Byłem ostatnio na wykładzie profesora Zimbardo. Tego słynnego psychologa od zła, dehumanizacji, wojen i eksperymentu Stanfordzkiego. Uczyłem się z jego książek, więc bardzo się cieszyłem, że mogę go zobaczyć na żywo. Pośród wielu wartych wyniesienia wniosków szczególnie wypompował on powietrze z całej auli jednym, jedynym spostrzeżeniem dotyczącym polskich dzieci.
Bohaterowie dnia codziennego
Zaraz do tego smutnego spostrzeżenia przejdę. Najpierw trochę kontekstu.
Phil Zimbardo zdecydował się poświęcić swoje stare lata zupełnej odwrotności dotychczasowej zawodowej kariery. Teraz interesuje go głównie dobro. Tak jak razem z innymi naukowcami powołał kiedyś do życia wykaz cech własnych i środowiskowych, które mogą pchnąć jednostkę do zła, tak teraz ma ochotę stworzyć podobny kwestionariusz dla życzliwości. Uprzejmości. Troski i opieki.
Projekt nazywa się Heroic Imagination i możesz znaleźć go tutaj.
Będę wdzięczny, jeśli pokażesz ten link znajomym nauczycielom i profesorom.
Dzięki. Dużo to dla mnie znaczy
Ile dzieci w Polsce jest smutnych?
W ramach tych nowych badań i budowania wiedzy, Phil Zimbardo natrafił na dramatyczną, nie zmieniającą się na przestrzeni ostatnich lat oraz W ŻADEN KONKRETNY SPOSÓB NIE NIWELOWANĄ liczbę. Ilość smutnych dzieci w Polsce.
Jest ich milion.
Smutnych z powodu nieprzynależenia. Problemów komunikacyjnych. Poczucia odtrącenia od grupy rówieśniczej. Z powodu wykluczenia. Na wykładzie dostaliśmy tę daną w sposób surowy, dla bezpieczeństwa założę zatem, że pod użytym słowem “sad” ukryły się wszelakie stany obniżonego samopoczucia, obniżonego komfortu, niepewności społecznych itp. Nie pamiętam, kiedy ostatnio w podobny sposób zatrwożyła mnie rzeczywistość, w której przychodzi nam przeżywać nasze dni. Skorzystam z takiego fajnego guziczka w klawiaturze i powtórzę:
PONAD MILION DZIECI W POLSCE JEST SMUTNYCH.
Co można z tym zrobić
Działać, i to szybko. Natychmiast przeprowadzić szerokie przeszkolenie dla nauczycieli, by umieli rozpoznawać symptomy. By w poprawny psychologicznie sposób wiedzieli, w jaki sposób przekazać taką informację rodzicom i w jaki sposób spróbować skontaktować dziecko z profesjonalistą, by poprowadził jego przypadek aż do szczęśliwego rozpuszczenia się we wspomnieniach.
Przeprowadzić debatę społeczną nie o tym, czy gimnazja powinny istnieć, nie o tym czy dzieci powinny mieć etykę, ale o tym, czy wychowawcy nie powinni mieć obowiązku na Godzinie Wychowawczej namawiać swoich uczniów do cotygodniowego przygotowywania prezentacji o największym hobby danej dziewczynki czy chłopaka.
Nienawidzę poruszać tematu edukacji, bo poza naprawdę pojedynczymi przypadkami nie mam na jej temat do powiedzenia nic pozytywnego. Zawsze uczęszczałem do publicznych szkół (i to raczej nie tych z górnej półki, może poza liceum, ale do niego akurat miałem blisko z chaty) i z mojej perspektywy największym darem, który mi one dały są umiejętności nie wiedzowe, a społeczne. Ale to akurat dlatego, że zdecydowałem się swoje słabości i kompleksy przewalczać przy aprobacie wspierających rodziców. Nie każde dziecko ma takie dziwne podejście, nie każde dziecko ma takich rodziców.
Głównie z tego powodu organizatorzy życia szkolnego i lekcyjnych programów powinni się puknąć w czoło czymś bolesnym i ciężkim. Te programy i tak są do zmielenia i posypania wapnem. Do dzisiaj nie znalazłem praktycznego zastosowania wiedzy o pustynnych ripple-markach a o informatyce, na której w ramach zaliczenia kolorowaliśmy boki tabel w Wordzie staram się bardzo czynnie zapomnieć. Druki, które pokazywała nam pani na Podstawach Przedsiębiorczości – z tego co wiem – zostały zresztą zdeaktualizowane. Jakoś program zapomniał nauczyć nas ogólnej logiki, zamiast konkretnego narzędzia.
Może tak raz – DLA ODMIANY – zamiast programów pogadalibyśmy o dzieciach, co?
A przede wszystkim: o Minecrafcie
Minecrafcie, Youtuberach, One Direction, komiksach, strzelaniu selfiesów, nowej płycie Mesa, przyszłych meczach Barcy, ostatnich wakacjach Beyonce, zmianie cen żarcia w McDonaldzie i wszystkich innych sprawach tego pokroju.
Wieczorem po tamtym wykładzie Zimbardo długo zastanawiałem się, czy i mnie przypadkiem gdzieś w życiu nie spotkało społeczne odrzucenie. Doszedłem do wniosku że ba, nawet nie raz. Ale też zorientowałem się, że pomijając każdorazowo masywne wsparcie rodziców, bardzo często pomagały mi gry wideo i internet.
Jeszcze zanim miałem w domu kabelek na świat, czytanie recenzji gier i listów do redakcji pism growych często dawało mi poczucie, że mam w Polsce bardzo dużo ludzi dzielących ze mną tę dziwną, absolutnie BEZ WYJĄTKU wyśmiewaną przez nauczycieli pasję.
Dostęp do netu dał mi za to konta na zagranicznych forach, na których łamanym angielskim szybko znalazłem podobnych do mnie fanatyków Zeusa: Pana Olimpu. Dał mi klan, z którym przez prawie całe liceum codziennie wieczorem ciąłem w shootery i z którego niektórymi członkami do dzisiaj utrzymuję czynny kontakt. Jeden z nich jest zresztą moim bliskim przyjacielem.
Gaming dał mi wreszcie szansę odkrywania moich zainteresowań i rozwijania ich, choć ile razy zostałem wyśmiany przez rówieśników i nauczycieli, że prowadzę swojego poprzedniego bloga to dziś już nie pomnę. A z poprzedniego bloga zrodził się ten, jestKultura.
Moja praca, furtka na świat, największa trampolina możliwości i codzienne źródło rozwoju.
Do czego zmierzam
Zgadnij, co łączy Antka, 13-latka z odległej wsi pod Warką, Michała, 7-latka z blokowiska w Lublinie, Asię, 12-latkę z prywatnej szkoły w Konstancinie i Ritę, 15-latkę spod Pruszcza Gdańskiego?
Cała ta czwórka tnie wieczorami w Minecrafta. Cała ta czwórka ogląda kanał SKKF. Cała ta czwórka kmini, czy „Ghost Stories” będą dobrym albumem.
Nie wiem, czy Antek, Michał, Asia lub Rita odczuwają wykluczenie. Skoro dyskomfort zgłasza ponad MILION polskich dzieci, to zakładam, że pewnie jedno (lub dwoje) z nich – tak. Ale mam też taką roszczeniową, pełną nadziei myśl, że może zgłaszają one nieprzynależność fizyczną, “nie-internetową”, tą w szkole. Bo obiecuję Ci, że cała ta czwórka odczuwa naprawdę potężne przywiązanie do swoich pasji, z których zlewają zarówno wszyscy nauczyciele jak i naprawdę przerażający odsetek rodziców.
Widziałem niedawno w necie rozmowę na forach Gafu, GoGa albo Steama, gdzie jakiś użytkownik posługującym się bardzo prostym angielskim przeprosił, że przerwie rozmowę, ale w jego wsi będzie przerabiana droga i uwali im internet na przynajmniej tydzień. Reszta składu zapewniła go, że spoko stary, poczekamy, najwyżej rozegramy jeden meczyk bez ciebie. Reszta składu miała pouzupełniane częściowo dane lokalizacji. Byli tam ludzie z połowy globu.
Faktycznie. Strasznie debilne hobby.
Wojna o sześcian
Wydaje mi się, że jeśli polscy nauczyciele (i – niestety – część rodziców) ma takie odważne marzenie jak utrzymanie kontaktu ze swoimi dziećmi oraz zapewnienie im szczęśliwego poczucia przynależności to te grupy dorosłych zwyczajnie NIE MOGĄ SOBIE POZWOLIĆ na dalsze tchórzostwo przed współczesnymi zajęciami młodych ludzi.
Ja wiem, że ripple-marki i kolorowanie tabelek w Wordzie jest super-czadowe i dzięki niemu wyrosnę na porządnego obywatela próbującego przebić się przez podwójną magisterkę i potem pracować w jakimś państwowym molochu. Buzi na drogę, nie chcę was widzieć. Mnie już straciliście, raczej żadnej państwowej instytucji edukacyjnej więcej w pełni nie zaufam.
Tak się jednak składa, że dzięki prawu i tradycjom społecznym macie jeszcze w swoich trzewiach, drogie szkoły, grube miliony przyszłych obywateli. Pierwsze projekty przeznaczone dzieciom zdolnym, oparte o tolerancję i zainteresowanie, chcące poznać kolejne pokolenia już powstają. Wiem o tym od paru znajomych ekspertów, czasem też przebąkną coś media. To jest start. Ale ten start trzeba natychmiast podlać dodatkowym paliwem.
To jest cudowny moment, by się zastanowić, co chcecie z tej dziecięcej gliny ulepić, moi drodzy.
Czy Wasza niechęć do “tych paskudnych klocków na komputerze, i syczą” jest naprawdę silniejsza od faktycznej misji bycia profesjonalistą społecznego zaufania. Czy kultywowanie tej zaściankowości psychicznej przyniesie Wam aż tyle korzyści, że Antek ze wsi pod Warką może ani razu nie podnieść z uradowanym zdziwieniem oczu na swojego wychowawcę.
Antek w wieku 13 lat objawia ponadprzeciętne zdolności inżynierskie i skandalicznie wysokie predyspozycje do rozumienia złożonych ciągów przyczynowo skutkowych w maszynach zamkniętych. Antek osiąga to układając po szkole sześciany razem ze swoim ulubionym youtuberem.
Wy mu każecie wyłączyć te sześciany, by liczył sześciany Wasze, wydrukowane w podręczniku z lat 60, gdzie kontekstem kulturowym zadań są jabłuszka w prostopadłościennych koszyczkach.
To jest cudowny moment, by się zastanowić, czy przypadkiem Antek nie bije Was o parę dystansów.
Ciao,