No dobra, przyznaję się – cały ten mikrocykl poświęcony mieszkańcom mojego drugiego kraju powołałem do życia jedynie dla tej notki. Staruszkowie w Porto to jest jakość sama w sobie. Historia warta wielokrotnego opowiadania i brania przykładów, jak za te kilkadziesiąt lat możemy zachowywać się my sami.
Choć na pierwszy rzut oka przypominają swoimi tradycjami Włochów lub Hiszpanów to, no cóż, tylko przypominają :)
Dziadkowie i babcie w Portugalii uwielbiają powolutku smakować swój wolny czas. Generalnie cała kultura kraju jest nastawiona na celebrowanie swoich prywatnych zainteresowań oraz czasu po obowiązkowych zajęciach – to prawda. Ale to, w jaki sposób podchodzą do swoich aktywności seniorzy to och, coś pięknego.
Portugalczycy, jako ciekawa mieszanka kultury śródziemnomorskiej z ludami atlantyckimi, przykładają dużą uwagę do takich detali w życiu jak jedzenie, jakość wina, zapach w domu lub kwiaty na stole. Zakupy nie są robione na tempo, tylko powoli i z ważeniem każdego jednego owocu.
Robotę robią też same sklepy – w Porto takie drewniane pomieszczenia z np. przyprawami w workach nie są żadną atrakcją turystyczną tylko lokalem jak apteka obok:)
Pomijając wypady nad ocean i jakieś codzienne drobnostki, sędziwi Portugalczycy lubią też być dobrze ubrani. To są często stare ubrania, często znoszone, jasne. Nie przeszkadza to jednak w zabawie ich dopasowywaniem, w dbaniu, by eksponowały podszewkę marynarki, buty lub kapelusz.
Nawet prosta poranna kawa lub wieczorny spacer są dobrą podstawą do pogrzebania w szafie.
Niestety, większość kraju nie ma dostępu do oceanu i są to regiony bardzo zacofane (przestępczość, dewiacje, analfabetyzm – takie historie). Gdy mieszkańcy tych miast przyjeżdżają do dużego osiedla na brzegu – widać od razu.
Ale już życie samych mieszkańców Porto to naprawdę taki mały raj. Komunikacja miejska działa dobrze, przez 10 miesięcy jest lato (a przez 2 wiosna), produkty w sklepach mają rozsądne ceny, kawka i ciastko kosztują razem 1.20 euro…
A na plaży dowolny kamień można zamienić w karciane widowisko :)
A zakończę tę krótką opowieść zdjęciem pana sprzedawcy. Na pytanie “co tam?” odpowiada “jest dobrze”. Jego sklep, pomimo kryzysu, jakoś przędzie. Lokal znajduje się na stromej ulicy, więc facet nawet jak wychodzi na papierosa to musi sobie radzić ze sporymi różnicami w wysokości. Pan sprzedawca zna większość swoich klientów i zawsze jest dla nich uprzejmy.
Dla turystów też jest uprzejmy. Bo, tak jak reszta Portugalczyków, idzie przez życie z takim charakterystycznym dla swojej kultury połączeniem pogody ducha i lekkiego stoicyzmu. Rzeczy się dzieją. Będzie co ma być. Ale bywało gorzej, będzie też i lepiej :)
Fajnie mieć w głowie takich ludzi. Warto o nich pamiętać.
Wtedy ma się zawsze wiosnę w sercu :)
Keep tight,
///
PS: Wszystkie zdjęcia w dzisiejszej notce wykonałem aparatem Nikon D600, szkło Nikkor 24-70 lub Nikkor 50.