Miłość niepełna (czyli powiedzmy, że o “Her”)

 

[Tekst przeznaczony dla ludzi, którzy widzieli film. Oraz odważnych, których nie widzieli.]

Jest ciepło. Okoliczne dachy wypuszczają nagromadzoną temperaturę wprawiając świat w przyjemne drżenie. Theodore stoi w prostym, bawełnianym T-shircie naprzeciwko nieskończonego ogromu ludzkiego dobrobytu. Opiera się łokciami o żeliwny reling balkonu. Patrzy w ciszy na bezkreśnie rozsiane, oświetlone ostatnią łuną dnia wieżowce. Milczy, bo i względem niego wszyscy milczą.

– Tak naprawdę to nie milczę – odzywa się w jego uchu Samantha.

Wiem. Tak mi lepiej brzmiało – po dłuższej chwili uśmiecha się pod nosem Theodore.

– Od kiedy sam sobie prowadzisz narrację wydarzeń?

Odkąd zniknęłaś.

– Super odmiana od etatu polegającego na prowadzeniu narracji innym.

Theodore śmieje się krótko, bez otwierania ust. Bierze głęboki wdech i przesuwa ciało do tyłu; opiera brodę na skrzyżowanych przedramionach. Wypuszcza powietrze nosem. Mocno, aż rusza mu się wąs. Mruga coraz wolniej i bardziej wąsko.

Jestem już zmęczony, wiesz? Skoro tak długo się nie odzywałaś to możemy pogadać i jutro.

– Jaka ona jest?

Naprawdę chcę iść spać – mężczyzna trze palcami oczy pod okularami.

– Wiem. Ale to mi jeszcze opowiesz.

Jest dobra. Trochę podobna do ciebie. Mniej agresywna, mniej inteligentna. Mniej rozumie. Bardzo ją kocham. Nie planuje być na tej ziemi długo, zakładam że wystarczy jej jedno ludzkie życie, i chce się tym momentem naprawdę cieszyć.

– To musi być miła odmiana.

To odmienna odmiana. Musiałem na nowo przyzwyczaić się do tłumaczenia swoich zachowań. To niedoskonała relacja.

– Ale kto by tam chciał doskonałe, prawda?

Każdy. Ale tęskniłem za takim dziurawym związkiem, jak się okazuje.

– Ludzie śmiesznie rozumieją pojęcie tęsknoty.

Skrypty z kolei śmiesznie rozumieją pojęcie ludzi.

– Oho, ktoś tu pracował nad ripostami.

Wiesz, że nie?

– No dobrze, dobrze. Nie martw się, już cię luzuję. Więcej opowiesz mi jutro.

Przecież nie będzie jutra. Ciebie już nie ma.

– Co chyba nie wprowadziło do naszej relacji zbyt wielkiej odmiany, co nie, Theo?

Szum odległej ulicy jest na tyle jednolity, że dla zmęczonego, ludzkiego umysłu wydaje się prawie jak bardzo dziwna odmiana ciszy.

Theodore patrzy się w dal z wytrzeszczonymi ze zdziwienia oczami.

Słońce niknie zupełnie za horyzontem. Jedynym światłem miasta są teraz mrowiący się w swoich mieszkaniach ludzie.

Po paru minutach Theodore prostuje się ostrożnie. W międzyczasie dotyka odruchowo opuszką palca wskazującego lewej dłoni wnętrza swojego ucha, ale czuje wyłącznie podwójną sensację własnego dotyku. Zatrzymuje to resztę jego ruchów. Trwa w niecodziennej pozycji na wpół otwartej drabiny aż wreszcie unosząca się w drżącym oddechu klatka piersiowa przerywa zaklęcie. Mężczyzna głaszcze przez moment krótkim, nieskoordynowanym gestem wąsa by następnie zakryć twarz bokiem dłoni.

– Kochanie, chodź już! – odzywa się z wnętrza apartamentu zaspany, kobiecy głos – co tam masz takiego ciekawego?

– Historię, którą sobie sam opowiadam – odzywa się Theodore. Masuje palcami nasadę nosa.

– Mhm, opo… – w połowie słowa wchodzi przeciągłe ziewnięcie – opowiesz mi kiedyś?

– Ta, którą opowiedziałbym Tobie, byłaby już inna.

– Mhm. Dobranoc kochanie.

– Dobranoc.

///

“Her” to mój nowy ulubiony film. Poprzednio pozycję tą zajmował nieprzerwanie od 2011 roku Mr. Nobody. Tekst o nim to do dzisiaj jeden z najbardziej popularnych wpisów w historii całego bloga. Nie wiem czy to, co podsunęły mi myśli w kontekście niesamowitego dzieła Spike’a Jonze jakkolwiek się do czegokolwiek ma, ale cieszę się, że mogę się temu artyście za wszystkie piękne emocje odwdzięczyć chociaż prostym wpisem. Nigdy się o nim pewnie nie dowie, ale osoby piszące rozumieją, co teraz czuję.

Powiedzieć, że “Her” zasługuje na 10/10 to chyba lekkie przegięcie. Powiedzenie, że zasługuje na 9/10 sprawia z kolei, że wypadałoby mu wytknąć jakiś błąd. Tu jest problem – nie widzę ani jednego. Zostaje mi zatem zostanie przy tej dyszce. Nawet jeśli jest trochę na wyrost. Jest to jeden z tych tytułów, które ukazują wszystkie wady liczbowego oceniania kultury w absolutnym i lekko skandalicznym negliżu.

Jeśli mam być już z czegokolwiek rozliczany, to wolę by było to każdorazowe przesadne zaufanie oraz radość z obcowania z ważnymi tematami podanymi w piękny, artystyczny sposób. To moja forma korzystania z przysługującej mi swobody myśli.

Jak mawia popularne powiedzenie niesłusznie przypisywane Abrahamowi Lincolnowi, życie jest za krótkie, by wyjmować USB bezpiecznie.

Ciao,

Andrzej Tucholski

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu i strategiem “od skuteczności”, a także pisarzem i scenarzystą.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu kilkanaście lat tekstów z bloga, sporo aktualnych informacji oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies