Wracam niebawem ze wszystkich wyjazdów a nadchodzące po rozpakowaniu się spotkania umówiłem tak, by móc też wreszcie posiedzieć na tyłku w mieszkaniu i dać upust wszystkim powstrzymywanym przez podróżowanie i zwiedzanie nerd-popędom. Wiesz jak jest. Ludzie są spoko, świat jest spoko, ale raz na jakiś czas zarwanie relacji społecznych przez grę, komiks lub książkę to dopiero radość :P
Najlepsze, że jakiś czas temu przyjechała do mnie nowa paczka z Amazonu i do dziś nie miałem okazji się z nimi zapoznać! A mieć coś kulturowego i nie mieć czasu, by to skonsumować to taka straszna trwoga!
Swoją drogą to w ogóle jest ciekawa kwestia, że z obu tych legendarnych produkcji znam może jeden wyrwany z kontekstu odcinek. Zamierzam to w nadchodzących tygodniach zmienić :) Zacznę na ostro – maratonem.
ALE!
Nie wiem od czego zacząć :<
Pomożesz?
Firefly czy Downtown Abbey? Kowboje przyszłości czy angielskie klasy?
Zdecyduję się na to, co wygra w komentarzach :)
Chciałby mieć zawsze takie dylematy,
///
PS: Przypominam, że na blogu trwa konkurs, w którym nagrodą jest PRYWATNY KONKURS dobrego, rockowego zespołu! :D