Opowiadanie ‘Czy widzisz?’ (i jedna, bardzo ważna prośba)

 

Cześć! Dziś bawimy się poza schematem. Tekst wyjątkowo nie będzie poświęcony czemuś, co pozwoli nam się wspólnie rozwinąć. Będę miał za to do Was prośbę, za której pomocą (i przy sprzyjających wiatrach) będę się mógł rozwinąć ja sam. Nie ukrywam, że bardzo mi na tym zależy.

Takie krótkie odwrócenie ról. Chociaż może nie powinienem tak tego nazywać, bo wynoszę coś podnoszącego moją wiedzę lub doświadczenia z każdego wspólnego wątku… no ale sami zobaczycie:)

O co chodzi?

Chodzi o to, że odkąd pamiętam zawsze uwielbiałem wymyślać historie, światy, postacie, suche żarty i dziwne imiona. W opisywaniu ich nie jestem jakoś brawurowo znakomity, ale w miejscach, w których nie dociągam talentem, mam taką nadzieję, że nadrabiam chociaż trochę pracowitością. Dlatego dużo czytam, sporo piszę i chciałbym teraz sam sobie podnieść poprzeczkę.

Późnym latem zeszłego roku, z pomocą świetnych ludzi, opublikowałem krótki zbiór opowiadań fantasy. Przed jego premierą, w związku z brakiem doświadczenia w branży, bardzo dużo rzeczy założyłem w sposób arbitralny. Część przekroczyła najśmielsze oczekiwania, inne eksplodowały mi prosto w twarz. Aktualnie zbiór ten nie jest nigdzie dostępny, bo trwają prace nad jego lepszą wersją/kontynuacją. Lubię dbać, by było dobrze :)

Aby być z tematem na bieżąco możecie zapisać się do Tajemnej Listy.

Jak możecie mi pomóc?

Teraz chcę rozwinąć się w krótkich formach. W nich też nie mam za dużo doświadczenia, dlatego i tym razem dużo rzeczy zakładam “w pustkę”, na bazie przeczytanych informacji. Pewnie większość (albo wszystkie) gruchną mi prosto w twarz. Cel jest prosty: zrozumieć, dlaczego się tak stało.

Dzisiaj dzielę się z Wami krótkim opowiadaniem mojego autorstwa. Za jego powstaniem kryje się zabawna historia, ale interesuje mnie Wasza opinia “na chłodno”, bez żadnych sprzyjających anegdot i tym podobnych bodźców. Możemy o nich pogadać później. Sama “czysta” treść bez nadmiernego formatowania (z jakiegoś powodu mój motyw graficzny bloga nie obsługuje tabulatur – muszę działać “enterami”) znajduje się poniżej.

Przeczytajcie ją, a potem przeczytajcie akapit na samym końcu notki.

Opowiadanie pod tytułem “Czy widzisz?”

– Efekt utopionych kosztów, drodzy państwo – szepnęła pod nosem młoda kobieta udając gburowaty ton wykładowcy – polega na trzymaniu się wcześniej podjętych decyzji, nawet jeśli okazały się durne, ale za to były związane ze znacznym wysiłkiem. A dobra randka, drodzy państwo to jest wtedy, gdy się z nudów powtarza do egzaminu z ekonomii.

Parsknęła i obrysowała palcem krawędź kieliszka. Rozejrzała się po pełnym ludzi lokalu, wsłuchała w szemrzące pomiędzy nimi rozmowy i snujący się pod nimi blues. Jej uwagę zwróciły wreszcie jaskrawe blaski za oknem. Lśniące od deszczu szyby żółtych taksówek odbijały raz po raz różowy neon znad drzwi baru. Za nimi, po drugiej stronie alei, niknął w cieniach pomiędzy latarniami stary, ceglany wieżowiec. Jego jedynym dobrze oświetlonym punktem był kanciasty, ścienny zegar w stylu art deco.

Wskazywał za piętnaście dziesiątą.

– A więc kwadrans – westchnęła kobieta w tej samej chwili, w której z toalety na końcu sali wyszedł młody mężczyzna. Dosiadł się do jej stolika.
– Już jestem – powiedział i sięgnął po czekającą, prawie pustą butelkę piwa.
Boy, you’ve changed, and you know it’s true.
– Co to?
I’m losin’ the faith that I had in you. B.B. King, leci w tle. Zagrasz ze mną w grę?
– Jaką?
– Opisz mi dziewczynę, która tam siedzi – powiedziała kobieta i nachyliła do przodu kieliszek na wysokiej nóżce. Mężczyzna spojrzał we wskazanym kierunku.
– Ale…
– Dasz sobie radę.
– No dobra – powiedział mężczyzna. Postukał palcami w szyjkę butelki po czym wzruszył ramionami. Na jego ustach wykwitł krzywy uśmiech. – Nie wiem, co mam o niej powiedzieć.
– Skup się.
– Jest niezła.
– Mało to kreatywne.
– Miałem długi i stresujący dzień.
– Ja też.
– Ale to jest moje czwarte piwo, a dopiero twój drugi drink. Daj mi trochę…
– Zacznij od butów.
– Szpilki.
– Pomóc ci?
– Poproszę.
– Ma na sobie bardzo modne, świetnie dobrane do reszty stroju, czarne szpilki.
– Przecież to powiedziałem.

Kobieta skierowała oczekujące spojrzenie kasztanowych oczu na swojego rozmówcę.

– Widać po sposobie, w jaki siedzi, że zakłada je dopiero od niedawna, że wcześniej nosiła głównie płaskie obuwie i nadal ma nawyk opierania obu butów o reling barowego hokera. Ale z nim walczy – powiedziała.
– Okej, to prawda. Teraz zarzuciła nogę na nogę i rysuje czubkiem buta kółka w powietrzu.
– W rytm muzyki.
– A faktycznie – uznał mężczyzna i uhonorował spostrzeżenie ostatnim łykiem piwa.
– Możesz próbować wyżej.
– Za moment. Kelner?
– Tak? – odezwał się czyszczący stolik obok chłopak pod muszką. Bez czekania na odpowiedź zabrał spomiędzy rozmawiającej pary butelkę i dostawił ją na bok niesionej, prawie pełnej tacy.
– Jeszcze jedno.
– Duże?
– Duże.
– Przynoszę. A dla ciebie?

Kobieta wypchnęła policzek językiem. Popatrzyła na swój drink. Przechyliła go do ust, osuszyła ostatnie krople i oddała szkło kelnerowi.

– To był Manhattan? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
– Dokładnie.
– To teraz Sazerac, ale nie żałuj angostury.

Chłopak wyszczerzył zęby i podrapał się ołówkiem po zaroście na policzku.

– Jasne. Przynoszę.
– Dzięki – odpowiedziała kobieta i mrugnęła do kelnera. Ten się ukłonił i zniknął w tłumie.
– Co wzięłaś – spytał oddychający ciężko mężczyzna. Oparł się brodą na złączonych dłoniach i wyglądał tak, jakby najchętniej położył się na stoliku i zasnął.
– Drinka.
– Aha.
– Gramy dalej?
– Nie mam siły.
– Skup się.
– No dobra. Jej uda fajnie się razem ściskają, gdy tak siedzi z nogą przez kolano.
– Nie tak szybko. Najpierw kostki.
– Co z kostkami?
– Są seksowne, nie sądzisz?
– Daj spokój. To tylko kostki.
– Ja tam bym nie miała nic przeciwko, gdyby je lekko podgryźć. Ślicznie wyglądają spod zameczków tych czarnych spodni.

Mężczyzna otrzeźwiał lekko. Popatrzył na swoją towarzyszkę szeroko otwartymi oczami. Parsknął i pokręcił głową.

– Nie znałem cię takiej.
– Nie bądź taki pruderyjny. Dawaj dalej.
– Mogę uda?

Kobieta roześmiała się głośno. Kelner podający jej zza pleców drinka znowu się uśmiechnął i, gdy już opróżnił tacę, podrapał ołówkiem w policzek.

– Możesz uda.
– Podobają mi się. Masz rację, że spora w tym zasługa tych czarnych spodni. Dobrze podkreślają kształt nogi, ale najważniejsze, że nie są jakimiś legginsami, bo teraz wszystkie kobiety w biurze non stop chodzą w legginsach. Chrzanić legginsy. Takie lekko lśniące spodnie to jest to.
– Widzę, że zaczynasz doceniać naszą grę – kobieta podniosła oszronioną szklankę i uniosła w powietrze.
– A żebyś wiedziała – mężczyzna przyjął toast butelką piwa.
– Kontynuuj.
– Lubi czerń.
– Tak?
– Jest cała na czarno. Dopiero teraz zauważyłem. Zobacz. Buty, spodnie, bluzka też.
– Czerń jest modna.
– No więc dobrze jej w tej modnej bluzce. Jest luźna, a że dziewczyna jest szczupła, to materiał fajnie spływa.
– A ręce? Co powiesz o rękach?
– No są.
– Błyskotliwy z ciebie człowiek.
– A co mam powiedzieć?
– Wygląda, jakby ćwiczyła, nie?
– Trochę tak.
– Zobacz, bluzka nie ma rękawów, więc widzimy jej ramiona. Na prawym, wysoko, ma bransoletkę.
– No ma. Złotą.
– Tak, złotą. Dzięki temu, że jest z twardego metalu widać jak się o nią opierają dobrze zarysowane mięśnie. Ja obstawiam girie.
– Co obstawiasz?
– Girie. Na świecie ludzie mówią też na to kettlebells, takie wielkie kule z rączkami. Machasz tym i w zasadzie nie musisz chodzić na siłownię.
– Nie wiedziałem, że znasz się na takich rzeczach.
– Znam.
– A nie sądzisz, że to tylko taki kontrast? Że to dzięki tej bransoletce ręka wygląda lepiej, a w rzeczywistości pod spodem nie ma szału?
– Jakby to usłyszała to byś dostał girią prosto w twarz. A że jesteś zbyt śpiący, żeby zabrać sprzed nosa butelkę, resztę życia zamiast zębów miałbyś zielone, śmierdzące browarem kawałki szkła.

Mężczyzna spojrzał na nią rozbawiony.

– Czyli pomijając to, że byłyby to kawałki szkła, reszta opisu pasowałaby i dzisiaj – dodała kobieta.

Roześmieli się oboje po czy zamilki na dłuższą chwilę. Patrzyli się w skupieniu na siedzącą nieopodal, ocenianą dziewczynę. Ta sięgnęła po swój drink, wypiła trochę i z powrotem odłożyła go na podstawkę.

– Gramy dalej? – spytał się mężczyzna.
– Jasne.
– Długa szyja i piękny kształt twarzy.
– Przesadzasz. Zwykły. Zwykła, perska uroda.
– Być może.
– W Iranie co druga kobieta tak wygląda.
– Taki migdałowy kształt oczu i takie czerwone usta? Nie wierzę.
– Faceci i kolory. To nie jest czerwień.
– A co?
– Ciemny róż. A oczy to kwestia makijażu.
– Jak to?
– No zobacz – powiedziała kobieta i narysowała palcem w powietrzu nieokreślony kształt. – Poprowadziła proste kreski od dołu i do połowy górnej powieki. Dzięki temu masz taki hipnotyzujący efekt.
– Znasz się na tym.
– No pewnie, że się znam.

Ścieżka dźwiękowa w tle zeszła z bluesa i przeszła w jazz.

It seems to me I’ve heard that song before… – zaśpiewała cicho kobieta.
– Brzmi jak z filmu.
– Bo to jest z filmu. Woody Allen.
– “Annie Hall”?
– “Hannah i jej siostry”.
– To nie widziałem.
– Przecież widziałeś tylko “Annie Hall”.
– A co mi szkodziło spróbować.

Milczeli chwilę. Wreszcie kobieta spojrzała za okno, pokręciła głową i dopiła Sazeraca. Wstała. Podniosła z oparcia stołka swój ciemnoszary płaszcz z podszewką w czarno-burgundową kratę. Założyła na siebie i przewiązała wąsko pasem. Poprawiła długie fale kasztanowych włosów, by nie przygniatał ich szeroki kołnierz.

– Zimno mi – odezwała się na pytające spojrzenie mężczyzny.
– Okej – ten mruknął i wzruszył ramionami.
– A co możesz wyczytać z jej twarzy? – spytała szeptem.
– Że już dziś sporo wypiła.
– Nie, nie. Te rumieńce pochodzą z odwagi.
– Odwagi?
– Tak.
– Rozwiniesz?
– Widzisz usta tej dziewczyny?
– Widzę. Ciemny róż.
– Trzy miesiące temu powiedziały do narzeczonego, że pora porozmawiać. Że nigdy na nią nie patrzy.
– Ale…
– Przestań. Dobrze wiesz, że nie patrzył. Dobrze wiesz, że po dwóch latach związku zaczął traktować wszystko jako pewnik, że kawy na mieście stały się rzadsze, drinki wieczorem też stały się rzadsze i nawet rozmowy stały się rzadsze.

Choć kobieta mówiła cicho, jej głos nabierał wewnętrznej mocy, jakby gęstniał.

