Dobre narzędzie to podstawa udanej pracy. Każdy kucharz dba o swoje ulubione noże. Każdy fotograf traktuje z szacunkiem posiadane obiektywy. Ja w podobny sposób podchodzę do używanego komputera – wszak bez niego nie napisałbym ani jednego tekstu i nie zmontowałbym dla Was ani jednego filmu. Kiedy zatem uznaję, że warto kupić nowy komputer?
A może jednak z wniosków wychodzi mi, że lepiej się wstrzymać i poczekać? :)
Po pierwsze – nowy komputer jako narzędzie
Niezależnie od tego, czym zajmujesz się zawodowo – czy jesteś fotografem, czy architektem, czy programistą – pozwolę sobie jeszcze przez moment kontynuować analogię komputera jako narzędzia. Jest to bardzo wszechstronne urządzenie, które pewnie każdy wykorzystuje inaczej. Jedni na swoim laptopie będą przede wszystkim siedzieć w AutoCADzie, podczas gdy inni rzadko kiedy wyściubią nos znad Photoshopa.
Wszystkie te programy łączy jednak pewien wspólny mianownik – muszą działać efektywnie.
Muszą dobrze śmigać na systemie operacyjnym (dlatego upewnienie się, że mamy najnowszą wersję Windowsa 10 to podstawa) i powinny radzić sobie z najnowszymi wymogami rynku.
Innymi słowy: nawet jeśli używane programy “jakoś działają” na naszym dotychczasowym pececie, zawsze warto zastanowić się nad tym, o ile szybciej lub lepiej pracowalibyśmy na bardziej wydajnej maszynie. Denerwujące przerobienie 100 zdjęć a spokojne przerobienie 300 to różnica pomiędzy jednym a trzema zleceniami.
Męczenie się z każdym renderem a możliwość szybkiego wypuszczania wielu plików to różnica pomiędzy fantastycznymi kolorami w filmie a takimi, no wiecie, przeciętnymi.
Korzystanie z matrycy, która 3 lata temu była przełomowa, ale dzisiaj przekłamuje już kolory (w porównaniu ze współczesną technologią) a podciąganie kolorów korzystając z najnowszych osiągnięć nauki to trochę “być albo nie być” dla osoby pracującej ze zdjęciami.
Swoją drogą – jako były ambasador ultlrabooków jestem niesamowicie zadowolony z kierunku, w którym rozwijają się wszystkie, że tak powiem, “dodatkowe” opcje laptopów. Pamiętam, jakie oczy zrobiłem, gdy pierwszy raz przesunąłem zdjęcie z poprzedniego na kolejne przy pomocy dotyku ekranu. Gest znany mi wyłącznie z telefonów nagle stał się codziennością porannej prasówki lub wieczornego czytania komiksów na ekranie komputera. A teraz te zapożyczenia ze świata komórek idą jeszcze dalej. Możecie się np. logować przy pomocy spojrzenia w kamerkę.
Albo “mazać” po ekranie własnoręczne notatki w OneNote (to szczególnie ciekawa opcja dla wszystkich uczestników niedawnego wątku na naszej grupie “Sekretna Kawiarnia”, gdzie właśnie OneNote cieszył się niesamowitą popularnością – wyobraźcie sobie wesprzeć jego możliwości rysunkami!). Windows Ink to fajny kierunek rozwoju i będę trzymał kciuki, by sporo w niego inwestowali.
A zresztą, słuchajcie, kolejne korzyści płynące z sięgnięcia po nowszy, bardziej wydajny sprzęt mógłbym Wam tutaj mnożyć godzinami. Przecież dokonując upgrade’u swojej maszyny zyskujecie też dostęp do szybszych opcji transferu (USB-C czy Thunderbolt to o wiele fajniejszy kolega od USB 2 generacji) czy, przykładowo, większego bezpieczeństwa zewnętrznego. Serio, te atesty, którymi chwalą się nowe laptopy z Windows 10 (np. od Lenovo) to jest zupełnie nowa jakość gry.
Szczególnie, odkąd jestem przedsiębiorcą – chociażby RODO wymusza na mnie zabezpieczenie komputera przed dostępem gagatków. Dawniej nadawałem swojemu kontu złożone hasło i bardzo mocno zapinałem plecak. A teraz dochodzą jeszcze te wszystkie nowe technologie walki z cyberprzestępczością i kradzieżami danych. Mam na przykład dostęp do szyfrowania BitLocker szybko blokującego dostęp do danych gdy tylko ktokolwiek zaczyna gmerać złośliwym oprogramowaniem lub próbuje mi wykręcić dysk. To funkcja dostępna wyłącznie w wersji Windows 10 Pro – systemie właśnie do użytku biznesowego.
