Nic, ale to NIC nie wywarło na mnie w Portugalii równie silnego wrażenia co charakter mieszkańców. To dla Was i dla nich przełamałem się co do street photography i nauczyłem się kierować obiektyw w stronę zupełnie obcych ludzi.
Co prawda parę dni potem rozpoczęła się styczniowa fala ulew, więc za dużo to nie nacykałem, ale zawsze coś :) Fajne jest to uczucie wewnętrznego przełamania. Pieprzyć strefę komfortu. Wiwat nowe umiejętności!
Początkowo chciałem o lokalsach napisać jeden, może dwa wpisy. Ostatecznie będą aż cztery. Zaczynam powierzchownie.
Wygląd
Portugalczycy są niscy. Pomijając turystów i emigrantów, nie zdarzyło się jeszcze, bym nie był najwyższy w autobusie lub pociągu :) Generalnie dbają o swoje ciała, mało tutaj otyłych ludzi. Na starość jedynie lubią zrobić się troszkę krępi, ale to taki ich drobny urok.
Mają czarne włosy i czarne lub ciemnobrązowe oczy. Faceci mają jeszcze czarne brody i wąsy – zarost to tutaj klasyk, noszą go prawie wszyscy szanujący się faceci. Pytaniem nie jest “czy” tylko “jak wielce”. Drwali jednakowoż brak.
Czerń przyjemnie współgra z ciemniejszą karnacją tutejszych. W miastach sporo jest emigrantów, więc tłumy wyglądają różnorodnie i odcieni skóry jest naprawdę wiele. Ponadto mieszkańcy Porto bardzo lubią się dobrze ubrać. Niektórzy modnie, inni ekstrawagancko, ale zawsze schludnie i pasująco.
Charakter
Portugalczycy z północy są pogodni, spokojni i trochę nieśmiali względem przyjezdnych (pierwsze dwa spotkania Cię “obwąchują”, potem będą przytulać). Im dalej na południe tym więcej fiesty a mniej, hm, spokoju ducha. Jest zresztą takie lokalne powiedzenie: Porto pracuje, Braga się modli a Lizbona imprezuje.
Jest mianownik wspólny – wszyscy są NIE MOŻ LI WIE uprzejmi i pomocni. Mili. Dobrze nastawieni. Gdy masz problem z kartą w metrze to prawie na pewno zacznie Cię asekurować calutki peron. Jak nie wiesz gdzie jest miejsce, którego szukasz z mapą to zapytana osoba pewnie się tam z Tobą przejdzie. Zawsze możesz też liczyć na uśmiech :)
Rzadko się spieszą. Takie trendy jak slow-life nie mają tutaj zastosowania bo ten cały kraj to jeden wielki slow-life :) Nawet godziny szczytu w okolicach najważniejszej stacji metra w mieście tempem chodu i wydarzeń przypominają raczej krakowskie błonia niż analogiczne miejsce w Warszawie (myślę o patelni).
Są też bardzo wyluzowani. Jakiś wędrowny zespół przeszedł przez pół miasta grając na bębnach ostry marsz, w połowie trasy zaczęli się do niego doklejać gapie, przed dojściem do celu tuż za muzykami trwała regularna impreza.
Żeby jednak nie było niedopowiedzeń – Portugalczycy są wyluzowani, ale rzeczowi. Metro i pociągi jeżdżą według rozkładu, fachowcy przychodzą bardzo blisko podanej godziny. Jedynie na uczelniach kwadrans spóźnienia to jak nie-spóźnienie. Ochrzan się łapie przy 45 minutach :) Co ciekawe jednak – częściej spóźniają się wykładowcy. Taki liefstyle.
Portugalczycy mają zupełnie inny zestaw “przypałów” niż Polacy. Mam na myśli rzeczy, których społecznie nie wypada. Tutaj dorośli ludzie czytają sobie komiksy siedząc na ławce w parku. Dziewczyny o potężnych udach noszą miniówki. Rośli kibice piją soczki z kartonika. Studenckie zespoły chodzą po mieście i wykonują klasyczne lokalne piosenki na co nikt nie reaguje przewrotem oczu a raczej dołącza do imprezy. Seniorzy i studenci przesiadują w dokładnie tych samych lokalach, stolik w stolik.
Mieszkańcy Porto mają w sobie coś z geeków. Jeśli coś lubią to starają się to pokojowo zamanifestować, bez żadnego wstydu lub “prewencyjnej agresji”. Każdy ma swoje dziwactwa (poznałem tu typa, który pisze poezje i gra na klarnecie i wszyscy o tym wiedzą i bardzo go za to szanują) i nikt drugiego nie wyzywa od pedałów, idiotów czy ciot (zaobserwowane na przestrzeni życia w Polsce popularne wyrażanie swojej opinii w wersji męskiej). Nie wiem niestety jak równie ładnie określają się dziewczyny, możecie mnie oświecić w komentarzach.
Totalnym nietaktem jest jednak np. nieznanie się na komputerze. Patrzą wtedy na Ciebie jak na jaskiniowca :)
Nie lubię porównywać krajów, ale na tym polu Polska wypada tragicznie. Żywo wspominam dziesiątki (serio – ogromne większości) przypadków, np. koleżanek z różnych etapów edukacji, które były w sumie dumne z tego, że na komputerze to umieją “tylko sprawdzić pocztę” ale np. już kolega lubiący pić w szkole soczki zamiast wody lub napojów gazowanych był “przypałowy”. Szkoda, że nie ma jakiejś instytucji społecznej publicznego upokarzania takich kretynów.
Młodzi
No, ale wracając do Portugalczyków. Na początek – młodych.
W tygodniu studiują lub pracują, od piątku wieczór do niedzielnego poranka – imprezują. Chodzą na tańce (dyskoteki też, ale tańce rozumiane osobno), spacerują z aparatami fotograficznymi, biegają w grupach, piją nad rzeką, uczą się razem po kawiarniach, grają w piłkę w parkach, siedzą na zajęciach, pływają w oceanie.
Być może to kwestia pogody, być może mentalności, być może “jawności” zainteresowań – liczba podejmowanych tu przez moich rówieśników aktywności jest niesamowita :)
Młodzi Portoańczycy lubią modę. Interesują się nią, ciekawi ich wyrażanie się wyglądem. Zarówno mężczyzn jak i kobiet. Szafiarek w tym JEDNYM mieście jest chyba tyle co w całej Polsce. Serio – w parku lub nad oceanem zobaczyć dwie lub trzy amatorskie sesje lecące obok siebie to nie żadna atrakcja, dzień jak co dzień.
Niektórzy lecą w pełną hipsterkę (widziałem tutaj takich brodaczy z tunelami, że Londyn wymięka), niektórzy już się powoli szykują do milionów, które ukręcą jak tylko z kraju wyleci na zasłużoną emeryturę kryzys :)
Choć moje łydki mogą PRZYSIĄC, że część miasta jest w zasadzie pionowa – niektórzy komandosi przed trzydziestką poruszają się po nim rowerami.
Mnogość jawnych zainteresowań młodych Portugalczyków to coś super. Rodzi tolerancję – taką prawdziwą, płynącą z braku jakichkolwiek uprzedzeń względem zainteresowań drugiej osoby (bo tolerancja rasowa to norma przy takich ilości migracji). Jedni sobie projektują, drudzy komponują piosenkę acapella (autentyczna historia, cała kafejka słuchała), trzeci przez parę godzin fotografują jeden punkt z mostu bo się założyli o ciekawszą kompozycję :)
… a studenci to ZUPEŁNIE inna historia, ale opowiem ją dopiero za tydzień :)
Aparat
Wszystkie fotki w notce wykonałem Nikonem D600.
To, że jego masywne (choć lekkie) body wzbudza pewien społeczny szacunek to zauważyłem już przy uwiecznianiu knajpek, więc przekonać się do street photography było mi o ten jeden punkcik łatwiej. Niestety, punkcików do pełnej gotowości focenia obcych ludzi było jeszcze sporo. Nie wiem czemu napotkałem tutaj wewnętrzną blokadę, nie spodziewałbym się tremy przed anonimowymi postaciami na mieście. Niestety – była.
Przemogłem ją najprościej na świecie – udawaniem pewnego siebie fotografa, który kwituje ujęcia uśmiechem. Doszedłem do wniosku, że osoba fotografowana musi po mnie widzieć, że wiem co robię bo inaczej wyjdę na jakiegoś kolekcjonera twarzy czy innego perwersa, szczególnie gdy w kadrze jest dziewczyna :)
Nastawiłem więc aparat na niskie ISO, małe światło (chciałem uzyskać ciekawą ostrość) i szaleńczo krótką migawkę, ale to jest rzecz do korekty. Teraz już wiem, że prosi fotografują ulicę przy średnim świetle, aby ostrość wybaczała niektóre błędy. Aparat spisał się jednak na medal – łapał ostrość szybciej niż obiekt zdjęcia był w stanie się zorientować co mu właśnie robię (portrecik).
Kolejne rajdy będą już tylko lepsze. Ciekawe czy równie wesoło reagujących przechodniów znajdę wiosną w Warszawie :)
Menu: Wygląd, charakter i młodzi | TBA | TBA | TBA
Keep tight,
///
PS: Wpis powstał dzięki oraz we współpracy z partnerem technologicznym bloga – firmą Nikon Polska.