[vc_row][vc_column][nectar_slider location=”Pomorskie” full_width=”true” parallax=”true” slider_transition=”slide” slider_height=”600″][vc_column_text]
[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row]
Są takie rzeczy, o których się teoretycznie “wie” całe życie, ale dopiero zobaczenie ich w rzeczywistości uruchamia pełne zrozumienie. Miałem tak ze skapowaniem kilku abstrakcyjnych pojęć na studiach. Miałem tak z dokładną instrukcją obsługi kosiarki. Miałem też takie olśnienie, gdy zobaczyłem jak *NAPRAWDĘ* wygląda cały proces stojący za malutką, bursztynową bransoletką na Jarmarku Dominikańskim :)
Innymi słowy: zabieram Was na wyprawę po Pomorskim. Jesienią, bo to jedna z moich ulubionych pór roku.
Będą odważne pozy z ubijaczką do jajek, będzie szlifowanie prehistorycznej żywicy na połysk. Powinna się też pojawić mapa Polski, na której nie ma ani jednego skrawka terenu. A także odrobinka zdrowej, koleżeńskiej agresji toporem :D
Zacznijmy z grubej rury: BURSZTYNEM!
Widzicie tego kolosa?
Jakieś CZTERDZIEŚCI MILIONÓW LAT TEMU był zwykłą, lejącą się z drzewa żywicą, z której musiały po baraszkowaniu czyścić łapy pra-lemury. W oceanie nieopodal taplały się pra-walenie, po niebie latały pra-nietoperze i wszystko było spoko :-)
Człowieka jeszcze wtedy na planecie nie było, więc żywica z nudów postanowiła zastygnąć i zamienić się w taki oto chlebek, który współcześni nazywają bursztynem. To niesamowicie ciekawy materiał, gdyż:
a) NIGDY nie znajdzie się nigdzie dwóch identycznych bryłek
b) jest bardzo miękki i wymaga wielkiej precyzji przy obróbce
c) jest szlachetny i przepiękny
d) wiąże się z nim tysiąc legend i jeszcze więcej wierzeń :)
W średniowieczu noszony głównie przez służbę, od niedawna stanowi jeden z najdroższych materiałów jubilerskich całego świata. Cena bursztynowej biżuterii premium skoczyła tak wysoko, że przestało być na nią stać Amerykanów :) Dlatego między innymi do dodatkowych zdobień używa się kamieni od… Svarowskiego. Prawdziwych. Po parę tysięcy euro za sztukę :D
Uwieczniłem cyrkonie, ale i tak NAWET NIE WIECIE JAK JA SIĘ WTEDY STARAŁEM NIE KICHNĄĆ :D
Swoją drogą – skoro to blog dla Odważnych Marzycieli, to coś dla Was mam – większość z tych manufaktur powstawała “w dużym pokoju”. Albo w garażu. A teraz sprzedają na światowe rynki cuda warte dziesiątki, a czasem i setki tysięcy euro. Wszystko jest do zrobienia! :)
Obróbką bursztynu, który potrafi być wyceniany wyżej od najnowszych modeli samochodów prosto z salonu zajmują się tacy super ludzie – z charyzmą, finezją. Z ręką tak pewną, że zmieniają nieskładną bryłkę w jajko i potem każda ze średnic zgadza się co do dziesiątej milimetra :-)
Wśród wytwórców znalazła się nawet Czytelniczka jestKultury! Obiecałem, że będzie w relacji, więc oto ona – możecie powiedzieć jej cześć! :D Na zdjęciu uwieczniłem, jak śmieje się z dowcipów Adiego i przygotowuje z wosku matrycę do późniejszego wypełnienia srebrem.
Aha – widzicie tę tablicę z kilkoma setkami matryc?
Mieli takich tablic pięć, jak nie więcej :-)
To niesamowicie trudna robota. W ramach ośmieszania braku zdolności manualnych u blogerów dostaliśmy po bryłce i dano nam wolną rękę co do podejmowanych kroków. Dzięki temu prostemu ćwiczeniu nauczyłem się, że:
a) bursztyn, gdy szlifowany, znika w moment
b) znając wartość bryłki dosłownie można dojrzeć dolary w rozwiewającym się pyle :D
c) stworzenie czegokolwiek ładnego wymaga lat pracy i naprawdę wielkiej precyzji
d) moje dwie próby stoją teraz na biurku obok i są prześliczne ;-)
Bardzo duża część procesu opiera się na wzajemnym zaufaniu. Bryłki, które dano nam do zmasakrowania nie nadawałyby się oczywiście do żadnej światowej jakości biżuterii ;), ale tak naprawdę przed zdjęciem “kory” (to ta “kamienna”, matowa powłoka bursztynu) ciężko jest stwierdzić, co będzie w środku. Mogą być pęknięcia, a może być inkluzja z pająkiem.
