o czymś innym. Towarzyszy mi wczesny wrzesień. Kawy nie ma a ja wyglądam generalnie tak, jak wczoraj.
W dużym skrócie: inaczej to sobie wymarzyłem.
(No bo hej, nie mam kawy.)
Ale. Skoro rzeczywistość kopnęła mi już w piszczel marzenia, to zamiast się smętać po kątach mieszkania niczym wyjątkowo niewygłaskany lemur, przyszła pora na podejmowanie decyzji.
Pierwszą podjąłem gdy w ramach wychodzenia z dosyć niebezpiecznej sytuacji losowej (nie miałem na nią żadnego wpływu) okazało się, że liczycie na moje teksty i nie mogę sobie pozwolić na dodatkowe dni krótkiej przerwy technicznej. Wybrałem zatem dosyć niekomfortową dla mnie sytuację i blog jest online, taki jaki jest. Będziemy kończyć prace już na żywym organizmie.
Drugą decyzją było, czy w ogóle jakkolwiek nagłaśniać nasz niepełny, nowy stan rzeczy, czy też siedzieć cicho aż nie skończą się prace. Uznałem jednak, że chcę zawsze być na maksa fair i hej, niech będzie co ma być. Powstał zatem ten tekst. Na razie mi się nawet podoba, bo mogłem w nim napisać o niegłaskanych lemurach, ale możecie mi wierzyć – pisałem już łatwiejsze :)
W tekście z kolei wahałem się, czy postawić na same, suche informacje o ewolucji bloga, czy też pozwolić sobie na dodatkowy wniosek, bo z jednej strony, dobrze jest się uczyć, ale z drugiej, czasem, po prostu człowieka spotykają nagłe problemy. I widzicie, parę procesów decyzyjnych później jesteśmy tutaj.
Ja pod koniec pisania, Ty pod koniec czytania.
Świat, choć całkiem ładny (szczególnie we wrześniu), rzadko kiedy będzie się super starał o doskonałe warunki pod wszystko, co sobie tylko wymarzysz. To tak nie działa. Na szczęście nawet podławe warunki – gdy zajmiesz się nimi z odpowiednim nastawieniem i pracowitością – przyniosą sporo dobrego.
Myślę sobie czasem, że w ogólnym rozrachunku to może nawet ważniejsze?
Na dzisiaj kończę. Przede mną dużo pracy.
Do kolejnego i – powiem wprost – życzcie powodzenia :)
Ciao ,