Rzadko kto używa dzisiaj wyłącznie kalendarza papierowego. Czasem na spacer idzie się z samym telefonem – a na tym możemy przecież zaplanować cokolwiek. Sporo instytucji wręcz w domyśle wysyła gotowe “bąbelki” umówionych wydarzeń do Google Calendara lub iCala. Jak zatem połączyć celulozę z krzemem? :)
Kalendarz papierowy vs Kalendarz cyfrowy
To nie jest tak, że któreś z tych rozwiązań bije na głowę drugie. Jeśli wybierze się tylko i wyłącznie jedno z nich to się samemu sobie odbierze szanse na większą skuteczność. Żeby dobrze sobie podzielić pracę pomiędzy tymi dwiema opcjami trzeba najpierw dobrze zrozumieć ich wady i zalety. Wtedy przykryje się jedne drugimi i ogarnie nawet największy projekt świata w parę minut.
[vc_row]
[vc_column width=”1/2″][vc_column_text]Wady papieru:[/vc_column_text][fancy-ul icon_type=”font_icon” icon=”icon-remove” color=”Extra-Color-1″ enable_animation=”true”]
- Dodatkowa rzecz do noszenia w plecaku
- Zmiana planów = skreślanie
- Mała elastyczność planowania
- Można zgubić
- Trzeba do niego przepisywać rzeczy, które prawdopodobnie ustalamy przez internet
[/fancy-ul][/vc_column]
[vc_column width=”1/2″]
[vc_column_text]Wady cyfry:[/vc_column_text][fancy-ul icon_type=”font_icon” icon=”icon-remove” color=”Extra-Color-1″ enable_animation=”true”]
- Błędna synchronizacja lub jej brak i jesteśmy w lesie
- “Bąbelki” wydarzeń przesuwa się aż za łatwo
- Przesadna elastyczność planowania
- Można coś nieodwracalnie usunąć
- Dla wielu cyfrowa notatka jest mniej “zobowiązująca”
[/fancy-ul]
[/vc_column]
[/vc_row]
A z drugiej strony…
[vc_row]
[vc_column width=”1/2″][vc_column_text]Zalety papieru:[/vc_column_text][fancy-ul icon_type=”font_icon” icon=”icon-ok” color=”Extra-Color-2″ enable_animation=”true”]
- Zawsze “działa”, nawet zalany wodą ;)
- Ludzki umysł lepiej “czuje” zwykłe pismo
- Pisanie pomaga lepiej zapamiętywać informacje
- Mniejsza pokusa by ciągle grzebać w planach
- Jeśli masz skórzany kalendarz to jeszcze swag ;)
[/fancy-ul][/vc_column]
[vc_column width=”1/2″]
[vc_column_text]Zalety cyfry:[/vc_column_text][fancy-ul icon_type=”font_icon” icon=”icon-ok” color=”Extra-Color-2″ enable_animation=”true”]
- Zawsze przy Tobie
- Często lepszy układ wizualny – szybciej się “łapie” tydzień
- Łatwiejsze “żonglowanie” planami pomiędzy sobą
- Proste przesuwanie planów w czasie
- Można bawić się setkami aplikacji ;)
[/fancy-ul]
[/vc_column]
[/vc_row]
Co z tego wynika i jak wygląda mój system?
Z mojego doświadczenia najlepiej jest planować rzeczy odległe w czasie w kalendarzu wirtualnym. To tam zachodzą najczęstsze i największe zmiany. Jakiś fakultet z marca jednak będzie w soboty. Prelekcja w maju, z braku sali, chyba będzie na końcu kwietnia. Jest okazja znienacka polecieć do Londynu na koncert Foo Fighters -> to wszystko rzeczy, o których najpewniej wiemy przynajmniej dwa tygodnie wcześniej.
Z drugiej strony posiłkowanie się Google Calendarem z dnia na dzień wyrabia bardzo słaby nawyk ciągłego przesuwania planów pod swoje lenistwo czy aktualne widzimisię. Okej, notkę piszę w parę godzin, więc jak pójdę do sklepu razem z siłownią jutro rano to wtedy mogę teraz jeszcze godzinę poleżeć, a i tak skończę pisać tekst tylko chwilę później niż planowałem iść spać. No okej, świetnie, strategiczne zarządzanie kryzysem poziom tysiąc.
Ale zarazem dyscyplina i obowiązkowość minus milion :)
W mojej opinii najlepiej jest:
- Wydarzenia odległe o więcej niż 2 tygodnie planować wyłącznie wirtualnie
- Wydarzenia “na tydzień” lub “na dwa tygodnie” do przodu przepisywać w stałej formie do papierowego kalendarza
- Wydarzenia “z danego dnia” przepisywać do np. Wunderlista lub Evernote – programu pozwalającego na wygodne “odklikiwanie” rzeczy do zrobienia. W ten sposób fajnie odczuwa się “zbliżanie” do wieczora. Lubię to poczucie, że a każdym kolejnym obowiązkiem jestem o ten centymetr bliżej odpalenia konsoli :)
Dzięki aż trzem poziomom analizowania rzeczy do zrobienia można bez pudła wyłapać wszystko co nie jest optymalnie zaplanowane. Po co aż sześć godzin na jedną prezentację? Może dadzą radę cztery? Wtedy mogę pójść na siłownię jeszcze we we wtorek, co pozwoli mi piątkową przesunąć na czwartek i w piątek wreszcie pogram w planszówki :)
Dodatkowy poziom wtajemniczenia
Jest jeszcze kilka trików pozwalających na ciekawe łączenie cyfry z papierem. Znajomi często stosują klucz kolorystyczny. Słyszałem też o wpisywaniu w kalendarz “stałych” rzeczy typu [PRACA] codziennie od 9 do 17, ale nie jestem do podobnego zapychania przestrzeni przekonany. Jak się pracuje to się raczej wie, że się pracuje – lepiej rozplanować obowiązki *wewnątrz* samego etatu, prawda?
Ciekawym gadżetem są wreszcie kalendarze “zsynchronizowane” z – powiedzmy – Evernote. Moleskine miał taką linię. Notowało się sobie swobodnie długopisem po papierze, potem aplikacja w telefonie w specjalny sposób “skanowała” stronę i miało się od ręki jej wirtualny odpowiednik. Nie używałem tego nigdy w praktyce, ale znajomi, którzy mieli przyjemność, bardzo sobie chwalili.
~ Kuloodporny Kalendarz ~
Ten wpis to trzeci odcinek cyklu, w którym mogę wreszcie dać upust mojemu totalnemu geekowaniu na punkcie skutecznej obsługi kalendarza :)) Będę wdzięczny za zadawanie mi pytań w komentarzach, bym wiedział jakie tematy poruszać w kolejnych epizodach. Na razie mam przewidziane trzy, ale nie będzie żadnego problemu z rozwinięciem tej serii do czterech lub pięciu.
- Odcinek 1: Jaki kalendarz kupić? Omówienie różnych możliwości
- Odcinek 2: Jak używać kalendarza? Łączenie notowania i planowania
- Odcinek 3: Jak łączyć kalendarz papierowy z wirtualnym (jesteś tutaj)
- Odcinek 4: TBA
Jeśli macie swoje własne metody na łączenie kalendarzy wirtualnych z papierowymi to dawajcie znak w komentarzach!
Ciao,