Znowu jest pierwszy września. Część z Was idzie do szkół. Część myśli o tym, że za miesiąc pierwsze zajęcia na studiach. Część uśmiecha się na wspomnienie przeszłości i – jak co dzień – siada do swojej pracy. Taka jest kolej życia i jest w niej coś pięknego. Ale dla części z nas, być może nie wśród Czytelników tego bloga, pierwszy września świadczy o czymś zupełnie innym.
Przeżyłem ostatnio bardzo interesującą rozmowę dotyczącą zwiastuna nowej produkcji Jana Komasy – Miasto 44. Samego filmu nie widziałem, więc poruszam wyłącznie temat trailera. Wzbudza on sporo kontrowersji, bo z jednej strony mamy Lanę del Rey, z drugiej umierającą Warszawę, z trzeciej dubstep a z czwartej kadry rodem z Call of Duty.
Rozumiem zdania krytyki, że pokazywanie równie ciężkiego momentu naszej narodowej historii w spłycony, przesadnie nawiązujący do popkultury sposób może być rażące lub źle dopasowane. Przy czym rozumiem też potrzebę twórczą, by spróbować historie wówczas młodych ludzi pokazać tak, by dotarły do ludzi młodych dzisiaj. To trudny balans i moim zdaniem dla autora tych pomysłów należy się szacunek jeszcze na poziomie samej odwagi :)
W trakcie tej rozmowy (Karolina, Natalia, Mike, musimy częściej chodzić nad Wisłę o pierwszej nad ranem) jeden z wątków powędrował nam właśnie ku temu spostrzeżeniu – tak oczywistemu, a tak często niedostatecznie komunikowanemu – że dużo Polaków było we wrześniu 1939 roku młodych i mających przed sobą całe życia. Pamiętam, że słyszałem te słowa na każdej lekcji historii. Od podstawówki po koniec liceum. Pamiętam też, że niewiele mi mówiły.
Może to kwestia tego, że brakowało mi odpowiedniej dozy abstrakcyjnego myślenia, być może po prostu nie umiałem należycie tej informacji przetworzyć, ale… babcie i dziadkowie? Jako młodzi ludzie? To znaczy – co czytali? Co oglądali? W co grali? Nie wiedziałem. Trudno zatem było mi się do czegokolwiek odnieść. Słuchałem muzyki wówczas odbieranej jako modna i dla mnie to były stare, trzeszczące nagrania śpiewane przez ludzi z zabawnym akcentem.
Dopiero parę lat później coś we mnie “skoczyło” i zacząłem odbierać te piosenki i tę literaturę z, jak to ładnie się mawia w języku angielskim, kapeluszem z epoki założonym na głowę. Zacząłem zastanawiać się, jak to było. Co to znaczyło. Jakie warunki towarzyszyły odbiorowi tej kultury w czasie, gdy była tworzona.
Jednym z dzieł, dzięki którym dotarłem do tego miejsca kulturowej empatii był pewien film. Wybitne i naprawdę piękne Zakazane Piosenki. Zamiłowanie do historii było i jest w moim domu wyjątkowo silne, więc miałem to szczęście, że na taki kamień milowy mojego zamglonego spaceru po ogrodach przeszłości kiedyś i tak postawiłbym stopę.
Ale, tak sobie myślę, a co jeśli takim filmem dla kogoś będzie dzisiaj Miasto 44?
A co jeśli ktoś dzięki niemu przejdzie do Zakazanych Piosenek?
Jeśli, parafrazując Murakamiego, fala ciekawości wzbierze, podniesie się, wypełni taką osobę aż po czubek głowy po czym z uspokajającym sykiem opadnie, odpłynie, zniknie i zostawi wyłącznie oczyszczone, pełne gotowości na zrozumienie wnętrze?
Nie wiem. Nie mi o tym decydować. Ale to naprawdę godna uwagi dyskusja. Zachęcam do prowadzenia jej we własnych gronach znajomych. Nigdy nie wiecie, dokąd zaprowadzi Was dobra wymiana zdań. Tak powstają przyjaźnie, moi drodzy.
Choć, z drugiej strony, korzystając z okazji jaką daje mi pierwszy września… jest coś, do czego zachęcam nawet goręcej.
Kup dzisiaj opakowanie naprawdę dobrej herbaty.
Przygotuj szklanki, czajnik i czysty stół.
Zaparz i rozlej, żeby lekko ostygło.
Zaproś Babcię, zaproś Dziadka.
Spytaj się, jak to było, gdy byli młodzi.
O miłość, o marzenia, o przyjaciół.
O to, co w życiu ważne.
Ciao,