Od zmiany adresu i nazwy bloga z jestKultura.pl na AndrzejTucholski.pl minął równy miesiąc. Wrażenia? Wydaje mi się, że nie mogły być lepsze :) Uznałem, że pora podzielić się z Wami kilkoma obserwacjami.
(Przeczytaj koniecznie wpis inaugurujący zmianę: Początek Nowej Strategii)
Co się udało: nowy motyw przewodni jest już ustabilizowany i aktualni oraz nowi Czytelnicy wiedzą, czego się po mnie spodziewać. Nie oznacza to, że mam zamiar popaść w rutynę i przestać eksperymentować z dziwnymi przeczuciami :D ale zbudowanie takich podwalin zaufania to niesamowicie ważna sprawa i cieszę się, że wszystko z nią okej. Projektowanie życia to fundament, w oparciu o który można naprawdę się porozumieć.
W międzyczasie odkryłem też, że słowami-kluczami dodatkowo opisującymi to, czym chcę się z Wami dzielić są “dobre praktyki” oraz “zdroworozsądkowe strategie”. Lubię nazwy i słowa, więc przyjemnie jest móc się odnosić do tak porządnie brzmiących kotwic :)
Co zrobiłbym inaczej: wydaje mi się, że nic, chociaż uruchamianie procesu “rebrandingu” ogromnej porcji swojej dotychczasowej działalności na dwa tygodnie przed sesją i w przededniu pisania pracy magisterskiej jest cokolwiek karkołomne. Nie wszystkie nowe pomysły udało mi się opublikować razem z premierą nowej nazwy, ale planuję to spokojnie dopracować w lipcu.
Cieszę się, że pomimo mojej rosnącej brawury w używaniu ekspresu do kawy dałem radę połączyć z “prawdziwymi obowiązkami” chociaż tę obszerną podstawę zmian :)
Good things will come.
Co mnie zdziwiło: przygotowałem się na sporą utratę dotychczasowych Czytelników, co jest naturalne, gdy uruchamia się ewolucję podobnego kalibru. Generalnie szykowałem się na armageddon. Wszystkie decyzje podjąłem przy założeniu worst-case-scenario, czyli spadek ruchu o 50%, pełne wylecenie z Google i generalne awarie gdzie tylko się da.
A jak było w praktyce?
Trochę mi ciężko powiedzieć, że “świetnie”, no ale… trochę świetnie :)
Pomagający mi fachowcy (dziękuję im we wpisie inaugurującym zmianę) zadbali, by nic nie padło. Na fanpage’u zaobserwowałem bardzo silny wzrost “odlajkowań”, ale dokładnie dzień po nim pojawił się równie silny wzrost “polajkowań”, więc w efekcie spadek jest tyci, a “od bebechów” widać, że wskazuje wyłącznie na piękną wymianę Odbiorców. Ruch spadł o 10%, nie o połowę. Zresztą zaczynam go już odbudowywać. Google zaliczył drobną czkawkę, ale nigdzie się nie zawieruszyłem.
Wniosek? Nie ma co się bać.
Nauczyłem się z całej tej przygody jednej rzeczy. Gdy po raz pierwszy mam myśl, że nie podoba mi się już to, co robię, raczej nie poświęcam jej dużo uwagi. Za drugim razem zaczynam analizować, ile jest w niej zmęczenia a ile faktycznej oceny. Najpóźniej przy piątym decyduję się na zmiany, bo nie warto robić niczego wbrew sobie, gdy ma się możliwość bycia w zgodzie ze swoimi potrzebami.
Ja o zmianie nazwy bloga myślałem przynajmniej od dwóch lat, ale bałem się tej zmiany i w efekcie nadbudowywałem kolejne pomysły i rozwiązania na konstrukcji, o której dobrze wiedziałem, że już mnie nie definiuje. Efekt świetnie mi się tworzyło i nawet znajdywał grono Odbiorców, którym odpowiadał, ale kosztował mnie coraz więcej energii i emocji. Wiosną tego roku wiedziałem, że lato przywitam już na nowym adresie.
Aż wreszcie przyszedł pierwszy czerwca 2015.
Okazało się, że jest super i absolutnie nie było czego się bać :)
Pamiętajcie tylko, że zgodnie ze starym powiedzeniem, szczęście spotyka dobrze przygotowanych. A oprócz tego? Otwierajcie drzwi, przekraczajcie mosty, wchodźcie do niezbadanych jaskiń i wyruszajcie na oceany, których nie ma na mapach.
W najgorszym razie nauczycie się tyle, że kolejne podejście będzie sto razy bliższe sukcesu.
W najlepszym – będziecie się realizować każdego dnia w taki sposób, że aż będzie trochę szkoda iść spać :)
Ciao,
///
PS: Nie planowałem publikować tego wpisu tutaj. Powstał jako status na Facebooku, ale że przekroczył 400 słów to uznałem, że nie ma co się wygłupiać :)) W ten sposób na pewno dotrze do wszystkich zainteresowanych, przy czym lekko “przydusza” czas na stronie głównej premiery tekstowej z wczoraj.
Będzie mi bardzo miło, jeśli korzystając z okazji rzucicie też okiem na notkę wczorajszą – 11 stron podróżniczych, które TREZBA znać – oraz jeśli dacie się zaprosić na jutro. Rano będzie mieć premierę wpis, na którego publikację musiałem uzyskiwać zgodę u amerykańskiego businessmana! :)