Aye! Istnieje takie powiedzonko, że jeśli człowieka w życiu wiele rzeczy szokuje, to jest to świetny znak, że powinien wystawiać się na szok jak najczęściej. Na Manhattanie szokowało mnie sporo. Dlatego też tym razem postanowiłem wybiec naprzeciw oczekiwaniom dotyczącym serii z NYC i zupełnie te oczekiwania zignorować – dzisiejszy tekst nie ma żadnego spójnego kontekstu i ciężko go zakwalifikować do jakichkolwiek sensownych “relacji z podróży”.
Oto piętnaście rzeczy, które mnie w Wielkim Jabłku zdziwiło :)
Nie mam niestety tego na zdjęciu, ale około szóstej rano ścieżki dla biegaczy są tak wypchane, że nawet obcy ludzie zdarzają się trenować ramię w ramię, bo… nie ma miejsca. Ani z przodu, ani z tyłu. Przedziwny widok. Ale z drugiej strony bardzo dodający otuchy.
Pochodzi, oczywiście, ze stanu Maine i nie ma z Polską nic wspólnego. Chyba. Jest też całkiem przeciętna. Ale się “poczuwałem” i kupowałem tylko ją, bo poprawiała mi humor. W domu, biurach i lokalach najczęściej pije się kranówę, ale taki zimny litr mineralnej na gorącej ulicy – rewelka :)
Pamiętam, że dawno temu widziałem na jedynce spory materiał poświęcony sztuce malowanej reklamy w Nowym Jorku, ale zobaczenie tego procederu na żywo to zupełnie inna puszka z farbą. Nawet raz udało mi się złapać artystów na gorącym uczynku. Zgodnie z najlepszymi praktykami ten pan najpierw “przerysował” przy pomocy kratkowego skalowania kontury a potem farbą i stencilami dokończył dzieła.
Efekt jest super :)
Swoją drogą – obejrzyjcie sobie trailer Moonbeam City. Nie pożałujecie.
Seriale nauczyły mnie, że taksówka w Nowym Jorku to coś, czego złapać się po prostu NIE DA. A w praktyce nie jest to takie trudne, szczególnie odkąd w mieście rozgościł się Uber. Muszę jednak przyznać, że złapanie transportu nocą lub w deszczu jest z kolei niemożliwe.
Ot, uroki.
Mijam sobie kiedyś garaż jakich tysiąc, aż tu nagle trrrrrrrrrrrrrrr, podnosi się jego brama. A w twarz uderza mnie powiew arktycznego powietrza, chłodniejszy nawet niż serce Cthulhu. Odwracam się i co widzę?
Arbuzy.
Tysiące arbuzów.
Cały budynek pełen jest tekstów tego typu. Zakochałem się.
Ludziki ułożone są w historię Avengersów ratujących NYC przed przestępcami :)
Pan powiedział mi, że to jedyny w Stanach.
No dobra, to mnie nie zdziwiło, ale fajnie było tak “zsynchronizować sobie mapę” :)
Ciekawostka: wiecie jak jest opisany? Żaden tam nudy.
KING OF POLAND. (Okej.)
GRAND DUKE OF LITHUANIA. (Okej.)
FOUNDER OF A FREE UNION OF THE PEOPLES OF EAST CENTRAL EUROPE. (Na początku zrobiłem “what?” ale potem się zorientowałem, że faktycznie, tak by się na “ichnie” tłumaczyło Unię!)
VICTOR OVER THE TEUTONIC AGGRESSORS AT GRUNWALD. (A to już brzmi epicko.)
Są strasznie łase na chipsy, ale odsłoniętą łydką też nie pogardzą.
Białe lub zielone znaczy, że można iść. Czerwone z odliczaniem informuje, przez ile sekund można iść zanim zrobi się “prawdziwe” czerwone. Prawdziwe czerwone oznacza, że można iść, ale jak Cię potrąci samochód, to Ty płacisz odszkodowanie.
Pewnego dnia chodzę sobie korytarzami Metropolitan Museum i nagle w CAŁEJ sali odzywają się ludziom komórki. Poczułem się jak na początku filmu apokaliptycznego, gdy znienacka sieci rozbłyskają ostatnim przeniesieniem danych a potem padają już na zawsze. Rzeczywistość okazała się nie mniej ciekawa – Amber Alert służy łapaniu porywaczy dzieci.
“SMS” zawiera informację na przykład o tym, jaki samochód jest poszukiwany.
Po paru godzinach dowiedziałem się, że złapali tego Chevvy’ego.
Bardzo mi się to spodobało.
OK, a to mnie rozwaliło zupełnie. Widziałem kiedyś reklamy niektórych polskich blogów w metrze lub wywiady w “dużej” prasie. Ale WIELOPIĘTROWY MURAL? Nie, tego jeszcze nie widziałem.
Moja teoria robocza jest taka, że “sieci” youtube’owe osiągnęły już między sobą aż taki poziom ogarnięcia, że w praktyce dla nowych nazwisk nie ma już większej różnicy, kogo wybiorą. Stawki są wyrównane a możliwości podobne. Więc jedna z sieci się wyłamała i zaoferowała grand ady. Pewnie jest inaczej, ale to wydaje mi się całkiem sensowne :)
Od razu Wam zdradzę, że będzie kontynuacja. Wybierając zdjęcia nadające się do tekstu o roboczej nazwie “zdziwka z nyc” przerobiłem blisko pięćdziesiąt fotek, więc wydaje mi się, że przynajmniej dwadzieścia pięć lub trzydzieści byłoby dobrze tu wrzucić. Teraz poszło piętnaście, resztę opublikuję przy okazji.
Jeśli macie ochotę na wszystkie dotychczasowe artykuły poświęcone mojemu wypadowi na Manhattan – klikajcie tutaj. Korzystając z tego gołębia możecie z kolei dołączyć do odbiorców Tajemnej Listy i nie przegapić żadnego z artykułów przyszłych.
Czy z tej piętnastki Was też coś zdziwiło? Czy to tylko ja? :)
Ciao,
Co prawda nie taki prawdziwy, do telewizji, ale za to za darmo. "Umowy Śmieciowe" w formie powieści w odcinkach opowiadają historię Hanny Wróbel. Dziewczyna przyjeżdża do Warszawy do pracy i już pierwszego dnia wszystko idzie dokładnie nie tak, jak sobie zaplanowała. Walczy więc nie tylko o wymarzony etat, ale też z własnymi słabościami. I z sercem. I z przyjaciółmi. I z losowymi problemami. I z pogodą. I, bądźmy szczerzy, ze wszystkim innym.
Życie w wielkim mieście nie jest proste.
Powstaje zatem pytanie: czy starczy jej na ogarnięcie tych wszystkich dramatów kawy?
Kurs uczenia się dla dorosłych to kompleksowe szkolenie uczące jak się uczyć. 17 lekcji wideo tłumaczy od początku do końca jak zbudować własny system nauki. Dzięki niemu przyswoisz psychologiczne podstawy uwagi i pamięci. Nauczysz się korzystać z najlepszych sposobów na efektywną naukę i technik pamięciowych. Zajmiemy się też motywacją i zachowywaniem spokoju w obliczu wyzwań. A wszystko podane tak, by maksymalizować mocne strony uczenia się w przypadku osoby dorosłej.
Mówiąc krótko: zawarłem w nim całość mojego prywatnego systemu do ogarniania rzeczywistości.
Kurs opiera się o moją autorską strategię PROPS.
"Ogarnij maturę w tydzień" to kompletny kurs, który dzięki 7 lekcjom wideo tłumaczy od początku do końca jak zbudować system nauki do matur. Dzięki niemu nauczysz się uczyć, rozplanujesz starania, nie zmarnujesz czasu a nawet zrobimy tak, by się za bardzo nie stresować. Każda prezentowana w nim porada została przetestowana wiele razy i pochodzi z mojego doświadczenia, a także jest oparta o naukę. I co najważniejsze - działa. Tak zwyczajnie.
Mówiąc krótko: zawarłem w nim całość mojego prywatnego systemu do ogarniania rzeczywistości.
Kurs został objęty patronatem merytorycznym Uniwersytetu SWPS.
AndrzejTucholski.pl to wielokrotnie nagradzany lifestyle'owy blog ekspercki o psychologii. Prowadzę go od 2009 roku.
Piszę na nim o praktycznym wpływie psychologii na człowieka. I o tym, jak ogarnąć zabieganą codzienność w taki sposób, by życie było spokojne i udane.
Życzę Ci bardzo udanego dnia!.
Żadnej treści na blogu nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam też takich przez mail.
W przypadku naglących problemów gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem - psychiatrą lub terapeutą. To profesjonaliści, którzy pół życia szykowali się właśnie po to, by dobrze pomóc potrzebującym. Warto skorzystać z ich usług!