Nawet najwyższą górę zdobywa się metr po metrze

Czas czytania: około 7 minut • Kariera
 

Sporą uwagę w życiu zwracam na truizmy, które taaaaaaaaak dobrze znamy, że aż zaczynamy je ignorować. No bo co to za porada, żeby pamiętać, że nawet najdłuższa podróż składa się z tysięcy małych kroków? No pewnie, że z kroków, a z czego ma się składać? Teleportacji? Przerw na kanapkę?

Kopania tunelu pod Wisłą?

Latania na chmurce, jak Goku w Dragon Ballu?

Pewnie, że składa się z kroków, łał, ale porada, faktycznie .____.

Tylko że – skoro to aż tak podły truizm – czemu o nim w kółko zapominamy? I regularnie dajemy się zdjąć lękowi przed czymś ŁOGROMNYM, bo nie przychodzi nam do głowy uświadomić sobie, że to po prostu będzie bardzo dużo małych, dających się ogarnąć spraw?

Często myślę właśnie o takich najprostszych pomysłach, najbardziej podstawowych radach, które każdy przynajmniej tysiąc razy w życiu usłyszał. I lubię je sobie przypominać, bo bez nich łatwo się zapędzić i dopiero po miesiącu frustracji zorientować, że – okej – przecież znałem odpowiedź od samego początku.

Po prostu na chwilę o niej zapomniałem.

A zatem, by o dzieleniu wielkich projektów na małe kroki nie zapominać, przygotowałem dla Was cztery różne spojrzenia temat.

Wszystkie z identycznym morałem :)

Po pierwsze – “Mort” autorstwa Terry’ego Pratchetta

Jest to nie tylko moja ulubiona książka z całego “Świata Dysku”, ale też jedna z ulubionych książek ogółem. I do dziś pamiętam, jak potężne wrażenie wywarł na mnie fragment, gdy tytułowy Mort został wysłany przez Śmierć z misją ogarnięcia stajni.

A że nie była to byle jaka stajnia, sprzątanie zanosiło się dramatycznie.

Po chwili Mort wpadł już w rytm i nawet zaczął grać sam ze sobą w podliczanie ułamków – jak zresztą każdy, kto kiedykolwiek cokolwiek sprzątał. Uznał, że wysprzątał już ćwierć pomieszczenia. Albo nawet jedną trzecią. Więc jeśli ogarnie tamtą stertę siana, będzie już połowa, albo pięć ósmych.

Całe to liczenie do niczego nie prowadziło – poza jednym.

Otóż, moi drodzy, nawet z nieskończonym splendorem wszechświata jakoś łatwiej sobie poradzić, gdy pomyśli się o nim jako o serii małych kawałeczków :))

Po drugie – “Bird by bird” autorstwa Anne Lamott

Na podobny tok myślenia natrafiłem też w książce “Bird by bird” autorstwa Anne Lamott. Każdy kto śledzi Tima Ferissa dobrze zna ten tytuł, ponieważ Tim poleca go w zasadzie przy każdej możliwej okazji :) Wobec czego i mi kiedyś przyszło zapoznać się z tym, co pani Lamott ma do zaoferowania.

I było to zapoznawanie się wyjątkowo przyjemne.

Tytuł książki pochodzi z fragmentu, w którym autorka wspomina, jak jej brat w zupełnej panice usiadł do napisania kwartalnej pracy szkolnej w ostatniej możliwej chwili – wieczorem przed terminem oddania. Oczywiście, wpadł tym samym w srogą panikę. Był bliski płaczu, nie potrafił zacząć pisać. Sparaliżowany ogromem czekającego go zadania siedział i bał się.

Praca miała być o ptakach.

Na co tata Lamott podszedł do młodego, objął go ramieniem i powiedział: “Ptak po ptaku, kolego.”

“Po prostu zrób to ptak po ptaku”.

