Szczęście pochodzi w większości z rzeczy drobnych. Wygodnych majtek, ładnie pachnącego T-shirta, smacznego śniadanka, odpowiedniej temperatury stóp, takich pierdół. To one składają się na nasz ogólny odbiór danego dnia, to one determinują podejście, z którym stajemy potem naprzeciw faktycznych wyzwań lub faktów. Ciekawe, że tak wielu ludzi (hej hej) lubi się na tym polu sabotować czysto prewencyjnie.
Na przykład – ochronka na telefon. Pierdółka, której użyteczności w świecie wielkich, gibkich jak masło aparatów nie sposób przecenić. Można kupić gumkę za dwie dyszki, można kupić case’a za pięć. Są też hardcovery za siedemdziesiąt i więcej oraz projekty autorskie przekraczające stówkę.
Nie wiem czemu, ale wybierając własny model (autorstwa typka z Meksyku znalezionego na Etsy ♥) zorientowałem się, że mam wewnętrzny problem z kupieniem czegoś równie prozaicznego za, hm, “trochę drożej” niż jakaś urojona kwota, którą moja psychika uznała za “właściwą” dla case’a.
Dla żartu postanowiłem to wszystko fachowo obliczyć. Planuję mieć swojego iPhone’a jeszcze przynajmniej 23 miesiące. Sięgam po niego jakieś kilkadziesiąt razy dziennie. Gdy akurat go nie potrzebuję to i tak zawsze leży na widoku. Tak czy inaczej – widzę lub dotykam jego obudowy prawie cały przytomny czas w ciągu dnia. Powiedzmy, że konkretnych zetknięć jest, zaniżając do prostych obliczeń, dwadzieścia. 23 (miesiące) * 30 (uśrednione dni) * 20 (o, co to) = 13800.
Trzynaście tysięcy osiemset popraw nastroju przy pomocy dopłaconej do transakcji dyszki.
To chyba najlepszy biznes w moim życiu.
Zaraz po założeniu bloga, oczywiście.
Keep tight,
///
PS: Jeśli trafiliście tu dzięki fanpage’owi i spodobała Wam się notka to oprócz lajka tutaj, wróćcie docenić i status. Dzięki :)