W zeszłym tygodniu przygotowania do startu Trendbooka zajęły trochę więcej czasu niż planowałem, więc nasz regularny spacer po Porto opóźnił się na dzisiaj. Niestety nie jest najdłuższy, ale obiecuję nadrobić przy innych wątkach. Tym razem opowiadam o tym, jak wygląda czas wolny w Porto. Co się robi, gdy się nie studiuje ani nie siedzi w pracy.
Co się robi, żyjąc w pięknym, ciepłym i pogodnym kraju nad samym oceanem :)
Portugalczycy uwielbiają przesiadywać w kawiarniach. Codziennie rano, codziennie popołudniu, codziennie wieczorem (koło 21, by mieć jeszcze siłę na pracę do 1-2 i potem odespanie w weekend, standardowe podejście pod koniec tygodnia). Ale o tym już pisałem. Zresztą, kawiarnie są tam w ładne dni jedynie przecinkami pomiędzy innymi zajęciami.
Tak jak wspominałem przy studentach – w Porto każdy ma jakieś silne hobby. Albo gra na oboju albo gra w piłkę, może też wolontaryjnie dbać o miejskie parki lub, nie wiem, projektować buty. Serio. Młodzi ludzie przykładają tu wielką wagę i szacunek do swoich zainteresowań. Płynie z tego fajna tolerancja dla siebie nawzajem :)
To jedna z ogólnych cech spędzania czasu wolnego w Porto. Pozostałymi są: ruch, towarzystwo i piękne miejsca.
Porto, mając zarówno ocean jak i cudne parki, aż wymusza przebywanie na świeżym powietrzu. Czytanie w parku oznacza ławki, krzesełka, trawę. Ale siedzenie w miejscu to nie wszystko. Miasto obfituje w długie, proste arterie.
Między innymi dlatego bardzo popularne są rowery. Nie jako forma transportu – miasto jest momentami pionowe. Lokalsi traktuję ja jako narzędzie do rekreacji, śmigają po stałych trasach (najczęściej wzdłuż rzeki, aż nad ocean).
Prawdziwi komandosi używają rowerów by dojeżdżać do pracy, ale nie jest to coś nagminnego. Częstym widokiem są za to “zaparkowane” grupy po 5-10 rowerów wzdłuż jednej z tych miejskich tras. A obok na trawie leży chmara ludzi i coś wsuwają. Portoańczycy kochają pikniki :)
Kochają też swoje dzieci. Choć spędzanie czasu z rodzicami nie jest dla kilkulatków niczym niesamowitym, w Porto zaskoczyła mnie ilość różnych organizacji, do których należą zarówno dorośli jak i młodzi.
Ot, chociażby uliczni bębniarze, ci sami co w pierwszej notce opisującej Portugalczyków jako takich :)
Tym co jednak urzekło mnie w tym mieście najbardziej (w temacie spędzania wolnego czasu) była jakaś taka, z braku innego słowa, immersja we własne hobby. Portugalczycy lubią się nim cieszyć. Jechać z rolkami przez 3/4 miasta tylko po to, by poćwiczyć sobie coś nowego nad samym oceanem. Czytać książkę powoli, by nie marnować nastroju. Iść na kawę cztery ulice od pracy, by na pewno dostać “tę lepszą”.
Robienie takich rzeczy dla samych siebie to świetny nawyk :)
Keep tight,
///
PS: Choć ze wszystkich sił nie chcę tych słów pisać – muszę. Powoli zbliżamy się do końca wpisów z Portugalii. Jeszcze kilka notek, recenzje obu aparatów, parę video-pocztówek… i tyle. Od jakiegoś tygodnia jestem przecież w Polsce, nowych materiałów o nadoceanicznym raju dla Was nie wyprodukuję :) Jeśli więc macie jakieś propozycje, pytania lub sugestie dotyczące ostatnich tematów to piszcie do mnie teraz.
A z innych wieści – dzisiaj o 21:00 na Deezerze pierwszy w swoim rodzaju koncert Brodki. Jak się okazało, będę na nim fizycznie, właśnie kończę zmieniać plany na wieczór. Obserwujcie mnie więc na instagramie i Twitterze, będę starał się pokazać coś ciekawego :)