Aaaa! Dziś mam dla Ciebie historię piosenki, które szukałem nie wiem ile lat, ale DUŻO i jest to zarazem absolutnie wzruszająca historia kawałka dla mnie bardzo ważnego, którego nikt, ale to nikt nigdy nie był w stanie mi nazwać – żaden system, żadne forum, żadne googlowanie. I WRESZCIE GO ZNALAZŁEM.
Wszystko zaczęło się w dwatysiącektórymś roku, gdy zabrałem się na (jeszcze!) licealny wyjazd z zaprzyjaźnioną klasą. Jechaliśmy do Lwowa. Pierwszej nocy w pokoju gier, zabaw, kart i mądrych rozmów ktoś nagle rzucił pomysł: “ej, pooglądamy gify?”. To był mój późniejszy najlepszy przyjaciel.
Po krótkim grzebaniu na jutubie dotarliśmy do pierwszego uploadu Techno Vikinga, który zamiast prawdziwych dźwięków z tła miał wklejony jakiś lead techno. Piękny lead, czysty i prymitywny, potężny. Wracałem potem do tego nagrania wielokrotnie, aż pewnego dnia uploader postanowił je skasować. Dziś już Vikinga można znaleźć jedynie z oryginalną fonią.
http://www.youtube.com/watch?v=PozbCdtvixQ
Z czasem o tym boskim leadzie zapomniałem.
Minęło sporo lat.
Z przyjacielem urwał nam się kontakt.
Wtem! jest sobie końcówka maja, rok bieżący, dwa tysiące trzynasty.
Na pierwszy dzień Orange Warsaw Festival wybrałem się aż huczało, lecz niestety potem studia wzięły górę nad logiką i z drugiego dnia imprezy musiałem zrezygnować. Po szybkiej łapance na fejsie okazało się, że akurat jeden znajomy chętnie się wybierze i git, wejściówki się nie zmarnowały.
Topiąc żale i smutki w odmętach skryptu do finansów publicznych zdecydowałem się pogłębić swą niedolę i wyszukałem na Youtubie aktualny set Fatboy Slima, jednego z moich ulubionych twórców. Wybrałem występ z UMF Miami 2013. Wszedł dobrze, więc zacząłem losowo przeklikiwać się przez całość, ciekaw dobranych mixów i ogólnego nastroju.
Aż tu nagle mój kursor spoczął na dziesiątej minucie i trzydziestej sekundzie i po całym moim ciele spłynął dreszcz tak zimny i potężny, że chyba poprzednio przeżyłem coś równie mocnego gdy ratując biegnącego debilnie dzieciaka hamowałem bokiem roweru (razem z wystającymi częściami ciała) o bardzo nieprzyjemny asfalt.
TO BYŁO TO.
Równo w 10:29+.
Po trzystu ośmiu przesłuchaniach wklepałem drżącymi dłońmi komentarz pod filmem: “10:30 WHAT”S THE TUNE”.
Na co jakiś typek: “Red Nation & Lil Wayne, Game”.
Na co ja (do siebie): EJ WEŹ, przecież znam ten lead spooooro dłużej!
No ale z ludźmi w necie się nie dyskutuje. Wklepałem w YT podany tytuł i co się okazuje – to również jest to.
W tym momencie sytuacja stała się gęsta niczym beton, w który miałem przyjemność dzisiaj przez zamyślenie radośnie wdepnąć. Jest sobie lead, który wykorzystują muzycy na całym globie, ale tak naprawdę nikt nie jest w stanie ustalić jego pochodzenia.
Lead-widmo?
Ghost-lead?
Przeklęty lead, który brzmi czasem w przeznaczonych do rozbiórki technoklubach we wschodnim Berlinie?
OSTRO :D
Na szczęście koleś, który doradizł mi Red Nation został, jak to na Youtubie, szybko zwyzywany do piątego pokolenia wstecz (pies chyba też oberwał) i dostałem od przypadkowego adwersarza upragniony tytuł oryginalny.
Czy zrobiło mi się smutno, gdy zobaczyłem teledysk? Tak.
Czy lekko się zawiodłem widząc strój autora? W sumie nie, ale bandę w pewien nieprzyjemny sposób jednak dotknięto.
Czy ustawiłem ten szajs jako mój dzwonek i teraz się jaram za każdym razem, gdy bank próbuje mi wepchnąć kredytówkę a ja ich biorę na przeczekanie przed odebraniem?
PEWNIE :D
Oto przed Tobą Kernkraft 400 – Zombie Nation.
Jeden z najczystszych leadów pierwotnego techno/trance/house jakie istnieją.
Jeśli kiedykolwiek też chodziło Ci po głowie coś odnaleźć, ale z jakiegoś powodu nie udało Ci się dotrzeć do końca tej misji to nalegam, odpal Google i jedziesz. Radość z odnalezienia takiego prywatnego skarbu jest NIESAMOWITA :)
Trzymajcie się ciepło,
///
PS: Aha, Hands Up For Detroit też mi się niechcący przypomniało. Scena elektroniki z tamtych lat – love it!