Równy rok temu siedzę przed komputerem i z ciężkim sercem wpatruję się w ekran. Martwię się, bo czeka mnie decyzja, która skasuje z internetu ponad pięć lat budowania marki, dzięki której rozwijam się, tworzę i żyję. Jeśli istnieją w życiu “wielkie decyzje” to to była jedna z nich. Nie wiem, czy to dobry pomysł. Równie dobrze wszystko może potoczyć się katastrofalnie. Ostatecznie biorę jednak głęboki wdech i wciskam lewy przycisk myszki.
Równy rok temu blog jestKultura.pl przestaje istnieć.
A po niecałej dobie domeny zaczynają przekierowywać jak należy i blog wraca – tylko że pod adresem AndrzejTucholski.pl. To tutaj, cześć :)
Teoria podejmowania decyzji
Nie można mieć wszystkiego, więc w praktyce jakiś wybór stoi przed nami zawsze.
Sen i zdrowie czy kawa i pieniądze? Czas dla rodziny czy czas dla przyjaciół? Studia czy firma? Pizza czy siłownia? Film w kinie czy audiobook z dziedziny biznesu? Kurs rozwijający kompetencje twarde czy kurs rozwijający kompetencje miękkie?
Duża, dotychczasowa marka bloga, z której już emocjonalnie wyrosłem czy marka nowa, niepewna, ale za to taka, na której myśl AŻ NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ PISANIA?
Co wybrać?
Kiedy jest odpowiedni moment na decyzję, a kiedy na start jej egzekucji?
Czytaj też: ANALIZA ROKU – CO DAJE, DLACZEGO WARTO I JAK JĄ ZROBIĆ
Zawsze interesowałem się tym, czy da się odpowiadać na podobne pytania “najlepiej”. Chciałem wiedzieć jak i po czym rozpoznać ścieżki najbardziej optymalne. Na studiach dowiedziałem się, że jest to wręcz dziedzina nauki z pogranicza ekonomii, ergonomii i psychologii – i bardzo ją polubiłem, nawet w tym formalnym wydaniu. W końcu czym jest życie człowieka jeśli nie pasmem różnych akcji i późniejszych reakcji?
Lub, skoro już przyjmujemy konkretne słownictwo, decyzji i konsekwencji? :)
Ciekawie się robi szczególnie wtedy, gdy konsekwencje są ogromne.
No właśnie.
Dzisiaj chcę Ci opowiedzieć o podejmowaniu decyzji WIELKICH i, jak się często składa, WAŻNYCH.
Wielkie decyzje a dychotomia
Decyzje nigdy nie są “A lub B”.
Mój ulubiony przykład to kanoniczne w życiu każdego współczesnego nastolatka “studia czy praca”.
W teorii wybór faktycznie sprowadza się do “studia czy praca”.
W praktyce opcji jest miliard. Studia dzienne i nic innego, studia dzienne i praca, studia dzienne na indywidualnym toku nauczania i inny kierunek na normalny, studia zaoczne w podobnych konstelacjach, praca i nic innego, praca i inna praca, praca i staż, trzy staże i praca, praca i studia online, praca online i studia dzienne, własna firma i praca na etat, własna firma i praca na pół etatu i studia online, własna firma, praca na pół etatu i studia zaoczne – i tak w nieskończoność.
Opcji jest OGROM. Wcale nie dwie.
Czytaj też: METODA PITSTOP – SPOKOJNE, STABILNE I OGARNIĘTE ŻYCIE W 15 MINUT
U mnie – z blogiem – było podobnie. W teorii chodziło tylko o “dalej rozwijać jestKulturę” przeciwko “powołać nową markę osobistą”. W praktyce potencjalnych rozwiązań było tyle, że nawet nie mam siły wypisywać tych, które brałem pod uwagę najmocniej. Było ich jednak koło dwudziestu.
Sugerowane działanie: zawsze zastanów się, czy Twój problem to NA PEWNO problem dychotomiczny a potem wypisz wszystkie najważniejsze scenariusze.