Kolega zarządzający większą grupą pracowników chwali za to Device Guard, czyli klikanie, by dany dostawca programów był “zaufany” i w efekcie jego pracownicy na pewno korzystają z oprogramowania wolnego od zagrożeń i jakichkolwiek przecieków.
Czuję się spokojniej wiedząc, że “kłódka” na moich cennych danych trzyma dobrze :)
Heh, aż się rozmarzyłem trochę – teraz jestem “szefem” własnej firmy, a przecież to się wszystko tak skromnie zaczynało!
Nie byłoby tego bloga gdyby nie netbook (2010 rok!), a później ultrabooki (2011+), dzięki którym pisałem nawet w komunikacji miejskiej, dojeżdżając na uczelnię i z powrotem.
I dzisiaj tego bloga i YouTube’a też by nie było, gdyby nie moja potężna “stacja montażowa” z szybkim Windowsem 10 na pokładzie. W tej sekundzie siedzę przy niej pisząc do Was te słowa. A w tle renderuje się film na sobotę. Bajka.
Podsumowując jednym zdaniem: szkoda tworzyć przeciętne efekty pracy, skoro można zachwycać klientów wspaniałymi :)
A zatem, mój wniosek w przypadku traktowania komputera jako narzędzia brzmi: kupować.
Dobra rada: dla najlepszego efektu dobrze jest wybrać interesujący nas model i dopiero POTEM sprawdzać, jakie ma ceny lub gdzie jest dostępny. Komputer to bardzo “celowe” urządzenie i montażysta będzie potrzebował trochę innej specyfikacji laptopa od ilustratora. Warto zatem zainteresować się, przejrzeć oferty najpopularniejszych firm i sklepów i dopiero posiadając całą tą wiedzę polować na najfajniejszą ofertę.
Tak jak pisałem z okazji “Black Friday” – to promocje są dla nas, a nie odwrotnie!
Po drugie – nowy komputer jako inwestycja
No pewnie – możecie sobie pomyśleć – wszystko fajnie, ale nie każdego stać na nowy komputer tylko dlatego, by się “miło” pracowało.
W stu procentach się z Wami zgadzam.
Tylko że kupowanie komputera bardziej przypomina kupowanie nowego obiektywu (którym możemy łapać ujęcia niemożliwe do uchwycenia wcześniej) niż nowego noża (który, sam w sobie, nie zwiększy umiejętności kucharza o nowe techniki lub przepisy). Czasem dodatkowa moc przerobowa – mocniejsza karta graficzna, więcej pamięci RAM, przejście na technologię dysków SSD – umożliwi Wam wejście na zupełnie nowy rynek.
Dam Wam przykład.
Jasne, na moim poprzednim komputerze mogłem z mniejszym lub większym sukcesem montować filmy. Ale renderowanie zajmowało godziny, a ja regularnie musiałem odrzucać dodatkowe oferty, bo wiedziałem, że fizycznie nie wyrobię się z produkcją kolejnego materiału. Mogłem też zapomnieć o pracy w rozdzielczości 4k, bo jedynym efektem kliknięcia w tą nastawę była natychmiastowa procedura resetowania komputera.
Mające już kilka lat podzespoły nie chciały się zgodzić na pracę bez wsparcia ;)
Dlatego uzbierałem pieniądze i zainwestowałem w lepszy sprzęt, w nowy komputer.
W teorii taki, który pozwoliłby mi przyjemniej robić to, co robiłem wcześniej.
A w praktyce zyskałem dostęp do tak zoptymalizowanej mocy przerobowej, że bez problemu uruchomiłem wiosną 2018 roku zupełnie nowy format – a mianowicie regularne vlogi. Nie byłbym w stanie zająć się nimi gdyby nie szybsza praca nad wszystkim innym.
W innym zleceniu spełniłem za to pewien wymóg techniczny, którego wcześniej fizycznie nie potrafiłbym zorganizować – a mianowicie miałem przesłać agencji do akceptu roboczą wersję filmu w rozdzielczości 4k. Potem finalny plik miał już być w “normalnym” HD :) ale centrala zażyczyła sobie analizowanie materiału w turbo skali. A ja na to: proszę państwa, nie ma sprawy!
Podsumowując, moja decyzja o lepszym komputerze “zwróciła się” w pięć miesięcy. A potem każdego kolejnego mijającego miesiąca byłem już “netto” na plusie.
Nadal tak jest.
A więc, mój wniosek w przypadku traktowania komputera jako inwestycji brzmi: no pewnie, że kupować.
Na nowy komputer nie warto czekać w nieskończoność, bo zmarnowane możliwości (a także nieoptymalnie wykonana robota, bo sprzęt nie był wydajny) też kosztują.
