Yolozaur przybył do Warszawy od strony praskiej. Przybył w poszukiwaniu marzeń. Nie spodziewał się, że spotka go spektakularny sukces towarzyski i finansowy. Nie spodziewał się również, że będzie musiał uciekać przed Posterunkowym Bułką.
A wszystko zaczęło się od skromnych, zupełnie niepozornych krzaczków przy Wybrzeżu Szczecińskim. Yolozaur czuł się w nich komfortowo, ale majaczące w oddali struny Mostu Świętokrzyskiego działały na wyobraźnię baaardzo drażniąco. Po dłuższym namyśle zdecydował się działać.
Pierwsze wielkomiejskie doświadczenie wzbogaciło jego życie szybko.
Duże miasto. Rzeka. Zgiełk. Tramwaje. Burgery. Yolozaur łapał klimat.
Nie trzeba było długo czekać na wstępne oznaki degeneracji. Duże miasta jednak nie są dla wszystkich. Yolozaur błyskawicznie sięgnął po sporty namawiające młodzież do wandalizmu. Nie minął dzień, a już grindował murki dookoła Pałacu Królewskiego.
Wkrótce sięgnął i po narkotyk typu tytoń.
Degeneracyjna passa Yolozaura osiągnęła apogeum w momencie ogrywania jakiegoś tępego lokalsa z resztek pieniędzy w kolejnych partiach ustawionych kości. To wtedy biedny przyjezdny pierwszy raz poczuł na swoim gadzim karku oddech Posterunkowego Bułki.
Reakcja władzy była szybka i spektakularna. Yolozaur cudem uniknął skończenia swojego pierwszego dnia w Warszawie zakładem penitencjarnym przy Racławickiej. Musiał zwiewać.
Nawet najskuteczniejszy agent okazał się jednak mieć ograniczenia. Posterunkowy Bułka był, no co tu dużo kryć, ludzikiem LEGO. Widzenie peryferyjne sprawiało mu niejaką trudność. Yolozaur zdołał uciec.
Doszedł też do wniosku, że choć dotychczasowy ciąg wydarzeń był bardzo wesoły to trochę szkoda widzieć resztę życia w kratkę. Zdecydował się ustatkować. Pierwszym krokiem w stronę tego szlachetnego celu niestety musiało być odżegnanie się od dotychczasowych wybryków.
Yolozaura spotykamy ostatecznie wczesnym wieczorem, gdy jako spokojny i uczciwy obywatel czyta sobie Senekę w oknie jednej z warszawskich kawalerek. Delektuję się przy tym stuprocentowo legalną kawą.
Delektuje się też i wspomnieniami. Nie wolno negować tego kim się jest i co się w życiu robiło, choćby nie wiadomo jak głupie czy szkodliwe były to rzeczy. Yolozaur postanowił się ze swoich wybryków już wyłącznie uczyć. Jeszcze nie wiedział, że za parę tygodni zostanie słynnym na całą Europę Centralną i Wschodnią śledczym Interpolu ds. wandalizmu i głupich pomysłów.
#NikonCityStory
Także tak. To jest historia, którą zgłosiłem w międzynarodowym wyzwaniu Nikona jako jeden z dwóch reprezentantów Polski :D Drugim był Arvind Juneja z Fitback.pl. Tutaj możesz rzucić okiem na całość zgłoszeń. Używaliśmy przesyłającego mobilnie fotki aparatu Nikon D5300. Na swoją obronę mam wyłącznie fakt, że podobno jury będzie patrzeć przede wszystkim na STORY a dopiero potem na QUALITY i inne zmienne :D
Ogólnym zamysłem było pokazanie jednodniowej historii związanej ze swoim miejscem zamieszkania. Początkowo chciałem pokazać jakieś konkretne punkty, może wybraną trasę wzdłuż pięknych warszawskich okolic. Ostatecznie stanęło na zabraniu z domu gumowego protagonisty i pomyślenie, co też może biednego yolozaura spotkać w stolicy. No, cóż, efekt już znasz.
Po więcej przygód Yolozaura zapraszam na Instagrama. Często tam bywa :D
Ciao,