Nie grałem w żadnego Tomb Raidera dłużej niż kwadrans od czasów, no cóż, jedynki:) Jakoś rozminąłem się z podobnymi klimatami aż do premiery Uncharted. W międzyczasie jednak śledziłem aktywnie branżową prasę oraz – przy okazji – oglądałem niczym Michael z popcornem degenerację Lary. Croftówna była coraz głupsza, coraz silniej stawała się synonimem minionej gwiazdy.
A tu taki zonk :)
Zrestartowany TB jest po prostu świetny.
(Podobnie jak i Bondy. Druga dekada XXI wieku będzie pewnie w kulturze nazywana Dekadą Restartów!)
Po pierwsze – nowa Lara. Jest młoda i totalnie niewinna. Uczy się wszystkiego razem z graczem. Jej charakter nakreślono przy pomocy bardzo dobrych środków, a mianowicie nie wprost. Poznajemy ją po jej akcjach, po jej żachnięciach (gry HD ♥), po jej wzruszeniu ramion na widok nowego bodźca. Na początku sporo jojczy, ale szybko się uczy jak być TĄ Larą Croft, za którą cały świat gier bardzo tęsknił.
Po drugie – świat. Wyspa, na której lądujemy (spoiluję Wam jakieś pierwsze 5 minut rozgrywki, które zresztą nie jest zaskoczeniem jeśli kiedykolwiek widziało się opakowanie z grą, więc możecie czytać spokojnie) była na przełomie dziejów zamieszkana przez bardzo wiele cywilizacji. Począwszy od starożytnych, przez kolonialne aż po… nie zdradzę :> I to widać! Graficy oraz animatorzy otoczenia stworzyli malutkie arcydzieło, bo choć tytuł jest generalnie krótki (<10h w najlepszym wypadku) to sporo czasu nabija się na patrzeniu dookoła. Generalnie wszystko wygląda bardzo ładnie, ale ten nastrój historycznej grozy następujących po sobie tyranii kultur dojmuje aż do kości.
Na równie wysokim poziomie stoi i sama rozgrywka. Tak, w wielu momentach opiera się na tzw. quick-time-eventach, czyli wciskaniu odpowiedniego guzika w odpowiednim czasie. Sporo ludzi to hejtuje. Śmieszą mnie, bo to też bardzo często są ludzie, którzy kochają gry z, powiedzmy, NESa. Nie chce mi się wdawać w ten spór, ale jak się człowiek na chwilę wzniesie ponad znane mu pojęcia to tak naprawdę 3/4 gier z NESa było jednym wielkim quick-time-eventem :)
I Lara jest takim dawnym tytułem po części. Nawet na normalnym poziomie trudności system potrafi okazjonalnie nie wybaczyć błędu. Amunicja kończy się w różnych momentach. Postać ginie. Co więcej – ginie brutalnie. Nowy TB to bardzo naturalistyczna i krwawa gra.
Po części jest jednak zarazem tytułem nowym. Osiągi są często zapisywane a w każdej chwili możne przeskoczyć z wybraną trudnością na “łatwy” i pokonać ten mega trudny labirynt pełen przeciwników. Tak więc rozgrywka jest tak samo wyzwaniem jak i oglądaniem filmu – wszystko zależy od gracza.
Trybu multi nie oceniam, bo nie chciało mi się odpalać.
Singiel jest super. Starą Larę zostawia gdzie zagnała ją historia, przedstawia jednak w zamian Larę nową. Wierzę, że growej branży więcej nie trzeba. To jest nasza nowa Lara Croft. Dziewczyna spokojnie da radę stanąć w szranki z przygodami Drake’a (szczególnie, że chłopak trochę odcina kupony ostatnio).
Fajnie. Uwielbiam udane powroty :)
Na co dzień nie stosuję na jestKulturze ocen, ale pisanie o grach ma swoje tradycje. Dlatego, jeśli byłbym pismem, wystawiłbym tu silne 9/10. Zdarzają się drobne błędy, ale jeśli chce się dobrą, liniową, szybką i pełną emocji grę akcji z naciskiem na eksplorację ciekawych lokacji to wybór jest oczywisty. Tomb Raider it is!
Keep tight,
///
PS: Za recenzencką kopię gry dziękuję wydawnictwu Cenega. Działają, by pokazać, że gry to teraz jak nie podstawa, to chociaż OGROMNA część światowej kultury. Bardzo dobry trend.
PS2: To może głupi gest, ale chciałbym ten tekst zadedykować czasopismu Neo+ oraz samej postaci Marcina Góreckiego – prowadzącemu je Gulasha. Redaktor ma, jak się wczoraj dowiedziałem, poważne problemy zdrowotne a jeden z filarów mojego dzieciństwa ląduje w wydawniczym limbo. Neo+ był zawsze “tym dojrzalszym” odpowiednikiem PSX Extreme’a i nieodłączną częścią polskiego rynku grania na konsolach. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.