Pomoc: jeśli przytłacza Cię liczba opcji to bardzo dokładnie doprecyzuj
a) swoje aktualne możliwości
b) swoje krótkoterminowe cele
c) swoje życiowe marzenia i aspiracje
… i w oparciu o nie szybko zorientujesz się, że “prawdziwych” opcji jest dosłownie kilka.
“Złe” wielkie decyzje
Lęk przed podejmowaniem decyzji często pochodzi od lęku przed konsekwencjami podjęcia ZŁEJ decyzji.
To zrozumiałe.
Tylko że im więcej czytam biografii i im głębiej sięgam po radę do klasycznych filozofii tym częściej widzę podobny schemat: w większości przypadków w ogóle nie ma “złej” opcji. Są po prostu opcje inne.
Jeśli chcecie schudnąć to przy decyzji “pizza czy bieganie” wybór jest oczywisty. Jeśli Waszym priorytetem jest zarobienie pieniędzy, bo musicie pomóc rodzinie, nie będziecie mieli trudu z wybraniem “wakacyjnej pracy” nad “objechanie Europy autostopem”.
Czytaj też: JAK NIE MARTWIĆ SIĘ ŻYCIEM
Ciekawy problem powstaje jednak przy, powiedzmy, wyjeżdżaniu na Erasmusa. Spotykam wiele opinii, jakoby niepojechanie na tę wymianę było “złą” decyzją. No dobrze, wspaniale, tylko jak jest ta “wadliwość decyzji” definiowana? A co jeśli ktoś od lat dużo podróżuje w wakacje i w danym semestrze otworzył mu się interesujący staż?
W przypadku zmiany nazwy i charakteru bloga ryzykowałem tym, że “zabijam markę”. Tylko że ja do tej marki nie miałem już za dużo serca, więc w praktyce i tak bym ją prędzej czy później zabił, ale już wtedy bez równie dobrych perspektyw na rozwój czegoś nowego.
Sugerowane działanie: Wyłącz na moment internet i przestań słuchać “porad”. Realnie zastanów się, jakie są negatywne konsekwencje wybranych opcji.
Pomoc: Zwróć uwagę na to, że negatywne scenariusze mogą powtarzać się przy każdej z opcji – wtedy wiesz, że to po prostu jest “stałe” zagrożenie danego tematu, a nie coś, co grozi akurat wyjątkowo Tobie w tym procesie decyzyjnym.
A co jeśli NAPRAWDĘ nie ma żadnych dobrych opcji?
Dochodzimy do trudnej kwestii czekania.
Niepodejmowanie decyzji jest decyzją samą w sobie. I bardzo często jest to NAJLEPSZA decyzja, bo, jak mawia moja dobra znajoma, jeśli okoliczności nie sprzyjają sercu to najlepiej jest poczekać – zmienią się albo okoliczności, albo serce.
Trzeba tylko wiedzieć NA CO się czeka, bo czekaniem bez żadnych wybranych wskaźników osiągnie się tylko jedno. Ktoś podejmie decyzję swoją i będzie trzeba żyć pod dyktando nieswojego planu.
Czytaj też: JAK SIĘ ODNALEŹĆ?
Ja z rebrandingiem bloga czekałem na moment, w którym “ostatni duży projekt” będzie od minimum dwóch miesięcy nieaktualny, bo dzięki temu wiedziałem, że kolejny duży projekt “wstrzeli” nową nazwę bloga do świadomości dotychczasowych Czytelników – o ile należycie zadbam o jego jakość.
Sugerowane działanie: Zawsze rozważ, czy czekanie nie jest najlepszą z opcji. Jeśli jest, to pamiętaj, by działać tylko w oparciu o mierzalne wskaźniki.
Pomoc: Zastanów się gdzieś na marginesie swojego planu, czy potrzeba czekania nie płynie z błędnego wypisania wszystkich dostępnych opcji. Z mojego doświadczenia w większości przypadków tutaj będzie leżeć faktyczny problem.
Jak się nie bać WIELKICH decyzji?
