Ciężko powiedzieć.
Z jednej strony jestem zwolennikiem rozprzestrzeniania w Internecie pozytywnych, ważnych emocji, ale z drugiej istnieje dla mnie warstwa przeżyć, którą jestem w stanie pokazać wyłącznie rodzicom, Karolinie i najbliższym przyjaciołom. I to chyba najlepiej podsumowuje przebieg pierwszej edycji europejskiej konferencji zmieniaczy świata Alive In Berlin.
Pojechałem tam aby poznać ludzi. Aby poczuć, co można osiągnąć gdy zapomina się na chwilę o jakichkolwiek ograniczeniach, kompleksach czy problemach i po prostu w sposób konstruktywny projektuje plany ku naprawdę odważnym celom. Na pewno miałem też wewnętrzną potrzebę poznania moich bohaterów. Wśród mówców miała być Sarah Peck, Pamela Slim czy też sam Chris Guillebeau, którego blog i książka to jedne z moich najbardziej ulubionych miejsc w Internecie i na półce.
Jak trochę przedwcześnie zdradził nagłówek – tak – poznałem wszystkich :) I to nie na “przybij piątkę i zrób zdjęcie”.
Nie.
Nawet z Chrisem udało mi się uczciwie porozmawiać, zarówno o jego planach jak i moich aktualnych pomysłach.
Ale z radością stwierdzam, że taki kontakt ze światowej sławy mówcami to wyłącznie jakaś tam porcja mojego aktualnego, po-Berlinowego stanu ducha.
Bo widzisz, przede wszystkim zakochałem się we wszystkich naraz. Na zdjęciu widzisz Polskę, Walię, Anglię, Austrię, Kanadę i Szwecję.
Alive in Berlin odwiedziło około 120-130 osób z kilkudziesięciu krajów Europy i Świata i absolutnie wszyscy dzielili ze mną te same wartości. Tolerancję, miłość, potrzebę rozwoju, odwagę, spójność, spokój, uśmiech i aktywność.
W “normalnym życiu” zdarza mi się natrafić na naprawdę zbieżną duchowo osobę raz na parę miesięcy. Raz na rok. I z tego co rozmawiałem z uczestnikami Alive – oni też tak mają. W każdym kraju ludzi naprawdę przeciwnych smętom, naprawdę oddanych biegnięciu do przodu nie jest za wielu. DOKŁADNIE to co my nazywamy sobie kolokwialnie “Polactwem” poznana Szwedka nazwała “Szwedztwem” a poznana Amerykanka nazwała “Amerykaństwem”. Wiedziałem o tym od dawna, ale fajnie było zobaczyć na tę tezę żywe dowody :)
Problemy nie leżą w narodach. Problemy leżą w przeciętności.
A jak dowodzi statystyka – przeciętności jest zawsze najwięcej. Dlatego cieszę się, że totalnie oszukując wszelkie diagnozy społeczne udało mi się znaleźć w jednym pomieszczeniu wyłącznie z ludźmi spędzającymi swój czas na dalekim, prawym krańcu rozkładu Gaussa.
Po dłuższy, detaliczny rozpis wrażeń z Alive’a (a także masę zdjęć) chcę Cię zaprosić na mój anglojęzyczny blog. Jeśli masz ochotę, możesz się na niego przedostać zarówno przez ten tradycyjny link jak i za pomocą poniższego, totalnie odjechanego guzika :)
[button size=”large” color=”orange” style=”none” new_window=”true” link=”http://www.andtucholski.com/alive2014/”]Read @ andTucholski.com[/button]
Stali odbiorcy Tajemnej Listy dobrze wiedzą, po co mi ten blog i dlaczego zaczyna się na nim pojawiać coraz więcej treści. Alive In Berlin przekonał mnie jednak, że na jestKulturze też wkrótce powiem, co takiego piekę pod stołem i już wkrótce zacznę częstować najbliższych mi odbiorców :)
Dzięki, że tu jesteś. Bardzo to doceniam, że mogę się za Twoim wsparciem rozwijać w kierunku, który mi odpowiada. Że mogę bez poczucia strachu lub odrzucenia pisać zarówno o tym co mnie cieszy, jak i o tym, co sprawia mi kłopot. Dopiero się takiej otwartości uczę, ale zawiązane w Niemczech przyjaźnie dużo mi na tym polu poprawiły.
No, grunt powiedzieć, że dzięki jednemu z przemówień na Alive w moim życiu rozwiał się najstarszy, najgłębszy, najtrudniejszy do wyplenienia strach. Tak po prostu. Odszedł. Nie ma i nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć, jak to było z nim żyć :)
Tobie też życzę takich spotkań.
Miej dziś super dzień.
Ciao,