Dobra rada: Zwróćcie koniecznie uwagę, jakie będą utracone zyski w przypadku zdecydowania, że jednak nie bierzecie nowego laptopa lub stacji. Krótkoterminowo oszczędzicie i zatrzymacie więcej pieniędzy na koncie, ale w dłuższej perspektywie możecie pozbawić się szans na większą liczbę zleceń lub możliwość uczestnictwa w lepszych / trudniejszych przetargach. Do tego dochodzi jeszcze przecież kwestia wpisywania sobie zakupu komputera w koszty :)
Po trzecie – zupełnie nowe możliwości
To będzie trudny akapit, ale jako psycholog wierzę, że bardzo potrzebny.
No bo zobacz – jeśli potrzebujesz nowego komputera do pracy to nie masz dylematu. Po prostu go potrzebujesz, jako narzędzia.
Jeśli wiesz, że nowy komputer pozwoli Ci sięgnąć po nowe rynki lub zlecenia, to ten dylemat tez nie jest zbyt straszny. Taki komputer to inwestycja.
Ale co, gdy po prostu czujesz, że przydałoby Ci się coś nowego? Z jednej strony mam ochotę uruchomić w sobie “wujka dobrą radę” i namawiać Cię, że skoro bezwzględnie nie potrzebujesz upgrade’u do życia, to się powstrzymaj i poczekaj, bo może kasa przyda się na coś innego. Tylko że widzisz, gdybym tak napisał, to byłbym hipokrytą. Bo dla mnie potrzeby emocjonalne i aspiracyjne są bardzo blisko tych, które możemy policzyć w złotówkach :)
Widzisz, pracowałem kiedyś na sprzęcie, na którym wgranie każdej fotki na bloga trwało od dwóch do pięciu minut.
Potem kupiłem sobie nowy, na którym pracowało mi się wygodniej i zyskałem dostęp do nowych możliwości, dzięki czemu zakup zwrócił się w pół roku.
Ale tak szczerze i między nami to najbardziej pamiętam inny efekt tej decyzji.
Ja się po prostu znowu zacząłem cieszyć z pracy.
Nowy komputer już ma taki wpływ.
Znowu z wielką przyjemnością odpalałem Windowsa i patrzyłem jak ikonki moich ulubionych programów płynnie pojawiają się na pasku startu. Dzięki większemu bezpieczeństwu, nowej gwarancji i usprawnionej technologii wiedziałem, że znowu mogę łazić z tym laptopem w teren. Dzięki stabilnemu systemowi poczułem spokój, że nic mi się nie zawiesi.
No i – tak już zupełnie “na miękko” – ta szybka i ultra nowoczesna praca zadęła mi w żagle zupełnie nowym wiatrem chęci do tworzenia.
Krótko po kupnie tego laptopa napisałem jedne z najlepszych notek w historii bloga.
Na nim powstały pierwsze szkice mojego e-booka.
Na nich nie “zarobiłem” ani grosza. Ale pewnie to właśnie dzięki jednej z ninch teraz Ty jesteś tutaj i czytasz te słowa :)
Prywatnie zawsze mam tak, że dopóki “coś działa” to jestem bardzo przeciwny zmianie na nowe.
Szanuję pieniądze i nie lubię nimi bezpodstawnie szastać, szczególnie gdy wydatek miałby być spory. Ale wiecie co? Parę lat temu zorientowałem się, że czasem realne, pragmatyczne podejście stoi w sprzeczności z taką moją wrodzoną potrzebą “chomikowania” zasobów na czarną godzinę. Ja do swojej pracy dobrego, szybkiego i niezawodnego sprzętu po prostu potrzebuję. Mój czas i moje możliwości techniczne są wprost proporcjonalnie powiązane z przychodami i nie chcę na tym oszczędzać, bo nie dość, że psuję sobie humor, to jeszcze potem mogę się w głupi sposób pozbawić szansy na rozwój kariery :)
Dlatego – sami widzicie. Cieszę się, że Microsoft Polska zagadał do mnie w sprawie akcji mającej na celu zachęcić Polaków do zwrócenia uwagi na ewentualną możliwość zainwestowania w nowe, lepsze komputery z Windowsem 10 na pokładzie. Jako gorący orędownik dbania o swoją kulturę pracy zawsze chętnie podpiszę się pod zwiększaniem swojego komfortu i dostępnych możliwości rozwoju.
Oczywiście, to kosztuje pieniądze.
Ale gdy mówimy o pracy, to taki zakup też moi drodzy te pieniądze potem “zarabia”!
Tak po prostu :)
Ciao ,
Tekst powstał we współpracy z Microsoft Polska.