Jak to jest, że czasem człowiek po prostu “coś robi” a czasem nawet głupie wykonanie telefonu skłania do poważnych myśli o spontanicznym remoncie kuchni? Niektórzy mówią na ten problem “prokrastynacja”, ale sprawa sięga o wiele głębiej.
I, jak już być może zauważyliście po konstrukcji artykułów na tym blogu, wcale nie jest jednoznaczna :)
1. Zadawanie odpowiednich pytań
Bardzo często “zabieranie się do pracy” zaczyna się od pytana “czy mi się chce”. I to jest nie tylko błąd, ale też najprostsza metoda, by danego dnia nie zrobić absolutnie nic sensownego :) Widzicie, nie jest ważne, czy się “chce”. Najprościej będzie mi to wyjaśnić na własnym przykładzie.
Robię to, co kocham. Na przemian uczę się i piszę. Czasem nagrywam. Codziennie rozmawiam z wieloma świetnymi osobami a raz na jakiś czas uda mi się nawet znaleźć dojście do kogoś, kogo bardzo podziwiam. Moim miejscem pracy jest mój laptop i w czystej teorii mógłbym teraz pisać te słowa z jakiegoś bungalowu na północy O’ahu. Oczywiście tego nie robię, bo fajnie mi się mieszka w Warszawie, ale wiecie, “poczucie, że mogę” jest dla facetów bardzo ważne ;)
I co? I nadal mam ochotę spontanicznie odremontować kuchnię mniej więcej przy co trzecim obowiązku, który napotykam. A mam przecież NAPRAWDĘ – obiektywnie – dobre i spokojne życie. Ludzki umysł zawsze znajdzie sobie coś, czego nie lubi. Gdybym w kółko się go pytał, czy “mi się chce” to nic bym nie osiągnął. To naturalne, że nawet kochając pisać regularnie bardziej “chce mi się” grać w Metal Geara na plejaku. Ale nie tędy droga.
Polecana lektura: Jak to w końcu jest z tą psychologią pozytywną? Wywiad z dr Ewą Jarczewską-Gerc
2. Lepsze rozumienie szczęścia
Skoro nie chce Ci się robić rzeczy A to pewnie masz ochotę robić rzecz B. Zakładam zatem, że rzecz B wydaje się w danej chwili fajniejsza, dająca więcej szczęścia. A mylne definicje szczęścia to spora kwestia.
Szczęście nie jest czymś, co się “osiąga”, w jego kierunku można co najwyżej “pracować”. Szczęście to taki stan, w którym człowiek po prostu czuje, że jest szczęśliwy. Niektórzy czują to w pracy. Inni przy dzieciach. Jeszcze inni wyłącznie na desce surfingowej. Ale – jest jedno ważne “ale”.
Szczęście to stan “ogólny”. Gdy jem pizzę, to naturalne, że sprawia mi to przyjemność. Ale to jest wymienienie pięciu minut przyjemności na to, że oddalam się od prawdziwego szczęścia, które daje mi dobry trening na siłowni. Jak się obeżrę to potem nie będzie przyjemnie. Nie warto wybierać punktów nad całością.
3. Lepsze interpretowanie znaków
“Niechcenie” robienia czegoś jest świetnym znakiem, że może problem leży O WIELE głębiej niż samo lenistwo. Bo widzicie, lenistwo zawsze ma jakiś powód. To trochę tak jak ze smutkiem. W dzisiejszej kulturze smutek traktowany jest jako niechciana emocja, coś złego. A tak się składa, że smutek to jeden z najpiękniejszych i najczystszych “informatorów”, co się dzieje w danej chwili w naszym życiu. Trzeba się tylko wsłuchać.
Dlatego jeśli NAPRAWDĘ się Wam czegoś nie chce – zastanówcie się, dlaczego tak jest. Polecam w tym celu metodę Pit Stop.
Polecana lektura: Metoda Pit Stop – proste, dobre i stabilne życie w 15 minut
4. Picie kawy
Wiadomo.
5. Przygotowane plany
Jest takie powiedzenie, że jeśli statek wyrusza na ocean bez portu docelowego to zawsze obierze zły kurs. Najczęstszym powodem lenia jest brak dokładnego doprecyzowania, CO tak naprawdę mam w danej chwili robić. Polecam zaprzyjaźnić się z kalendarzem i każdego ranka przelecieć szybko przez listę obowiązków na dany dzień. Powinno pomóc w ośmiu przypadkach na dziesięć :)
A jeśli musisz sobie pomóc doraźnie, uczciwie zobacz, co jeszcze zostało na dany dzień. To często bardzo pomaga.
Polecana lektura: 9 rzeczy do zrobienia przed 9. rano
6. Dobrze przygotowane plany
Wyższą szkołą jazdy jest zapoznanie się z wieloma różnymi szkołami planowania i dobranie takiej, by jak najlepiej współgrała z Waszymi własnymi preferencjami. Wśród ludzi biznesu najpopularniejszą jest oczywiście GTD, z której podłapałem kilka świetnych nawyków, ale jako całość, wydała mi się zbyt złożona. No, ale ja tam żadnego wielkiego korpo nie prowadzę :)
Na początek polecam osiągnąć balans pomiędzy przesadzonym optymizmem i przesadzonym pesymizmem. Opracowałem dla Was ten konflikt w formie różnych “rozegrań” metody WOOP autorstwa Gabrielle Oetingen:
Polecana lektura: Pozytywne myślenie – kiedy jest przesadą?
7. Spokój
Tak, jak brak planu to najczęstszy problem, brak spokoju to problem najbardziej szkodliwy. Nawet na pokładzie tonącego statku podstawową, kluczową kwestią jest skupienie i zimna krew u dowództwa. Dlaczego zatem nie nauczyć się od nich takiego podejścia do spraw i nie przenieść go na codzienne wyzwania w domu i pracy?
“Niechciej” często łapie, gdy mamy poczucie, że “plan się sypie”. A wystarczy odwrócić kontekst. Nie, plan się wcale nie sypie. Po prostu muszę go przeredagować, by lepiej odzwierciedlał moje aktualne potrzeby.
Polecana lektura: Spokój jest zaraźliwy – najlepsza strategia w obliczu niepewności
8. Wasze metody
A jak ze skrajnym leniem radzicie sobie Wy? Są jacyś fani metody “pomodoro” albo kładzenia żelków na kolejnych stronach podręcznika? Ciekaw jestem, co tam u Was. Dajcie znać w komentarzach :)
No i udanej pracy, oczywiście!
Ciao,