Po trzecie – psychologia

Proces motywacyjny składa się z kilku etapów, ale na potrzeby tego tekstu wyjątkowo przyda nam się ostatni. Otóż moi drodzy, proces motywacyjny kończy się się – o czym rzadko się myśli – zakończeniem procesu motywacyjnego.

Musimy zweryfikować nasze pierwotne zamierzenia i kryteria sukcesu i podjąć decyzję, czy te nasze wszystkie wysiłki były “po coś” czy “po nic”. Jeśli zaplanowaliśmy coś sobie, a potem to zrobiliśmy, a potem znaleźliśmy chwilę by przyjąć do wiadomości, że daliśmy radę – ooo, wtedy jest dobrze.

Wtedy rośnie nasze poczucie sprawczości. Może nawet pojawia się duma. Czujemy się lepiej nastawieni do kolejnego kroku w procesie – bo skoro raz nam wyszło, to może i drugi raz wyjdzie?

Rozbijając duuuuży i dłuuuuuuugi projekt na małe kroki, nadajemy każdemu z nich osobny proces motywacyjny. To o wiele zdrowsze podejście, niż traktowanie duuuuuużego i dłuuuuuuuugiego projektu jako JEDNEGO procesu motywacyjnego. W takiej wersji zakończenie procesu motywacyjnego będzie zawsze “o nie, jeszcze za trzy miesiące”. A przecież łatwo się poddać, gdy nie czuje się szans na rychłe postępy.

W wersji “tysiąca kroków” łatwo się rozpędzić. Poczuć, że idzie. Że jakoś leci. Że się uda.

I nie wiadomo kiedy zaczyna tych kroków ubywać. Jeden po drugim :)

Po czwarte – zdawanie ACCA

Podobnie sprawa wygląda z budowaniem swojej “karierowej skrzynki z narzędziami“. Ze zdawaniem ogromnych certyfikatów (takich jak ACCA). No bo umówmy się – dziabnięcie wszystkich kilkunastu egzaminów ACCA to nie są przelewki. Trzeba na to poświęcić parę lat. Trzeba na to poświęcić kasę. Trzeba na to poświęcić uwagę i pewnie zdecydować się na kilka wyrzeczeń.

Ale – tak między nami i w praktyce – każdy taki egzamin jest jeden, jedyny, osobny i samodzielny.

Każdy taki egzamin to raptem parę miesięcy i może jeden lub dwa odwołane plany.

A to, że tych egzaminów się potem robi więcej? Bo po pierwszym jest drugi, a po drugim trzeci?

To nie musi mnie dzisiaj interesować.

Dzisiaj piszę pierwszy. Jak go zdam, to pomyślę dalej. To poczuję sprawczość i poczuję dumę. Zorientuję się, że wysprzątałem już jedną trzynastą całego certyfikatu, i jak zdam jeszcze trzy egzaminy, to już w zasadzie zaraz jedna trzecia dawno za mną.

A potem będę ogarniał kolejne wyzwania, egzamin po egzaminie, ptak po ptaku, aż zorientuję się nagle, że jest parę lat później – a ten czas przecież i tak by minął! I tak bym kiedyś był “parę lat później”. Ale dzięki ciężkiej pracy i zdrowemu podejściu udało mi się te lata dobrze zainwestować. I nagle mam certyfikat ACCA. Nagle mam lepszą pracę.

Nagle wszystko wysprzątałem.

Nawet najwyższą górę zdobywa się metr po metrze, moi drodzy.

Wiem, że to wiecie.

Ale wiem też, że czasem zapominacie, bo i ja zapominam.

Dzisiaj pamiętajmy, ok? :)

Ciao ,

Andrzej Tucholski

 




Informacja: Tekst powstał we współpracy z ACCA.

Autorem zdjęcia jest Francisco Gonzalez ze zbiorów Unsplash .

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu i strategiem “od skuteczności”, a także pisarzem i scenarzystą.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu kilkanaście lat tekstów z bloga, sporo aktualnych informacji oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies