Świąteczne przygotowania – jak się wyrobić i wszystko ogarnąć na czas? (A także pomysły na prezenty!)

Czas czytania: około 11 minut • Inspiracje
 

Wczesny wieczór. Lampki w każdym oknie. Ciepło unoszące się parą znad zawiniętych szczelnie szalików. Wszyscy są trochę zmęczeni i przecierają oczy, by dodać sobie jeszcze trochę otuchy. Świąteczne przygotowania, co nie?

Ale też i wszyscy są szczęśliwi, bo do upragnionego spotkania z rodziną zostało raptem dziesięć, siedem, pięć, trzy dni. I wtedy będzie można odetchnąć.

I duchowo, i emocjonalnie, i fizycznie.

Uwielbiam ten obrazek :)

Już “parę” lat od dzieciństwa minęło, a ja nadal nie przejmuję się upływem czasu. Nadal kocham Święta tak samo, jak dawniej. Moje podejście do tej magii, do samych chwil z bliskimi nie zmieniło się zupełnie. Bardzo za to zmieniło się moje podejście do przedświątecznych przygotowań. Było parę takich lat, że o mało co się nie wkurzyłem. Byłem bardzo blisko zniechęcenia się do “całego tego grudnia”.

Jak się potem okazało – przez nieodpowiednie nastawienie.

Widzicie, moi drodzy: ze światem to jest tak, że – z psychologicznego punktu widzenia – będzie dokładnie taki, jakiego się sami dopatrzymy :)

Najprościej będzie mi to wyjaśnić przy pomocy historii pewnego ciekawego faceta. Nazywa się on Derek Sivers i lubi opowiadać anegdotę, która kiedyś bardzo mi się spodobała i chętnie ją teraz przekażę Wam.

No więc: Derek mieszkał kiedyś w Santa Monica, w Kalifornii. Spod jego domu ruszała długa, licząca blisko trzydzieści kilometrów trasa rowerowa. Często nią jeździł. Męczył się, zasuwał ile sił w płucach, tyrał, nigdy nie zmiękczał przerzutek i dawał z siebie wszystko, by wykręcić najlepszy możliwy czas. W efekcie trasa zajmowała mu 43 minuty.

Niestety, szybko ją znienawidził. Kojarzyła mu się wyłącznie ze zmęczeniem. Rzucił więc rower w kąt i zniechęcił się do dalszych wyjazdów.

Po dłuższej przerwie postanowił dać trasie ostatnią szansę. Tylko że tym razem zdecydował się jechać tak, by było komfortowo. Niekoniecznie “super wolno”, ale no – sami wiecie – bez maksymalnego wysiłku. Jechał tak, by popatrzeć na ocean. Nacieszyć się świeżym powietrzem. Podobało mu się. Był przekonany, że spędził na tym rowerze długie godziny.

Na podjeździe swojego domu rzucił okiem na zegarek.

Trasa w tej nowej, spokojnej wersji zajęła 45 minut.

O dwie minuty dłużej niż w przypadku forsownego wysiłku.

Nie zawsze “danie sobie luzu” spowoduje wywrócenie planu do góry nogami.

Czasem “danie sobie luzu” po prostu spowoduje spóźnienie się o STRASZNE I NIEODWRACALNE 2 minuty :)

(Tylko nie to!)

Jeśli spojrzymy na świąteczne przygotowania w centrum handlowym jako na “dramatyczną tragedię”, na którą mamy “super mało czasu” – będą dokładnie takie. A jeśli uznamy, że będą przygodą, z którą nie musimy się spieszyć, to też będą dokładnie takie :)

Wszystko leży w optyce, którą świadomie wybierzemy.

Z okazji świąt przyznam się Wam, że ja zawsze wybieram tę samą. A mianowicie, tak po prostu, jestem łagodny. Dla siebie, dla innych. Dla tego co mi nie wychodzi. Wiem, że będę pracował wolniej. Wiem, że będę potrzebował więcej czasu, by wszystko pozbierać. W końcu KAŻDY w grudniu jest “na wylocie” z męczącego kwartału – czy to studenckiego, czy to zawodowego.

Trzeba zatem pogodzić się z faktami i tę potrzebę łagodności wykorzystać na wspólną korzyść.

Świąteczne przygotowania? Wiadomo!

Jak się zatem wyrobić ze wszystkim?

Nie bez powodu piszę dla Was ten tekst wcześniej, w początkach grudnia. Kluczowe jest rozpocząć wszystkie manewry z odpowiednim zapasem czasu. Prezenty mają spore szanse na terminową dostawę, jeśli da się im trzy tygodnie. Podobnie wygląda sprawa z miejscem w kalendarzu, gdy próbujecie tam wepchnąć lepienie pierogów lub wieszanie lampek.

Jeśli rozpoczniecie wszystkie przygotowania 20 grudnia to zostanie Wam już tylko gaszenie pożarów aż do samej Wigilii.

jeśli rozpoczniecie zabawę 10 grudnia to będziecie w stanie mądrze rozdysponować cały pozostały Wam czas tak, że nawet ewentualne nieplanowane problemy zamortyzujecie mądrym zostawianiem “stref buforowych” pomiędzy innymi obowiązkami. To moja klasyczna metoda na spokój w życiu. Każde dwie rzeczy do zrobienia zostają oddzielone trwającym pół godziny “pustym zadaniem”. Jeśli akurat nic mi nie wyskoczy – będę do przodu z planem. A jeśli wyskoczy to jestem przygotowany.

A jeśli zaczniecie temat w Mikołajki – fajna, symboliczna data :) – to w zasadzie Wasze świąteczne przygotowania są gotowe!

Właśnie z takim zamysłem przyszła do mnie tej zimy Visa. Pogadaliśmy i uznaliśmy, że bardzo ważne byłoby powiedzieć publicznie: w Święta liczy się spokój ducha i maksymalizowanie czasu z bliskimi. Dlatego zgodziłem się na tę współpracę i cieszę się, że razem z godną zaufania marką mogę głosić podobne wartości. Dlatego też z radością poprosiłem narzeczoną by porobiła mi kilka zdjęć upamiętniających tegoroczne przygotowywanie się do kupowania prezentów i organizowania wszystkiego. Możecie więc zobaczyć jaki ze mnie domorosły pan model fotograficzny ;)

Dzięki jej sprawności – a także dzięki bezproblemowemu, super szybkiemu płaceniu za wszystko moją kartą Visa (mam karty tej firmy od zawsze – od mojego pierwszego konta!) byliśmy w domu zanim się obejrzeliśmy.

Tylko plecaki jakieś takie cięższe.

(No wiecie.)

(Przez prezenty!)

(Ach te świąteczne przygotowania.)

Świąteczne przygotowania: jak zadbać, by wszystko było zrobione?

Bardzo lubię powiedzenie: “slow is smooth and smooth is fast”. Jeśli robimy coś sprawnie, to nawet jeśli nie robimy tego super hiper ekstra szybko, to i tak mamy efekty. Ominą nas przestoje. Nie będziemy musieli nadrabiać błędów. Skrupulatnie pójdziemy do przodu i po prostu damy sobie czas na pomyślenie, czy wszystko jest okej.

Dokładnie z takim nastawieniem podchodzę co roku do przedświątecznych przygotowań.

Staram się do nich podejść tak, jak Derek Sivers do jeżdżenia rowerem :)

Dbam, by wszystko było zrobione w prosty sposób, który nie będzie męczył: przygotowuję listę obowiązków i daję sobie sporo czasu, by każdy wcześniej ogarnąć. Kiedyś przejmowałem się, że w efekcie nie zmieszczę w grudniowe dni jeszcze czegoś, jeszcze jakiegoś projektu – w ostatnich latach doszedłem jednak do wniosku, że nie warto. Chcę poświęcać uwagę na to, co jest bliskie mojemu sercu, a resztą zajmę się później, w swoim czasie.

Świąteczne przygotowania? Wiadomo!

Nawiązując do Dereka: jestem w stanie “oblecieć galerię handlową” w półtorej godziny. Tylko że po takim wyczynie nie będzie mi się chciało jakoś szczególnie cieszyć kolędami.

Wolę więc  wyciągnąć z portfela kartę Visa, jednym “piknięciem” kupić sobie kawę i pochodzić po moich ulubionych księgarniach. Po różnych miejscach, które mi się po prostu podobają. Tak, potrwa to dłużej. Tak, będę dzięki temu szczęśliwszy. I tak sobie myślę, że wybiorę bliskim lepsze prezenty lub postaram się o smaczniejsze jedzenie. Nie namawiam tutaj do jakiegoś przesadnego hedonizmu, ale wiecie co? Coś mi podpowiada, że człowiek dający sobie chociaż odrobinę luzu to jest – po prostu – człowiek lepiej myślący. A cóż przyjemniejszego w obliczu sporego wyzwania (ogarnąć CAŁE Święta w dwa tygodnie!!!) niż pewność, że dobrze mi się myśli i wiem, co robię :)

Musisz podjąć samodzielną decyzję, z czego chcesz zrezygnować, a na co mieć więcej czasu.

Moje decyzje na świąteczne przygotowania wyglądają tak:

– Zakupy, których wybieranie nie sprawia mi przyjemności załatwiam przez internet i ze sporym wyprzedzeniem (sklepy z dowozem są super)

– Zakupy, które uwielbiam (prezenty) załatwiam tak, by sporo czasu wybierać najlepszą opcję, a potem szybko kupować i lecieć dalej!

– Jeśli czuję, że leci mi uwaga lub nie mam już skupienia, stawiam sobie kawę i chwilę odpoczywam. Dziesięć minut relaksu potrafi kupić nawet parę godzin dodatkowej determinacji, by ogarniać temat nawet gdy już się DAWNO odechciało :)

– Same przygotowania traktuję metodą Walta Disneya, czyli najpierw wypisuję wszystko co bym chciał, potem skreślam wszystko co jest nierealne, a na końcu szukam praktycznych rozwiązań, w jaki sposób doprowadzić do tego, co zostało. W efekcie lista BARDZO puchnie, potem BARDZO chudnie, a potem wiem, że jest wykonalna :)

– W prywatnej hierarchii potrzeb stawiam na równi “współczynnik zrobienia komuś TURBO dobrego humoru” oraz moje samopoczucie – są na samej górze. Potem reszta.

Mam zatem przygotowany budżet i listę tematów do przerobienia.

Odwiedzam więc moje ulubione miejsca i “pikam” w nich kartą Visa wiedząc, że każde takie “piknięcie” to jedno zrealizowane marzenie lub dodatkowy uśmiech kogoś, na kim mi bardzo zależy. Bezpiecznie i szybko zamieniam moje wcześniejsze starania zawodowe (a więc i wypłaty! :D) na najfajniejszą walutę: wspólnie rozumiane emocje i wspomnienia.

Rozmarzyłem się trochę. Uwielbiam kupować prezenty :)

No i odpowiedź na często zadawane pytanie – jak wybrać trafione prezenty?

Najlepszy sposób to słuchanie wszystkich swoich bliskich przez cały rok i notowanie w ukryciu każdej rzeczy, o której wspominają, że lubią lub ich ciekawi. Tak, też to już słyszałem. Niestety, od lat brakuje mi samozaparcia by faktycznie zacząć prowadzić taką listę, więc co roku na przełomie listopada i grudnia staję oko w oko z jednym z największych stresorów świąt: co kupić najbliższym? ;)

Nie lubię lecieć po linii najmniejszego oporu. Bony prezentowe i inne takie to nie moja bajka.

Nie interesuje mnie też wybieranie rzeczy z półki “najbardziej polecane”, bo wolę decydować samodzielnie.

Tutaj też wybieram łagodność, spokój i to, co mi podpowiada intuicja.

Świąteczne przygotowania? Wiadomo!

Siadam zatem z notesem i stosuję ten sam tok myślenia, który na przestrzeni minionych lat już nie raz uratował mi życie. Najpierw wypisuję wszystko, co wiem o danej osobie. Jej zawód, wykształcenie, hobby, takie sprawy. Potem wypisuję wszystko, co wiem, że dana osoba BY chciała robić, ale np. życie lub aktualna sytuacja zawodowa nie pozwalają. (Bardzo lubię prezenty, które odnoszą się do marzeń i aspiracji – zarówno dawać, jak i dostawać). Tutaj pojawiają się takie kwestie jak fantazje o narysowaniu komiksu lub fascynacja zrobienia na boku licencji pilota.

Potem – już na koniec – wypisuję wszystkie “kategorie” prezentu, które wiem, że dana osoba lubi.

Książka? Film? Doświadczenie? Przedmiot?

Coś pragmatycznego? Coś symbolicznego?

I potem wystarczy chwilkę powypisywać różne opcje dla różnych “połączeń” punktów z tych trzech list. Czasem wystarczy pięć minut i już się wpada na coś, co jest “super oczywiste”, ale bez wcześniejszego nastrojenia się i skorzystania z fajnego narzędzia – no to w życiu bym nie wpadł. Ale, tak jak w poprzednich punktach, tak i tutaj stawiam przede wszystkim na danie sobie przestrzeni, by w ogóle USŁYSZEĆ ten wewnętrzny pomysł.

Wybieranie prezentów przy kawie, w spokoju, w świetle lampek i w miejscu, w którym czuję się dobrze i bezpiecznie to podstawa.

Inaczej nawet prezenty stałyby się “denerwującym obowiązkiem”, na który mamy 43 minuty.

Wiecie co?

Ja poświęcam na swoje prezenty symboliczne 45 minut.

Będę o “straszne i nieodwracalne” 2 minuty spóźniony ;)

Wy swoim prezentom też dajcie te dodatkowe 2 minuty.

Postarajmy się o dobre, miłe świąteczne przygotowania.

I spotkajmy się potem wszyscy w Wigilię szczęśliwi, że nikt nie stracił w międzyczasie tchu :)

Ciao ,

Andrzej Tucholski

 

Zdjęcie w nagłówku: Bank Phrom ze zbiorów Unsplash. Reszta zdjęć moja.

Tekst powstał we współpracy z marką Visa.

Uprzedzam pytania – na instastory związanych z tekstem możecie znaleźć książki: Katarzyna Bonda – “Pochłaniacz” (wyd. Muza), Katarzyna Bonda – “Czerwony Pająk” (wyd. Muza), Remigiusz Mróz – cała półka ;), całościowo potraktowane regały z przepięknej księgarni “Jak Wam Się Podoba”, Yuval Noah Harari – “21 Lessons for 21st Century” (wyd. Spiegel & Grau) oraz to cudeńko: Thomas Reinertsen Berg – “Teatr Świata” (wyd. Znak). Jak któreś czytaliście przede mną to (bez spoilowania!) koniecznie dajcie znać co sądzicie!

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu i strategiem “od skuteczności”, a także pisarzem i scenarzystą.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu kilkanaście lat tekstów z bloga, sporo aktualnych informacji oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies