Muzyka to jeden z silniejszych bodźców mogących wpłynąć na człowieka. Klasyczna pomaga w nauce. Szybka i skoczna przyspiesza odczuwalne tempo upływu czasu (korzystają z tego solaria). Ciężkim rockiem idzie przy dobrej pogodzie rozpalić grilla. A wybrane utwory świetnie poprawiają nastrój :)
Można to skutecznie wykorzystać przy odpoczynku. Na zaproszenie Uniwersytetu SWPS opowiadałem ostatnio w ramach poznańskiego Festiwalu Transatlantyk o najrozsądniejszych sposobach relaksu i higieny pracy. W dużym skrócie, najlepszą metodą na zregenerowanie sił jest pamiętanie o:
- antypracy, oraz o
- zmianie stanu.
Innymi słowy, zarówno psychicznie jak i fizycznie nie powinno odpoczywać się w ten sam sposób, w jaki się pracowało. Prostym przykładem może być moje zamiłowanie do gier wideo. Jakkolwiek bym ich nie kochał, odpoczynek od zgarbionych godzin spędzonych na pisaniu w postaci zgarbionych godzin spędzonych na graniu to NIE JEST odpoczynek. No, może trochę psychiczny. Ale na pewno nie fizyczny.
Dobre, zdroworozsądkowe praktyki dotyczące odpoczywania znajdziecie we wpisach dostępnych z poniższych guzików, ale… czemu w ogóle o tym piszę? To proste. Dobra piosenka to najprostszy “bodziec” mogący zapoczątkować zmianę stanu :)
Praca potrafi wywołać rozdrażnienie, zmęczenie, znużenie lub jedno z dziesiątek innych mało przyjemnych odczuć. “Wyjście” z takiego dołka będzie o tyle skuteczniejsze, o ile mocniej i skuteczniej odetnę się od stanu, który wywołał u mnie dołek. Dlatego, jeśli macie ochotę na chwilę spokoju, otwórzcie razem ze mną okno, odpalcie jeden z poniższych utworów i idźcie chwilę połazić z dala od biurka!
Playlista “Poprawiacz Humoru”
Przygotowałem ją dla Was zarówno w formie listy piosenek (każdy tytuł linkuje do YouTube) jak i gotowej playlisty na Spotify (znajdziecie ją tutaj). O ile nic nie zepsułem, playlista powinna też wyświetlać się na samym dole tekstu. Postanowiłem nie umieszczać w treści artykułu zbyt wielu filmów, bo bardzo to obciąża stronę i potem by się Wam marnie czytało :)
1. Good Luck – Basement Jaxx ft. Lisa Kekaula. Piosenka, którą poznałem dzięki całkiem przeciętnemu anime, a którą słucham z powodzeniem już dziesięć lat. Nawet niechcący udało mi się załapać na jej wykonanie live, gdy Basement Jaxx przyjechał grać support przed Beyonce na Stadionie Narodowym w Warszawie. Perfekcyjna na budzik :)
2. You Make My Dreams – Daryl Hall & John Oates. 500 Days of Summer, anyone?
3. Love on Top – Beyonce. Nie jest to moja ulubiona piosenka Queen B, ale też i nie ma takiej opcji, bym się nie zaczął przy niej cieszyć. No i ten teledysk… Ha. Fajnie, że mamy na świecie taką artystkę :)
4. Happy – Pharell Williams. Bez komentarza ;-)
5. Shine On – R.I.O. Kawałek, który nieodmiennie kojarzy mi się z pobytem w Porto. Większość ścieżki dźwiękowej tamtych dni jest bardziej melancholijna i nostalgiczna niż me loves ya comes out of devotion, więc tym bardziej doceniam te pojedyncze utwory, które zachowały zupełny luz.
6. Kung Fu Fighting – Carl Douglas. A z kung-fu-fajtowaniem wiąże się zestaw niezłych anegdot. Mieszkałem kiedyś w gigantycznym bloku (200+ mieszkań) z dwoma malutkimi windami. Nie było zatem mowy, bym poza wczesnymi porankami kiedykolwiek jechał nimi sam. Windy zaś, jak się okazuje, bywają wyjątkowo ciche. Na tyle ciche, że przebija to, co słucham pod słuchawkami. Miny ludzi na intro wokalne Carla Douglasa… bezcenne.
7. Everytime We Touch – Cascade. Tak naprawdę to powinno tu być Reason, ale nie ma nigdzie tej wersji, którą najbardziej lubię ;)
8. Can’t Hold Us – Maclemore & Ryan ft. Ray Dalton. Do ostatniej chwili wahałem się, czy lepiej będzie polecić tutaj Ten Thousand Hours czy właśnie to, ale uznałem, że humor lepiej poprawia Can’t Hold Us. Jeśli jeszcze Ci ten kawałek nie zbrzydł przez nadmierną eksploatację w mediach, powinien zadziałać.
9. Jungle Drum – Emiliana Toriini. Jeden z późniejszych, ale nie mniej skutecznych bodźców, które przekonały mnie, że MUSZĘ choć raz w życiu na długo pojechać na Islandię. Za sprawą tego spotu:
10. Last Nite – The Strokes. Skuteczność tego kawałka rośnie wraz z upływem dnia. W końcu co to by był za last nite gdyby się wstało przed południem :)
11. Menilmontant – Charles Trenet. Dzięki temu panu naprawdę pokochałem Paryż. Poważnie. Spacer Ogrodami Luksemburskimi w okolice Saint-Germain-des-Prés z tym zupełnie niepasującym geograficznie utworem na uszach i voila, dołączasz do fanów mitu o romantycznym Paryżu!
12. Quando, Quando, Quando – Tony Renis. Cóż jest w życiu lepszego od piosenek o miłości sprzed lat?
13. Ja mam czas, ja poczekam – Mieczysław Fogg. Cóż jest w życiu lepszego od piosenek o miłości sprzed lat?
14. Parostatek – Krzysztof Krawczyk. Cóż jest w życiu lepszego… dobra, zgrywam się. Nic nie jest lepszego od Parostatku ;)
15. Mambo Italiano – Dean Martin. Mambo było. Mambo jest. Mambo będzie.
16. One Day (Vandaag) – Bakermat. To bardzo świeża premiera, ale z miejsca dołączyła do mojej listy Wielkich Hitów. Muzycznie nie jest jakaś niesamowita. Mogłaby być trochę dłuższa. Niestety, wszystkie krytyczne opinie bledną przy fenomenalnym wykorzystaniu słów Kinga Jr., jednego z bardziej inspirujących i odważnych ludzi naszych czasów. Gdy słucham One Day, czuję się dobrze. Tylko tyle i aż tyle.
17. Love Never Felt so Good – Michael Jackson & Justin Timberlake. Ach. Nie da się przy tym nie tańczyć :)
18. P.D.A. (We Just Don’t Care) – John Legend. Wyobrażam sobie, że jak kiedyś położę się w Central Parku z Karoliną u boku i będziemy próbowali przez szczyty wieżowców podziwiać amerykańskie chmury to NA BANK gdzieś w tle poleci John Legend. Jeśli mogę mieć na tę scenę jakikolwiek wpływ – niech to będzie ten tytuł. Poproszę :)
19. To All of You – Syd Matters. Piosenka, od której zaczęła się jedna z najlepszych gier mojego życia. Tzn. jeszcze nie wiem, czy ta pozycja zostanie niezachwiana (Life is Strange doczekało się dopiero 4 z obiecnych 5 odcinków), ale póki co dostaję od scenarzystów i reżyserów tej produkcji tyle emocji, że to aż ciężko wyjaśnić. Nie wiem, czy To All of You wywołuje podobne wrażenia u ludzi nieznających fabuły oryginału, ale wierzę, że tak. Podpowiedź: północnoamerykańska, złota jesień.
20. First Day Of My Life – Bright Eyes. Skromna, cicha, spokojna i pogodna piosenka na zakończenie naszej małej listy. Dziękuję, że razem ze mną przez nią przeszliście. Mam nadzieję, że któryś z tytułów poprawił Wam humor!
A jakie utwory zawsze poprawiają humor Wam? Podzielcie się w komentarzach :)
Ciao,