Sporo przez te Święta poczytałem, sporo pograłem. O ile temat książek na razie elegancko przemilczę (w końcu jestKulturowe Zapowiedzi Drugiego Stycznia są już tuż-tuż), chcę się z Wami podzielić obcykanymi w trakcie tej przerwy od obowiązków grami. Część jest na PS4, część na komputer. A nawet jedna na (powiedzmy, że) PS Vitę.
GTA V (drugi raz)
No tak. Nie wiem jak to się stało, ale kilkanaście dni temu znowu zobaczyłem napisy końcowe GTA V. To przecież dosyć długa produkcja, a standardem w moim życiu jest przechodzenie gier do, powiedzmy, 2/3 i zostawianie je w wiecznym limbo, bo zwyczajnie mi się znudziło. Istnieje parę tytułów, które przeszedłem po 4 i więcej razy (Jeanne d’Arc, anyone? [icon color=”Extra-Color-1″ size=”tiny” image=”linecon-icon-heart”]) ale nigdy, przenigdy nie wpadłbym na to, że spróbuje do nich dołączyć zbiorcza przygoda Tony’ego Soprano Michaela, CJa Franklina i hipstera Trevora.
Paradoksalnie wcale nie mam jakiejś specjalnej wkręty w fabułę. No może wyjątkową estymą zacząłem darzyć kilka typowo game-devowych rozwiązań (w rodzaju pre-pokazywania rozwiązań, które potem mają właściwy tutorial, ale nie jest on nudny/trudny, bo, yep, było pre-pokazanie), ale poszczególne wątki? Powiewają. Co zatem przekonało mnie do dubla w Los Santos? Wydaje mi się, że absolutnie mistrzowski model jazdy pojazdami i pojedyncze dialogi. Dla monologu Franklina względem prowadzącego go na pustkowie psa jestem w stanie poświęcić i parę godzin klasycznych misji :)
Tak czy inaczej: jedna z lepszych gier mojego życia. Niespodziewanie.
—
Far Cry 4
Damn. No więc właśnie. Nie wiem czy kiedykolwiek przejdę Far Cry 4. Pograłem, pograłem i w pewnym momencie – na moje nieszczęście – przyjrzałem się mapce dostępnego w grze świata. I przez zafrasowaną mą głowę przemknęła ta sama myśl, co dawno, dawno temu przy półmetku pierwszego Neverwinter Nights. A mianowicie: okej, te luźne randkowanie ma okazję przerodzić się w coś poważniejszego, ale – na litość – nie mam przecież do oddania całego życia jednemu tytułowi. A książki? A seriale? A, chociażby, inne gry?
Pobawię się jeszcze trochę zbieractwem i bieganiem po PRZEPIĘKNYCH Himalajach, ale fabuła raczej więcej uwagi już nie dostanie. Wydaje mi się, że trochę już wyrosłem z “pokonajmy złego tyrana”. Sam nie wiem. Albo po prostu kolejna gra zryła mnie o jedno oczko za mocno.
Tak czy inaczej: Far Cry 4 jest śliczne i wciąga. Tylko że jest ogromne, a ja chyba nie mam czasu na ogromne.
—
Hexcells
Yyy, także tego. No. Nie regulujcie monitorów. Przyznaję się. Spędziłem większość Świąt 2014 zasuwając kolejne hexy w logicznej popierdółce rozwijającej koncept Sapera. Dostałem to cudo od dobrego bro w prezencie i za przebieg kolejnych godzin nie do końca jestem w stanie odpowiadać. To było albo oszołomienie wywołane nadmiarem logiki albo mentalny odpowiednik anginy wynikłej z uprzedniego przepracowania systemu.
Tak czy inaczej: jeśli lubisz myśleć i nie straszna Ci matma – Hexcells jest dla Ciebie.
—
Dungeon of the Endless
Jeszcze nie wiem, czy mogę powiedzieć, że lubię tę grę. Na razie ma u mnie focha. Wpuszcza mi tak srogi łomot, że aż przypominają mi się czasy FTL na hardmode. Ale jeszcze zobaczy, jeszcze uzna moją supremację i wyświetli mi napisy końcowe zgodnie ze swoim przeznaczeniem.
Tak czy inaczej: totalny pogromca wolnych chwil. Kwadrans przeradza się w godzinę, godzina w pół nocy.
—
Sid Meyer’s: Beyond Earth
O mamo. Wy naprawdę wolicie nie wiedzieć, jak ja wyglądałem, gdy obejrzałem pierwszy teaser nadchodzącej kontynuacji Alpha Centauri. Jak z mojego domowego dąbka pospadały wtedy z przerażenia liście tak nadal stoi, biedaczek, zupełnie niepodobny do Groota [*].
Co więcej, gra dostarczyła aż z nawiązką. Początkowo miałem trochę problem wynikły z przegrania się w CiV – średnio udawało mi się wkręcić w stylistykę SF. Wiem, że to głupio brzmi w kontekście gry dziejącej się gdzieś w kosmosie, ale jedną z największych sił Cywilizacji zawsze była dla mnie powstająca w tle narracja związana z tym, że znam kraje i jestem obeznany z ich historycznymi relacjami. Jak widać w Alphę grałem ostatni raz naprawdę, naprawdę dawno temu.
Tak czy inaczej: Jakiekolwiek dysonanse szybko mijają. Potem zostaje tylko cięcie godzinami w “jeszcze tylko jedną turę” :)
—
Crash Bandicoot 3: Warped
Jeszcze parę lat temu specjalnie dla Crasha trzymałem w pobliżu telewizora szarego PSXa. Teraz zasuwam w świetny port na moim PS Vita. Nie jestem w stanie tego wyjaśnić. Kocham tego brzydkiego, wiekowego platformera bardziej niż większość najlepszych triple-A-super-budget-megamoc gier z dzisiaj. Wydaje mi się, że jednymi z ważniejszych składowych mojego postrzegania tego tytułu są, po pierwsze, sentyment, ale po drugie, prostota. Proste gry są jednak najlepsze.
Tak czy inaczej: no kaman. Przecież to Crash Bandicoot! :)
—
~ Odrobina ogłoszeń ~
Korzystając z okazji: zapisz się na newsletter by nie przegapić jestKulturowych Zapowiedzi Drugiego Stycznia. Będzie tam co nieco o przyszłości tego bloga, książek, innych projektów i, zależy jak na to patrzeć, mnie prywatnie. Mięsko dla prawdziwych Odważnych Marzycieli. Żeby jednak nie poświęcać za dużo czasu sprawom organizacyjnym, dosłownie tydzień później leci Wielki Wpis na Nowy Rok. Mam już szkic. Nie mogę się doczekać samego pisania!
Ciao,
///
PS: GTA V i Far Cry 4 wylądowały u mnie dzięki uprzejmości niezastąpionej ekipy Playstation Polska. Beyond Earth z kolei ogrywam dzięki świetnemu podejściu wydawnictwa Cenega. Dzięki piękne! :)