Cześć Odważni Marzyciele! Głupia sprawa – do niedawna mniej więcej raz na miesiąc znajdywała się jakaś osoba, która musiała publicznie lub w mailu poinformować mnie, że się ośmieszam. Bo z jednej strony udaję, że bloguję o kulturze, a on (lub ona) przecież widzi, że na Spotify słucham ordynarnego popu. A na YouTube łapkuję w górę ordynarne “umc umc”.
Niestety.
Nic na tę opinię nigdy nie pomagało. Pisałem o swoich gustach na blogu. Tworzyłem dedykowane playlisty. Share’owałem proste kawałki tak często, jak tylko mnie nachodziła ochota. Lecz nieubłagany Internet i tak przemawiał, że jestem fe :D
Przy czym to jeszcze w miarę rozumiałem. Radiowy pop i proste techniawki generalnie mają średnią reputację i prawie zawsze gdy o nich opowiadam, to wywołuje to jakiś tam uśmiech. Chociaż ja tam nie wiem co jest śmiesznego w Cascadzie. Piękna, dojrzała muzyka ;)
https://www.youtube.com/watch?v=TlkvnXqbFUU
Interesujący schemat społeczny zauważyłem później.
Otóż jakiś czas temu spotkałem się z opinią, że tylko udaję, że siedzę we współczesnej kulturze, bo przecież on (lub ona) widzi, że na Spotify słucham jakiegoś ruskiego przynudzania (chodziło o Szostakowicza) i jak to się niby ma do modnego folku, który udaję, że promuję na jestKulturze?
Hm :-)
Także tak.
*Szura butem w piachu, bo nie wie co powiedzieć.*
Sam z siebie pozostawiłem oba te stwierdzenia autorskiej formie mentalnego leżakowania i – nie ukrywam – zwyczajnie o nich zapomniałem.
Aż tu znienacka, zupełnie niedawno, zaprosił mnie do siebie na rozmowę Patryk Brzozowski z kanału Kameralnie. W inteligentny i zabawny sposób poruszył dokładnie temat tego mojego niezdrowego zamiłowania do Cascady i pozwalam sobie w postaci tego wpisu dopowiedzieć część rozmowy, która nie doczekała się miejsca w ostatecznym edicie :-)
Btw, dwa punkty dla Gryffindoru za miniaturkę :p
Otóż doszliśmy razem do wniosku, że Internet to takie miejsce, w którym niezależnie od tego co robisz, na sto procent i tak znajdzie się ktoś, według kogo jest to głupie, marne i w ogóle nieładnie dobierasz buty do twarzy. Nie jest to odkrywcza myśl. Często się na nią wpada.
Co więcej, wydaje mi się, że byłaby to całkiem przygnębiająca myśl, gdyby… No hej, gdyby nie była jedną z bardziej wyzwalających myśli, jakie tylko dotyczą Internetu :)
Zobaczcie – skoro środowisko jest, o ile traktowane w masie, do pewnego stopnia uczciwe – to czym się stresować?
Co jakiś czas zdarza mi się prowadzić różnego sortu prelekcje, poza tym piszą do mnie zaczynający w necie blogerzy, youtuberzy (to akurat nie wiem czemu), małe start-upy. A czasem zwyczajnie ludzie, których trochę ten cały e-świat gubi. Nie widzę w tym nic dziwnego. Mnie też czasem gubi. To naprawdę wielka przestrzeń.
Jednym z pytań jest – niezmiennie – w jaki sposób “być” w Internecie. Co robić. Czego unikać.
Kiedyś próbowałem odpowiadać wyczerpująco. Teraz już wiem, że zacznę odpowiadać prościej. O wiele prościej. Nie będzie to płynęło z mojego lenistwa (no, może trochę. Przepraszam.) ale właśnie z tego prostego spostrzeżenia.
Do pewnego stopnia i tak dostaniecie łomot.
Niezależnie od tego, co sądzicie lub mówicie.
Możecie zatem być kim tylko tam chcecie. Możecie sobie stworzyć takie persony, jakie tylko przyjdą Wam do głowy.
A możecie wreszcie być sobą.
Albo, jak mawia potoczne powiedzonko, możecie też być Batmanem. Ale tutaj uważałbym na pozwy od DC ;)
Ciao,