Moje pierwsze wrażenia z grania w Divinity: Original Sin

Gry
 

Od razu zastrzegam, że za daleko to jeszcze nie zaszedłem, ale już mam TYLE PRZEMYŚLEŃ, że jeśli nie zacznę się nimi dzielić natychmiast to najprawdopodobniej wkrótce pęknę niczym porażona piorunem, mokra od deszczu owieczka :-)

Czym jest Divinity: Original Sin?

Na początek krótkie wyjaśnienie. Jeśli nie interesował Cię wcześniej ten temat, szybko wyjaśnię. D:OS to klasyczny cRPG. Prowadzi się swoje postacie i pojedynkuje z przeciwnikami w perfekcyjnym miksie klasycznej walki turowej oraz prostego taktyka. Ja kocham taktyczne RPG, więc przyjmuję takie rozwiązanie z pomponami i w warkoczykach. Metaforycznie rzecz ujmując, oczywiście.

Po brawurowej kampanii na Kickstarterze znalazł on swoje ujście na komputerach całego świata. Pomimo abstrakcyjnie wysokiej jakości, gra nie ma jakoś przesadnie rozdmuchanej prasy. Ale wierzę, że jeszcze się jej dorobi.

Oczywiście, gdy był czas na samodzielne decyzje to mi się nie chciało doczytać paru artykułów w Pockecie i, ostatecznie, gdyby nie mistrzowski przyjaciel dokładnie wiedzący co mi zarzucić na urodziny to pewnie bym teraz tych słów nie pisał.

Ale piszę. I, niech Źródło ma nas w swej opiece, jest super!

Pyszny oldschool

Pisałem o tym przy okazji World War Z, ale bardzo często mam ochotę wrócić do czegoś, z czym wiążą mi się świetne wspomnienia. W przypadku książek wystarczy mi najczęściej popatrzeć na parę ulubionych stron, w przypadku filmów cenię sobie przewinięcie do najciekawszych scen. Z grami jest ten problem, że oprócz historii i jej przekazania (grafika+muzyka) starzeją się też mechaniki – sterowanie, obsługa interfejsu, ustawienia. Dlatego wracanie po latach do Baldura czy Icewinda, mimo wszystko, trochę boli.

Divinity: Original Sin jest dokładnie tym, co powinno powstać na hasło “taki Baldur, tylko że super nowoczesny”. Nie jest to erpeg dla wszystkich. Ale zarazem – jeśli się lubi takie rzeczy – jest to erpeg bliski ideału. Twórcy przeszli naprawdę długą drogę od wydanego sto lat temu Divine Divinity (w którym ściąłem dziesiątki godzin, aż mnie nie zablokował jeden paskudny dungeon, grrr.)

Co mnie tak rajcuje?

D:OS jest trudny. Jakakolwiek próba przedwczesnego wyjścia za miasto zostanie najprawdopodobniej zwieńczona srogim łomotem. Nie daj się zwieść – późniejsze wyjście za miasto też może skończyć się łomotem. Przeciwnicy potrafią wykorzystywać teren lepiej od Ciebie a i brakiem doświadczenia nie grzeszą.

“Zwykłe”, fabularne zagadki również nie należą do banalnych.

Chociaż, szczerze mówiąc, przed poziomem trudności powinienem wspomnieć o czymś ważniejszym.

Przede wszystkim, D:OS jest złożony. Wiesz, że jedna postać może spowodować deszcz, a druga porazić przeciwników stojących w kałuży? Albo że spowalniające jezioro oleju można podpalić? Albo że sporo o zagadkach powiedzą Ci domowe zwierzęta, z którymi możesz prowadzić pobudzone konwersacje po odblokowaniu specjalnej umiejętności? Albo że dużo postaci wie sporo o innych postaciach, nawet jeśli nie wprost, to np. w postaci ukrytych po domach książek czy notatek? Albo że (…).

Jest też nietypowy. Zaczynasz grę dwoma postaciami naraz i… prowadzisz obie. Warto je stworzyć tak, by się uzupełniały. Po pierwotnym pomyśle grania battlemagiem + asasynem musiałem się przeprosić z rachunkiem prawdopodobieństwa i wybrać coś sensowniejszego. Teraz świat ratuje rycerz i czarodziejka. Często się kłócą. Jeśli się w czymś nie zgadzają, to zaczyna się gra w kamień-papier-nożyce aż któreś wygra nad argumentacją drugiego :-)

Aha, no i z prozaicznych spraw, gra śmiga na moim malutkim Macbooku Air. Co prawda w niskich detalach, ale grafika podoba mi się nawet wtedy!

SUKCES!

Na całej linii : D

Ciao,

Andrzej Tucholski

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu i strategiem “od skuteczności”, a także pisarzem i scenarzystą.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu kilkanaście lat tekstów z bloga, sporo aktualnych informacji oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies