Przeczytałem jakiś czas temu świetną, bardzo starą opowieść. Zaczyna się ona dawno, dawno temu w Indiach. Był parny, skwarny dzień. Biedny rolnik otarł pot z czoła i doszedł do wniosku, że pora w życiu na coś więcej, niż tylko kolejne zasiewy i zbiory.
Przez dwa tygodnie pracował ze wzmożonym wysiłkiem, by przy comiesięcznym liczeniu plonów nie wydała się jego kilkudniowa nieobecność. Gdy zapasy zostały przygotowane a koledzy namówieni, by go kryć w razie pytań nadzorcy, wyruszył w podróż. Szedł przez trzy dni i trzy noce aż doszedł do słynnej góry, na której szczycie ędrieszkał mądry guru. Biedny rolnik wspinał się na szczyt od wczesnego świtu, aż nadszedł zmierzch. Wreszcie, w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, dostrzegł jaskinię eremity.
– Mędrcze! – zawołał.
Mędrzec wyszedł z jaskini z małym tobołkiem w dłoniach.
– Wiem, po co tu przyszedłeś – powiedział. – Masz ten tobołek. Są w nim dwa ziemniaki. Zza mojej jaskini wypływa strumień. Idź jego szlakiem aż do wielkiej rzeki na dole. Znajdź tam miejsce z trzema skałami, które wyglądają jak ludzkie palce wynurzające się z wody. Obmyj pomiędzy nimi ziemniaki i zjedz. Dzięki temu czynowi twój los odmieni się już na zawsze. Wróć potem i potwierdź mi, że spełniłeś polecenie.
Rolnik przyjął tobołek, skłonił się nisko, obszedł jaskinię i jął schodzić na dół.
Schodził całą noc. Na tle różowiejącego horyzontu dostrzegł trójpalczastą dłoń z kamienia. Poranne słońce odbijało się w przepływającej obok nich rzece. Rolnik ukląkł na brzegu, wyjął dwa ziemniaki i zanurzył je w wodzie. Usłyszał zza pleców starcze kaszlnięcie.
– Chłopcze – odezwała się zgarbiona kobiecina. – Poczęstujesz mnie ziemniakiem?
Biedny rolnik westchnął ciężko i oddał kobiecie jednego ziemniaka. Wiedział, co to znaczy głód. Usiedli zatem razem przy trójpalczastej skale i zjedli umyte warzywa. Życzyli sobie szczęścia i każde poszło w swoją stronę. Babcia, ku lasom. Rolnik zaś, z powrotem, ku górze.
Pod wieczór znowu znalazł się pod jaskinią mędrca.
– Mędrcze! – woła.
Mędrzec wyszedł z jaskini.
– Czy zjadłeś oba ziemniaki? – spytał.
– Nie, jeden oddałem kobiecie.
– Odejdź zatem, gdyż nie posłuchałeś mędrca.
– Ale mędrcze…
– Odejdź, rzekłem!
Smutny rolnik znowu westchnął ciężko i powtórnie zszedł na dół. Podążył do swojej wioski i pierwszego ranka po powrocie wrócił do pracy na roli. Pracował karnie aż do późnego popołudnia, gdy znienacka natrafił motyką na owinięty pergaminem kamień wielkości ludzkiej głowy. Kamień był z czystego złota, a na pergaminie widniał opatrzony skomplikowanami pieczęciami napis. Biedny rolnik nie umiał czytać, zakopał zatem znalezisko w miejscu, które mógł łatwo znaleźć w nocy.
Pod osłoną ciemności wrócił w pobliże pola, wydobył kamień i pergamin spod ziemi i pobiegł z nimi do swojego wujka, lokalnego skryby. Ten przeczytał na głos to, co było nakreślone na pergaminie: “złoto należy wyłącznie do osoby, która uderzy w nie pierwsza motyką w skwarny dzień”. Rolnik razem z wujkiem pobiegli do ich zaufanego przyjaciela, zbieracza podatków. Ten rozpoznał w pieczęciach oryginalne laki dynastii Shunga.
Rolnik z dnia na dzień rzucił pracę na roli, kupił sobie własne ziemie, zaprzyjaźnił się z władcami i kapłanami i zostały mu nadane honorowe tytuły przyjaciela dynastii. Na jego polach rośliny rosły najszybciej a wszystkie hodowlane zwierzęta zawsze żyły długo, zdrowo i dawały dużo mleka. Jego pracownicy zawsze mieli wszystko, czego potrzebowali do godnego życia. Doczekał się pięknej żony, dziesięciu pięknych dzieci i stu pięknych wnucząt. Żadne z nich nigdy nie zachorowało.
Stał więc kiedyś, już pod koniec swojego życia, podparty o złotą balustradę najwyższego balkonu w swoim pałacu. Pił zimną wodę ze srebrnego pucharu i patrzył na rozległe osiedla pracujących dla niego ludzi i zwierząt.
Podziwiał swój dobytek i osiągnięcia i myślał sam do siebie:
– A to był tylko jeden ziemniak.
Ciao,