Są takie rzeczy, które potrafią przeżyć zmiany pokoleń. Za nic sobie mają przewroty i tumulty dziejów, w spokoju znoszą wszystkie niespodziewane deszcze. Czasem będzie to nawracająca moda, czasem przyjaźń. A czasem książka.
Widzisz, jednym z moich ulubionych pisarzy jest Jules Verne.
Francuski protoplasta nurtu literackiego, który dzisiaj znamy jako Science Fiction. Już w XIX wieku przetykał swoje kryminalne i historyczne fabuły pomysłami takimi jak podróż do wnętrza ziemi czy łódź podwodna, która będzie w stanie pływać tysiące mil bez wynurzania się po powietrze. Jego umysł w idealnych proporcjach mieszał twarde fakty z wyobrażonymi marzeniami. W efekcie ciężko dzisiaj się rozeznać, które elementy jego książek były w jego czasach uznawane za rzeczywistość, a które za fantasmagorie.
Dziś chcę Ci opowiedzieć o jednym z jego najważniejszych dzieł: 20 000 Mil Podmorskiej Żeglugi
A także o luźnej drugiej części, Tajemniczej Wyspie, ale to w swoim czasie.
Obie książki wyglądają z góry następująco:
Z 20 000 Mil Podmorskiej Żeglugi wiąże się ciekawa historia. Otóż najpierw miał tę książkę Dziadek. Stare, piękne wydanie, którego oprawę sam dla pewności dopracował, by na pewno wytrzymała przynajmniej kilkadziesiąt lat. Mój dziadek był niesamowitym człowiekiem, bo łączył wysoką sztukę z naprawdę światowej sławy zmysłem i wykształceniem inżynieryjnym. Ale jego dokonania to opowieść na inny dzień :)
Potem dokładnie to samo wydanie książki przejął mój Tata. Za młodu uwielbiał powieści przygodowe i popularnonaukowe. Dzisiaj raczej poświęca się ciągłym studiom nad interesującymi go dziedzinami świata, ale zapytany o Nautilusa czy Winnetou zawsze się uśmiechnie i puści taką opowieść, że zawodowi gawędziarze by wymiękli.
Wreszcie dokładnie to samo wydanie książki przeczytałem ja. Nie pamiętam kiedy to było, ale chyba jakoś w podstawówce. Złapałem w któreś wakacje za gruby, zszywany grzbiet i wysunąłem go spomiędzy innych, nie mniej porządnie wyglądających. Potem z lekturą gdzieś siadłem i – ponieważ NIC z tamtych dni nie pamiętam – najprawdopodobniej przeczytałem ją jednym tchem, bez zwracania uwagi na takie pierdoły jak jedzenie czy sen :-)
To piękne wydanie jest aktualnie z powrotem na półce u Babci. A przynajmniej tak obstawiamy z Tatą, bo przekopanie się przez księgozbiory oprócz innych, kolorowych efektów akurat tego pożądanego nie przyniosło. Znaleźliśmy za to ciut młodszą (rok wydania: 1961) Tajemniczą Wyspę.
Którą, jak widać, też najprawdopodobniej czytałem w podstawówce. W środku ostały się moje ówczesne zakładki :))
Przypomniałem sobie 20 000 Mil Podmorskiej Żeglugi całkiem niedawno z dwóch powodów.
Po pierwsze, znalazłem darmowego, ładnie złożonego ebooka wśród Wolnych Lektur, które można za darmo ściągnąć z Internetu. Pracuję właśnie nad listą najfajniejszych książek, które można bez żadnych opłat & legalnie pobrać – będzie tego parę miesięcy ciągłej lektury. Premiera w sobotę.
Drugim powodem, dla którego zacząłem myśleć o książce, którą już od trzech pokoleń czyta moja rodzina jest akcja, którą trochę pomagałem wymyślać. Nazywa się Księga Najcenniejszych Wspomnień i właśnie takim rzeczom jak (w naszym przypadku) książki jest poświęcona.
Takich kotwic jest dużo
Zobacz. Ten zbiór krótkich baśni jest w naszej rodzinie jeszcze dłużej. Wydany w 1956 wychował wszystkich w domu Taty by wreszcie – po czterdziestu latach – zryć umysł i mi. Kto zna opowieść o Żelaznym Wilku ten wie, o czym mówię ;>
Twój most między pokoleniami
Do czego zmierzam.
Podziały między pokoleniami to realna kwestia. Nie zadzwonię do mojej babci przez Skype’a. Moja Mama swojej babci też pewnie nie próbowała przekabacić na najnowsze osiągnięcia techniki. Można się nad tymi rzeczami rozwodzić latami – okej. Jak ktoś lubi, niech tak robi.
Ja wolę spojrzeć na to, co te pokolenia łączy.
W moim domu są to książki. W domach moich przyjaciół to jest na przykład stary motocykl. Albo zbudowany przez przodków, tuż po wojnie, wielki dom. Albo przepis, bez którego nie ma wigilijnej wieczerzy. Albo kufer skrywający rodzinne skarby. Albo charakterystyczne poczucie humoru.
Każda rodzina ma takie historie, takie prywatne mosty, dzięki którym czuje bliskość swoich rodziców, dziadków, pradziadków. Bliskość przeszłości.
Jeśli coś warto w internecie rozprzestrzeniać, to właśnie tego typu zabawy. Dlatego ja swoją historię (tę powyżej) wgrałem do appki postawionej przez Herbapol, o, tutaj. Ich nowy, duży koncept nazywa się #NaturaPokoleń i zakłada szanowanie właśnie takich międzypokoleniowych mostów. W ramach działań chcą w nadchodzących dniach nagrodzić każde zgłoszenie upamiętnieniem i ładną wizualizacją :)
Dołączysz do mnie?
Mi się pomysł Księgi Najcenniejszych Wspomnień bardzo spodobał. Wszystkie linki w tekście prowadzą do odpowiedniej aplikacji na Facebooku, gdzie przy okazji serdecznie zapraszam do polajkowania fanpage’a. Wydaje mi się, że będą robić dobrą, przyjemną robotę ze swoją komunikacją i fajnie jest być czegoś takiego częścią.
[button size=”large” color=”red” style=”none” new_window=”true” link=”https://www.facebook.com/MaszToWNaturze/app_732667686792802″]Podziel się swoją historią![/button]
Z chęcią przeczytam, jakie wspomnienie łączy pokolenia u Ciebie :)
Chodzi o to, co łączy Ciebie z Twoimi rodzicami. Dziadkami. Może dziećmi.
O dobre rzeczy.
Ciao,
///
PS: Wpis jest efektem współpracy z firmą Herbapol. Tradycyjna już na jestKulturze, charytatywna składka wynikła z przeprowadzenia na blogu akcji leci dla Katarzyny Hawryło. Też jej możesz pomóc przez tę specjalną stronę. Bardzo miła dziewczyna :)