To akurat bardzo proste. Ktoś jakąś decyzję i tak podejmie.
A czas i tak minie.
To oczywiste, że możesz wziąć kwestię powiedzenia szefowi o nowym projekcie na przeczekanie. Być może jakiś moment będzie lepszy od tego, który masz przed sobą dzisiaj. A być może ktoś Cię ubiegnie i nie dość, że przegapisz budżetowanie wiosenne, to jeszcze w jesiennym znajdzie się projekt konkurencji.
Sugerowane działanie: Powtórne przejrzyj “złe” konsekwencje i uczciwe spójrz w kalendarz.
Pomoc: Od siebie, klasycznie, polecam aureliański stoicyzm :)
Dlaczego zawsze warto podejmować wielkie decyzje?
Skutki czekania i pasywności (bezcelowej) są druzgocące.
Żyje się wtedy pod nieswoje wartości. Czeka nie wiadomo na co. Przegapia się bardzo dobre okoliczności, bo żyje się złudnym marzeniem o okolicznościach “idealnych”. Przegrywa rynkowe szanse, bo nowe nisze zapełniają się graczami szybciej niż ja kicham na słońce po wyjściu z domu w sierpniowy ranek.
W najgorszej opcji wybierze się coś, z czego potem trzeba będzie salwować się tzw. pivotem, czyli zupełnym przestawieniem charakteru działalności. I co? Będzie trudno i być może stracisz kasę lub czas. Te dwie waluty to klasyczne formy zapłaty za najważniejszy z życiowych towarów: doświadczenie :)
Jakoś to będzie.
(Kierując się tym podejściem założyłem sklep.)
W najbardziej prawdopodobnej opcji Twoje życie ruszy do przodu, lub będziesz dokładnie wiedzieć, kiedy ten moment startu faktycznie nastąpi.
Po prostu.
Czytaj też: MOJA PRYWATNA PÓŁNOC
Mój przypadek pokazał, że warto. Rebranding w niektórych miejscach wystrzelił mi w twarz a w innych podniósł jakość mojego życia do poziomu, o którym nie śniłem. Obie te kategorie są jednak wyłącznie nostalgicznym wspomnieniem – bo to wszystko było rok temu. To, co się udało, rozegrałem jeszcze mocniej a to, co nie wyszło, naprawiłem najlepiej jak umiałem. O wiele ważniejsze od samej decyzji było to, co z nią robiłem przez kolejne dwanaście miesięcy.
Ostatecznie jestem z tego procesu bardzo zadowolony. Wierzę, że tak naprawdę dopiero się zaczął.
Ale wiesz, mój przypadek to tylko jedna historia. Nie musisz jej ufać.
Polecam biografie, książki filozoficzne (najlepiej klasyczne), książki historyczne o zmianach społecznych i książki o słynnych konfliktach (sam lubię tematy wojny secesyjnej w USA i IIWŚ). Jeśli czyta się je z włączonym filtrem “to jak to jest z tymi decyzjami”, nagle okazuje się, że może faktycznie warto próbować.
Że może nawet “zła” decyzja byłaby sto razy lepsza od wybranej opcji “przeczekajmy to”.
Że może często nie ma czegoś takiego jak “złe” decyzje, tylko co najwyżej decyzje mniej zgodne z optymalnym wypełnieniem założeń.
Że tak naprawdę decyzja jest oczywista, tylko trzeba stanąć przed sobą w zupełnej szczerości.
Takie rzeczy widać, oczywiście, dopiero gdy już się wydarzą.
Znając całość historii każdy może być ekspertem.
Cała sztuczka polega na tym, by historii domkniętych w “całości” mieć jak najwięcej, bo z wiecznej pozycji czekania nauki nie płyną w zasadzie żadne.
Poza jedną.
Nie czekać.
Ciao,
///
PS: Na fantastycznej, kieleckiej konferencji Blogotok opowiadałem o rebrandingu razem z liczbami i konkretnymi skutkami. Jeśli interesuje Was zobaczenie tego materiału w formie artykułu to dajcie mi znać, chętnie go przerobię :)