Może też być arcydzieło godne muzeum bursztynu ; P
Część druga – wycieczka, ubijaczki i topory
Oprócz zakładów zajmujących się wytwórstwem biżuterii z bursztynu (gorące podziękowania dla Art7 oraz NAC – co ciekawe oba te miejsca miały więcej różnic, niż podobieństw. To pokazuje, że działaniu w sztuce i metalurgii można nadać naprawdę dużo charakteru!) zaliczyliśmy też pierwszorzędne muzea i warsztaty.
Przede wszystkim dojechaliśmy do Malborka. UWIELBIAM zamki, więc moja zajawka na ceglanego molocha osiągnęła zupełny zenit jeszcze na długo przed parkingiem ;-) W środku mieliśmy zaliczyć multimedialne, pełne pokazów i fajnie pokazanych eksponatów muzeum bursztynu.
Jednym z cudów była ta fenomenalna mapa!
Widać Wasz dom? :D
A tak już zupełnie bez żartów – takim “żywym” muzeum bez żadnych biletów czy godzin wstępu, czy też problemów logistycznych jest ulica Mariacka w Gdańsku. Malownicza, pełna malutkich manufaktur i sklepów przy większych studiach produkcyjnych, gwarna i urokliwa. Obowiązkowy punkt każdej wizyty w Trójmieście.
O, a taki był skład naszej wyprawy do Pomorskiego.
Asia ze StyleDigger.com, Karolina z OldFashionedGirl.pl, ta buła z jestKultury…
(fot. Adi Hołda)
… jak zwykle uprzejmy Janek ze StayFly.pl…
… czy też Karolina z CharlizeMystery.com, której cięte poczucie humoru jest zdolne, dosłownie, zrobić z dyni dżem.
I to wegański dżem.
(To komplement! :D)
Oprócz blogerów było też grono dziennikarskie, z którego chciałbym szczególnie gorąco pozdrowić panią reprezentującą Focusa. Pomijam już, że uwielbiam to pismo, ale gdyby takie osoby przedstawiać każdemu wieszczącemu “koniec dziennikarstwa” to po tygodniu sesji 1:1 nie byłoby tematu :-)
(fot. Adi Hołda)
A taki portret szczelił mi Adi Hołda. Rozważam profil na fejsie. Discuss.
Pomorskie jesienią
Póki jeszcze jesteście ze mną w tej opowieści, na sam jej koniec, mam ochotę na krótką myśl dotyczącą podróżowania nad morze jesienią. Albo zimą. Albo wiosną, skoro już idziemy porami roku. Ale skupię się na jesieni.
Podróżowanie na północ latem jest w moim odczuciu trochę przereklamowane. To znaczy – czy mając dostęp do czterech fenomenalnych blendów kawy już do końca życia pilibyśmy ten, który nam pokazano jako domyślny? Pewnie tak. Człowiek rzadko wychodzi poza swoje nawyki. Ale z drugiej strony traci się wtedy doświadczenia i smaki związane z trzema pozostałymi blendami.
Nigdzie nie ma spisanej w kamieniu obietnicy, że każda z tych kaw byłaby dla Was najsmaczniejsza na świecie. Być może zimą nad morzem zmarzniecie. Być może idąc do muzeum bursztynu w październiku zmokniecie. Być może wiosną ostro Was przewieje, gdy będzie zwiedzać piękny skansen w Pruszczu Gdańskim. To nie są “oczywiste” wybory.
Ale zarazem – jakie fajne wybory! Byłem w Pomorskim przy każdej pogodzie i w każdą porę roku. Latem jest ekstra. Jesienią jest ekstra. Zimą jest ekstra (morze potrafi zamarznąć do połowy mola!). Wiosną – zgadliście – też jest ekstra.
Wam też to gorąco polecam. Jeśli nie macie kontekstu, który pozwoliłby na jesienną podróż to podrzucam Pomorski Szlak Bursztynowy.
A najlepiej wejdźcie na pomorskie.travel i sami sobie wybierzcie :-)
Ciao,
///
PS: Wpis jest efektem współpracy z Regionalną Pomorską Organizacją Turystyczną. Tradycyjna już na jestKulturze, charytatywna składka wynikła z przeprowadzenia na blogu akcji leci dla Fundacji Synapsis. Możecie im pomóc zarówno szerzeniem informacji o ich działalności jak i wpłatami – gorąco namawiam do obu działań!