Zdaj egzamin. Naucz się języka. Napisz książkę. Każde z tych marzeń fajnie brzmi. Pojawia się jednak problem: jak się TAK NAPRAWDĘ za nie zabrać? W jaki sposób rozbić taki gigantyczny projekt na możliwe do ogarnięcia, codzienne etapy?
Chętnie pomogę :)
Dlaczego dobry plan to podstawa?
Bez podzielenia swojego ogromnego projektu na małe kroki nigdy nie doprowadzimy nawet do jego częściowej realizacji. Lubię wyjaśniać tę kwestię na przykładzie treningu fizycznego.
Jeśli ktoś idzie na siłownię zrobić proste cardio oraz potrenować mięśnie nóg pod hipertrofię to najprawdopodobniej ma przewidziane wszystkie potrzebne ćwiczenia. Ile setów, po ile powtórzeń, na jakim obciążeniu. Dzięki temu wie, że osiąga całożone cele.
A jeśli ktoś idzie “poćwiczyć” to się trochę pokręci, posiedzi na telefonie, a potem pójdzie do domu.
Etapy projektu – trójpodział
Podstawą mojego systemu działania jest dzielenie każdego projektu na wielkie Etapy Główne, które z kolei dzielę na mniejsze Etapy, które potem dzielę na Zadania. Wygląda to tak:

Omówmy to na konkretny przykładzie
Projekt: egzamin ACCA (powiedzmy, że F2 / MA)
Projekt, Etapy główne: nauka wstępna, nauka właściwa, eliminowanie błędów
Projekt, Etapy: tutaj zaczyna się zabawa :)
Naukę wstępną podzieliłem na: znalezienie materiałów pomocniczych od ACCA i rozplanowanie prac w oparciu o nie; research, jakie podręczniki sa najlepsze; przeczytanie tych podręczników razem z robieniem podstawowych notatek; zrobienie notatek ze swoich notatek; przerobienie wszystkich przykładowych ćwiczeń spod rozdziałów w miarę ich poznawania; przerobienie jeszcze raz wszystkich przykładowych ćwiczeń spod rozdziałów jedno po drugim i przygotowanie się na naukę właściwą.
Zajęło to połowę całego czasu
Naukę właściwą podzieliłem na: przerobienie sporej porcji ćwiczeń dodatkowych (po trzy na rozdział) z dodatkowego zbioru zadań; wypisanie problematycznych tematów; przerobienie jednego egzaminu testowego ACCA F2/MA i wypisanie problematycznych tematów; powtórne przeczytanie wszystkich problematycznych rozdziałów, zrobienie kolejnej porcji ćwiczeń (znowu po trzy na rozdział) z dodatkowego zbioru zadań, ale tylko z tych problematycznych tematów.
Zajęło to jedną czwartą czasu.
Eliminowanie błędów podzieliłem na: przerobienie trzech egzaminów próbnych ACCA F2/MA oraz robienie zadań z problematycznych tematów tak długo, aż mi się czas nie skończył :)
Robiłem to, dosłownie, aż do późnej nocy przed egzaminem.
A co z zadaniami?
No wiecie, “zadania” to już były pojedyncze rozdziały, pojedyncze ćwiczenia. Aż do skutku.
Projekt podzielony na etapy: jakie mechanizmy zastosowałem?
Jeśli jesteście absolwentami mojego kursu uczenia się dla osób dorosłych to zdradzę Wam, że – używając słownictwa z niego – całą naukę oparłem dosłownie o kilka mechanizmów :)
Najpierw notowanie “na dwa razy”, potem metoda jednej kartki (robiona “po razie” na każdy Etap Główny), potem metoda Arnolda aż do upojenia, na końcu metoda Feynmana i robienie wielu sprawdzianów.
Dało radę!
Jak to wygląda wizualnie?
Pomyślałem sobie, że fajną atrakcją może być pokazanie, jak te trzy etapy nauki wyglądały “na papierze” :) Sami zobaczcie.

Najpierw wybrałem podręcznik. Miałem jeszcze do wyboru BPP, kwestia preferencji.

W środku – klasycznie. Z jednego będę notował, z drugiego “ćwiczył, a trzecie mi się przyda na szybkie powtórki :)

Potem, w trakcie pierwszego Etapu Głównego zrobiłem dosyć intensywne notatki z podręcznika. Numeracja w lewym górnym rogu przypominała mi, który “chapter” aktualnie czytam.

Tych notatek wyszło 61 stron. Mój projekt ma coraz sensowniejsze etapy.

Potem zrobiłem jedną rundę ćwiczeń (“test your understanding”) z podręcznika. Na tym etapie robiłem jeszcze pełno błędów :)

Ćwiczeń wyszło raptem 18 stron.
To był też koniec pierwszego Etapu Głównego. Przeszedłem więc do drugiego – nauki właściwej.

Zrobiłem “notatki z notatek” – 61 stron nagle zmieściło się na 15 :)

I potem znowu. Tym razem 15 stron zmieściło się na 8.
Dalej nie chciałem już streszczać, bo uznałem, że to byłaby przesada.
Przeszedłem zatem do trzeciego Etapu Głównego – eliminowania błędów

Po czterech egzaminach próbnych i kilku setkach próbnych ćwiczeń zacząłem wypisywać najczęściej popełniane przeze mnie błędy – tutaj, pomijając skreślenia i bazgroły, wyszły 3 strony :)

Ale! Te napisane 3 strony to tylko wnioski!
Obliczenia, dzięki którym rozwiązałem te egzaminy i ćwiczenia próbne zajęły nie wiem ile stron, ale na oko pewnie znowu koło 60?

Wyprodukowałem więc mniej więcej tyle samo notatek, ile podręcznika :D
Jak podzielić swój projekt?
Okej, możecie teraz pomyśleć, egzamin to jedno. A wiele innych projektów (nauka języka, trening fizyczny, pisanie książki lub zakładanie firmy) to jednak co innego. Widzicie – i tak i nie.
Egzamin to wyzwanie “punktowe”, tzn. ma deadline, ma pewną konkretrną formę sprawdzenia, czy się powiodło, czy nie. Albo zdajesz, albo uwalasz.
Założenie firmy to wyzwanie wieloletnie, ciągłe. Jakiś deadline jest co pięć minut, ciężko dokładnie powiedzieć, co się ma sprawdzić, a co nie, i kiedy, i dlaczego.
Do pewnego stopnia (i dla własnej higieny psychicznej) każdy projekt można podzielić na krótsze lub dłuższe pasmo wyzwań punktowych.
W przypadku zakładania firmy wymyśliłbym takie Etapy Główne: opracowanie produktu, opracowanie rynku, biznesplan, testowanie biznesplanu na modelach i przy użyciu scenariuszy rynkowych, kwestie organizacyjne, kwestie techniczne, kwestie prawne, kwestie wizerunknowe, założenie firmy, pierwsza komunikacja, pierwszy miesiąc działalności, analiza rzeczywistości, “strojenie instrumentów”, drugi miesiąc działalności – i tak dalej.
W efekcie zawsze wiemy “gdzie jesteśmy”.

OK, to ostatnie pytanie – a ile potrwają takie etapy?
Oho, no to oberwałem. Najtrudniejsze pytanie ze wszystkich.
Czas jest bardzo umowny. W przypadku wystandaryzowanych wyzwań punktowych (znowu: egzamin ACCA) możemy często liczyć na organizatorów. Osoby próbujące podejść do egzaminu F2/MA bez trudu znajdą w internecie oficjalny kalendarz nauki, tzn. rozpiskę ile się uczyć, w jakie dni, w trakcie ilu tygodni. Gotowe.
A jeśli chodzi Wam po głowie zabrać się za coś mniej opisanego, pewnie będziecie sami musieli poszukać, jak wygląda sytuacja. Niezależnie jednak od obranego kursu, mam dla Was radę.
Nieważne, ile czasu założycie, i tak dopiszcie dodatkowe 50%.
Ludzie na forach mówią, że zrobicie certyfikat w rok? Dajcie sobie półtora.
Podobno firmę zakłada się w tydzień? Dajcie sobie półtora.
Proste montaże filmowe powinno się robić po czterech tygodniach? Dajcie sobie sześć.
Opóźnienie spotka Was z najróżniejszych powodów. Może po prostu nie uda się Wam tak szybko skupić, jak byście chcieli. Albo materiał będzie trudniejszy, niż sądziliście. Albo – po prostu – wiatr źle zawieje i nie wiadomo kiedy stracicie tydzień na łażenie w kółko.
Tak bywa.
Nie warto zatem stawiać sobie nierealnych deadline’ów, ponieważ projekt ZROBIONY w rok jest o wiele lepszy od projektu NIEZROBIONEGO w miesiąc :)
Jak macie jeszcze jakieś pytania to koniecznie piszcie w komentarzach!
Ciao ,
Zdjęcie: ian dooley ze zbiorów Unsplash.