Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że na moje słowa czy pomysły zostanie oddanych tysiąc komentarzy to co najwyżej zmieniłbym z taką osobą temat rozmowy na coś lekkiego – powiedzmy, koncerty – bo ewidentnie ma odjechaną wyobraźnię. Dobrze, że nikt mi czegoś takiego nie powiedział. Teraz bym przepraszał.
Na przestrzeni ostatnich dni na blogu został opublikowany dwudziestotysięczny komentarz. Bez spamu, bez powtórek, bez żadnych dodatkowych zmiennych. 20 000 wypowiedzi pod moimi wpisami. Tych z kolei natłukłem przez te cztery czy pięć lat ponad osiemset.
Patrzę na tę liczbę i jakoś ciężko mi się składnie wysłowić.
Bo widzisz, w codziennym tworzeniu takiego bloga jak jestKultura, łatwo stracić perspektywę własnej pracy. Szczególnie, że zawsze robię w tle masę dodatkowych rzeczy i nie pamiętam już, kiedy ostatnio mogłem poświęcić się jednemu projektowi w stu procentach. W efekcie sprawy mają tendencję do rozmywania się.
Wiem, że piszę. Wiem, że publikuję. Wiem, że jest to potem czytane. Cieszą mnie rozmowy i cieszy mnie relacja, ale nie czuję skali. W dalszym ciągu operuję na przekonaniu, że muszę przygotować najlepszy możliwy kolejny wpis i zadbać o jego dobrą premierę. A po dniu system się resetuje i chodzi o jeszcze kolejny wpis. I jeszcze kolejny.
I tak od lat :)
Mam drobne przestoje pozwalające mi na zrozumienie w pełni tego cudownego mechanizmu, który razem tutaj budujemy. Tak było przez całą Portugalię. Gdy byłem fizycznie daleko od wydarzeń, to lepiej je widziałem.
Z jakiegoś powodu też zawsze mam to poczucie, gdy w ramach blogowych wyjazdów przychodzi mi spać w hotelach. Chyba jak byłem mały to wydawało mi się, że jeśli ktoś jest gdzieś zapraszany to to wtedy znaczy, że jest ważny :) I tak mi zostało – zawsze gdy nocuję na blogowej akcji w hotelu to po śniadaniu wracam do pokoju, puszczam dobrą muzykę, podchodzę do okna i myślę o tym wszystkim, co tutaj mamy. Jak to niesamowicie się rozrosło, od małego blożka, którego w 2009 roku założył sobie warszawski maturzysta w wakacje.
Myślę o wpisach, rozmowach, mailach.
Wiesz, że w ostatnich dniach przyszło mi do głowy zadać Odbiorcom newslettera jedno pytanie i w efekcie odpisałem potem na ponad 600 wiadomości? :)
To są takie chwile, że czuję się związany z ludźmi, których sam czytam. Duzi, zachodni blogerzy mają dookoła siebie ten blichtr ruchu, wydarzeń, ciągłych spraw robionych razem ze swoimi znajomymi oraz Czytelnikami. Mi to bardzo imponuje i zawsze na to patrzyłem z taką myślą, że też bym chciał kiedyś móc robić takie ciekawe rzeczy jak oni. Też bym chciał poznawać tylu ludzi, prowadzić tyle rozmów.
Ale zarówno u nich jak i u mnie (jak i u każdego innego twórcy na świecie), codzienna praca wcale jakaś super medialna to nie jest. Wstaje się rano, zasuwa do wieczora, ogarnia naraz tysiąc kwestii. Stoi się non stop naprzeciwko rosnącego usypiska rzeczy do zrobienia i każdy, ale to każdy regularnie zapomina, że to wcale nie jest usypisko.
Tylko cały świat.
I można ten świat zdobyć, stając naprzeciwko niego, co rano, jeszcze z kocem na głowie, kawą w ręku i czystym umysłem gotowym do wyrzeczeń i mądrej pracy.
To dlatego chcę zapamiętać tę chwilę. Zarówno dla siebie, bo świadomość wzbudzenia kilkunastu tysięcy rozmów jest naprawdę przyjemna, jak i dla Ciebie, bo – szczerze – jeśli mi się teraz udaje, to znaczy że absolutnie wszystko jest w życiu wykonalne. Nie wiem, o czym marzysz. Ale wierzę, że na spokojnie można to osiągnąć, choćby nie wiem jak się początkowo taki plan wydawał absurdalny.
Mi się kiedyś liczbą nie do przebicia wydawał tysiąc.
Dzisiaj świętuję takich tysięcy okrągłe dwadzieścia.
Jesteście najlepsi :)
Dziękuję!
Ciao,