– Ale to mogła być też jej wina. Dziewczyna o tym wie. Jej oczy mówią, że o tym wie. Kiedyś nosiła tylko płaskie obuwie i mało ćwiczyła. Nie miała pomysłu na karierę. Była bardzo podatna na kontrolę i jedynym rozwiązaniem, na jakie wpadła, gdy sytuacja zrobiła się nieznośna, była trzymiesięczna przerwa. W jej trakcie każde miało zastanowić się nad swoimi wartościami. Durny pomysł. Rodem z “Przyjaciół”. Niestety, najwidoczniej jedyny, który pozwolił jej wtedy nabrać dystansu i przestrzeni.

Mężczyzna nie patrzył już na rozmówczynię znad samej butelki. Siedział wyprostowany. Otworzył usta i milczał, jakby bardzo chciał coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co. Zapukał palcem w szyjkę butelki.

– I, co tu kryć – kontynuowała dziewczyna, – te trzy miesiące musiały kiedyś minąć. Minęły dzisiaj. Jest październik. Dlatego dziewczyna postanowiła z pewnością siebie podkreślić wszystkie atuty, które udało się jej od lipca podkręcić. Przez lato stała się zupełnie nową osobą. Głównie zawodowo, a jej partner nie poradził sobie nawet z zauważeniem zmian w wyglądzie. Na powitanie popisał się wyłącznie gadaniem o własnej pracy, a potem przyszło mu do głowy szybko upić się pięcioma piwami. O spytaniu się o jej pracę nawet nie pomyślał. Można się w takim razie zastanowić, na co komu taki partner. Na szczęście, właśnie minął kwadrans.

Mężczyzna odkaszlnął wreszcie, gotów by się odezwać, ale kobieta wzruszyła tylko ramionami. Zerknęła na dziewczynę, o której rozmawiali cały wieczór. Natrafiła na jej spojrzenie. Obie uśmiechnęły się do siebie i ruszyły w swoją stronę. Wyminęły stojących na drodze ludzi, wyminęły kelnerów, aż znalazły się twarzą w twarz.

Kobieta stała przed ścianą luster.

Dotknęła palcami swojego zimnego, szklanego odbicia.

Odwróciła się i stanowczym krokiem wróciła do stolika. Pochyliła się do przodu tak, by być nosem tuż przy nosie mężczyzny.

– Wiesz co, domknijmy tę grę.
– Ale…
– Czy widzisz?
– Ale…
– Pytam, czy widzisz.
– Co widzę?
– To, co straciłeś, kolego.

Kobieta posłała mu w powietrzu buziaka. Ostatnie takty jazzowej trąbki wspierał w rytmie stukot wychodzących na chodnik modnych, świetnie dobranych, czarnych szpilek.

Andrzej Tucholski, Warszawa 2015

Co dalej?

Bardzo, bardzo mi pomoże, jeśli podzielicie się ze mną swoimi uwagami po lekturze. Jeśli się Wam podobało – dlaczego? Jeśli się nie podobało – dlaczego? Od razu zaznaczę, że bardziej zależy mi na negatywnych opiniach. Im będą dokładniejsze, tym uzyskam z nich więcej wartości.

Tzn. jeśli po przeczytaniu powyższego opowiadania odczujecie nagłą potrzebę napisania mi, że jestem zaskakująco brzydkim beztalenciem, to też to przyjmę :) No ale wiecie, jeśli uda się Wam poza tym stwierdzeniem dodać np. że “było nudno”, to to jest już jakiś punkt zaczepienia, od którego mogę dalej pracować.

Jeśli było nudno – gdzie? Czemu?

Jeśli było nie po polsku – gdzie? Jak to zdanie powinno wyglądać Waszym zdaniem?

Czy błędy były bardziej językowe, czy fabularne, czy kompozycyjne, czy jakie?

W których miejscach widać, że się leniłem? A w których widać, że za bardzo się starałem? Dlaczego?

W przypadku takiej współpracy nie ma czegoś takiego, jak nie pomagający mi komentarz. Dlatego proszę Was o odezwanie się nawet z najprostszym przemyśleniem. Ja to potem wszystko czytam, szukam wspólnych mianowników, przyrównuję najciekawsze uwagi z moim ważnym planem dalszych wysiłków i pewnie go pod nie zmieniam.

Dzięki, że chcecie mi pomóc. To dużo dla mnie znaczy :)

Ciao,

Andrzej Tucholski

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu i strategiem “od skuteczności”, a także pisarzem i scenarzystą.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu kilkanaście lat tekstów z bloga, sporo aktualnych informacji oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies