Moja mała, miejska medytacja

 

Zaczynanie dni to niesamowita sztuka. Bodźce, które na nas wpłyną w tym krótkim okienku tuż po zbudzeniu w bardzo silnym stopniu determinują humor na sporą część reszty dnia. Lepiej się przygotować.

Zawsze gdy wstaję to mam ochotę sięgnąć po telefon. To fajna wymówka – poleżę jeszcze dziesięć minut, ale przynajmniej sprawdzę sobie pocztę i odpiszę znajomym po nocy. Jak jest bardzo śpiąco, to może i o pudelka zahaczę. To bardzo słaby pomysł. Odbierając pocztę i odpisując znajomym od samego świtu wrzucamy umysł w setki pętlki pożerających skrawki uwagi. Nie mamy jej w nieskończoność. To odnawialny, ale ograniczony zasób.

Lepiej jest zacząć od rzeczy ważnych, wtedy reszta samoczynnie odnajduje swoje miejsce. Albo i miejsca nie starcza – co też jest bardzo praktyczne. Zawsze gdy zacznę prawidłowo dzień to czuję potem, jak automatycznie nadaję lepsze priorytety działaniom. Część wylatuje. Przy zachwianym poczuciu misji pewnie bym się nimi zajął i zmarnował czas.

Dlatego z samego rana zawsze staram się robić następującą rutynę:

– Szklanka wody

– Pstryknięcie czajnika

– Mycie zębów

– Zrobienie sobie dobrej kawy (notka wkrótce!)

– Pójście z tą kawą do okna i patrzenie się na świat przez 10 minut

(Użyłem w treści wpisu słowa “medytacja” bo w ten sposób prawdopodobieństwo, że się zrozumiemy jest najwyższe. Przy czym ja nie myślę o tym jako o medytacji. Dla mnie to jest po prostu patrzenie się na świat. Lubię proste słowa.)

Dziesięć minut to niby mało, ale spróbuj kiedyś nastawić sobie odliczajkę w telefonie na 10 minut i po prostu patrzeć się przez okno „aż nie zadzwoni”. Zacznie Ci się dłużyć ze trzy razy zanim naprawdę minie wybrany czas :)

Jakiekolwiek śniadanie, jakąkolwiek muzykę czy przeglądanie kalendarza zaczynam dopiero po tym zapoznaniu się z każdą przyrodniczą cechą danego poranka. Nawet jak leje, to bywa fajnie. Rzadko wytrzymuję pełne dziesięć minut, bo lubię też najważniejszą rzecz na dzień zrobić tak wcześnie jak się da, ale liczy się sam proces.

Gdy masz wrażenie, że czas płynie jakoś nieprzyjemnie szybko a obowiązki mnożą się niczym brudne naczynia w jednokomorowym zlewie to zapraszam Cię do takiego porannego posiedzenia z twarzą przy szybie razem ze mną. Poranna porcja myślenia o marzeniach i wyglądzie świata to naprawdę fajna sprawa :)

Jeśli czytasz to rano – spróbuj. Jeśli popołudniu lub wieczorem, wpisz sobie taką próbę w kalendarz.

Jeśli już nie chce Ci się tego czytać – idź zrobić sobie kawę.

Wiesz gdzie z nią pójść.

Ciao,

Andrzej Tucholski

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu zajmującym się wysokosprawczością oraz ogarnianiem w późnym kapitalizmie. W drugim życiu piszę książki fabularne i scenariusze.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu aktualności na temat mojej pracy oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, tiktok, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies