Warto studiować to, czego się NIE lubi

 

Bardzo dużo czasu i uwagi poświęca się dzisiaj temu, by wszystko w życiu miało związek z pasją. Dobrze jest mieć pasję, to po pierwsze. Po drugie, skoro już się ma pasję, to może warto ją przekuć w biznes. A skoro mowa o biznesie, to może i studia wybrać takie, by realizowały pasję? Skoro warto studiować, to może?

Otóż: niekoniecznie.

Zobacz, bo to jest tak.

Istnieją pewne kariery, które wymagają KONKRETNYCH studiów i koniec. Nie przeskoczy się tego. Tak wygląda sytuacja z prawem, medycyną, psychologią. Osoby chcące być w życiu adwokatem, chirurgiem lub psychoterapeutą mają pod wieloma względami “łatwiej” (choć wcale nie prościej, o nie). Sprawa jest dla nich wyjątkowo czytelna. Albo dany tytuł magistra, albo nici z pomysłu na siebie.

Czytaj też: Jak znaleźć swoją pasję

Podobnie jest z karierami wybieranymi pod kątem opłacalności. Jeśli ktoś chce działać w gospodarczej polityce międzynarodowej to wie, że czeka na niego szkoła administracji publicznej z naciskiem na kulturoznawstwo, dodatkowe języki i, powiedzmy, ekonomię. Z podobnego powodu wybiera się studia lingwistyczne lub związane z finansami. Ma się pewien cel i wybiera się środki, które do tego celu doprowadzą.

Okej.

A co z ludźmi, którzy nie mają na siebie super-twardego pomysłu i do wybierania pracy podchodzą ze sporym marginesem luzu? Jakie studia wybiera się wtedy?

Czytaj też: Spokój jest zaraźliwy

Dużo zależy od preferencji, ale aby nie ładować się w temat dłuższy od niejednej sagi fantasy pokażę Ci dzisiaj tylko jeden, ale za to rzadko poruszany pomysł, który może pomóc. Będzie on wywodził się z lubianej przeze mnie szkoły myślenia opartej o drażnienie intuicji :)

Jest też jedną z najlepszych porad, jakie uzyskałem w życiu.

Gdy wybierałem profil klasy w gimnazjum to chciałem iść do klasy humanistycznej. Czytałem dużo książek, interesowałem się historią, ciągle coś pisałem, lubiłem tematy związane ze społeczeństwem i zaczynałem nawet minimalnie rozumieć politykę. Poświęcałem tym tematom dużo czasu więc wydało mi się naturalne, że chcę to też robić w szkole.

Mój Tata spytał się mnie wtedy po co chcę się drugi raz uczyć czegoś, czego i tak się uczę we własnym czasie. Jak mam wolne, w domu. Przecież mogę wybrać klasę, w której nauczą mnie “siłą” tego, na co sam bym W ŻYCIU nie poświęcił nawet minuty.

Wtedy nie cierpiałem matematyki, ale jeszcze bardziej nie cierpiałem zachowywać się nieoptymalnie.

Czytaj też: Nie bójcie się marnować czasu

W efekcie poszedłem do klasy matematyczno-fizycznej. A potem do mat-geo w liceum. A potem na studia zarządzania z ekonomią (gdzie stawiano taki nacisk na statystykę, że do dziś mnie bolą ręce od rozpisywania klas). A potem trafiłem na psychologię, na której bez płynnego rozumienia liczb i ciągów przyczynowo-skutkowych nie przeżyłbym nawet semestru.

Nie skończyłem studiów “dla papierka”. Ani pierwszych, ani drugich. Po prostu bardzo interesowała mnie przekazywana na nich wiedza. Nawet jeśli częściowo była dla mnie bardzo trudna (statystyka, wyższa matma, formy organizacji informacji we współczesnych systemach technologicznych) i sam w życiu bym po nią nie sięgnął.

I w efekcie całe moje życie jest dzisiaj jednym wielkim pasmem przeplatających się wyzwań “humanistycznych” z wyzwaniami “ścisłymi”. Spokojnie piszę tekst, a potem robię research, a potem uzupełniam excele, a potem jadę na dwa spotkania, a potem grzebię sobie w liczbach jakiegoś większego projektu, a potem robię sobie grafiki.

Nie jest to dla mnie sytuacja przerażająca, bo przez wszystkie lata edukacji nadal dużo czytałem, pisałem, lubiłem historię i interesowałem się polityką. Za to nauczyciele i wykładowcy wbili mi do głowy ogrom przydatnych narzędzi związanych z liczbami, logiką i, bo czemu nie, punktami geograficznymi na świecie.

Dodatkowy plus jest taki, że mam szerszy wybór książek, z których mogę uczyć się świata dalej. Zdobyte podstawy z różnych dziedzin to jednak fajna sprawa, bo np. dobrze wiem, gdzie mam luki, i łatwiej jest mi rozeznać się w dobieraniu kolejnych tytułów, by te luki jakoś ogarnąć :)

Czytaj też: 7 rozwijających książek, dzięki którym doładujesz swoje wakacje

Moja rada?

Ta sama, którą sam dostałem.

Tak, warto studiować. To pewnik.

Ale zastanów się na spokojnie, czy tego, co kochasz, nie rozwiniesz w należyty sposób swoją własną miłością. I czy przypadkiem nie lepiej byłoby wykorzystać może mało przyjemną, może mało wygodną, ale za to wyjątkowo skuteczną szansę studiowania czegoś, z czym masz jakąś trudność. Bo każdą trudność można pokonać, pytanie tylko ile będzie to wymagało pracy.

Jeśli nadal uznasz, że najlepsze studia to dla Ciebie studia związane z Twoją pasją – ekstra. Życzę Ci powodzenia, bo jest to dojrzały wybór i nie jest on ani lepszy, ani gorszy od innych. Zależało mi jednak, by przekazać Ci choć trochę niepewności.

Bo widzisz, niepewność też nie jest ani przyjemna, ani wygodna.

Za to dzięki niej zrodziła się cała światowa nauka :)

Dziękuję, że znalazłaś dla mnie chwilę i przeczytałaś ten tekst. Najlepszego.

Ciao,

Andrzej Tucholski

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu i strategiem “od skuteczności”, a także pisarzem i scenarzystą.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu kilkanaście lat tekstów z bloga, sporo aktualnych informacji oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies