Średnim doradcą jest zazdrość. Może pchnąć do wielkich rzeczy, ale nigdy nie będą one szczytem możliwości (a już na pewno nie naszych). Marnym doradcą jest też bezmyślność. Łatwo ją jednak ominąć. Nawet najpewniejszy siebie człowiek może się z czasem nauczyć rozpoznawać decyzje bez podstaw.
Nic jednak nie przebije strachu. Już głupszego doradcy od niego nie umiem znaleźć :)
Powiedzmy, że masz wystąpić na jakimś zgromadzeniu. Zaśpiewać trzy piosenki Bryana Adamsa bo lubisz jego repertuar i nawet masz do niego głos. Ty i gitara, na której grasz dobrze, ale prosto. Powiedzmy, że nie masz wyboru i musisz to zrobić, bo coś, bo kolega ostro zachorował a to istotna sprawa i poprosił Cię o podmiankę. Nie chcesz zawieść jego, nie chcesz głupio wypaść, nie chcesz sprawdzić swoich umiejętności przed publiką złożoną z 800 osób, w tym wielu znajomych.
Kupa w gaciach, nie?
Właśnie nie, nie rozumiem dlaczego. Często słyszę, jak jakiś bloger czegoś nie napisał, bo bał się hejterów (tja, zupełnie jakby to dla nich powstawały treści). Mam znajomą o ładnym głosie, która nigdy nie zaśpiewała poza drzwiami własnej sypialni, bo “jeszcze ktoś usłyszy”. Ludzie, którzy boją się prezentować coś nawet przed grupą na studiach też nie są rzadkością.
Po pierwsze – to my w większości przypadków nadajemy wagę własnym działaniom. Jeśli ktoś się z czymś chowa i unika to jasne, że najbliższe otoczenie zaczyna być jedynie ciekawsze i ciekawsze. Sorry, człowiek to istota wredna :) Nigdy nie kryłem się z tym, że nie jestem ponownym wcieleniem Franka Sinatry. Ale tez i nigdy nie kryłem się z tym, że lubię sobie śpiewać jak coś robię. Nikt jeszcze nie umarł.
Po drugie – CO NAJGORSZEGO MOŻE SIĘ STAĆ?
Wróćmy na chwilę do tej sytuacji z Bryanem Adamsem i widownią. Co tam jest do bania się? To, że nas wyśmieją? To zróbmy tak, aby nie wyśmiali, to nie jest przesadnie trudna fizyka kwantowa. Jeśli kuleje nasza gra na gitarze to spróbujmy to obejść. Jeśli nawet kuleje nasze śpiewanie to może zamieńmy to na deklamację? Albo wymyślmy wcześniej odegranie trzech zbieżnych tematycznie piosenek jako krótkiej scenki przy użyciu dwóch znajomych koleżanek w roli statystek (no bo Ty zaklepujesz rolę Bryana, sorry, nie ma dyskusji).
Ale nawet abstrahując od inteligentnych rozwiązań. Co najgorszego może się stać?
Wyśmieją nas? Nagrają i wrzucą do Internetu? Wyśmieje cała strona główna na Wykopie? Straci do nas resztkę szacunku grupka znajomych, których totalnie ośmieszysz swoim marnym występem? Sufit spadnie? W bok sali nagle wbije się rozpędzona ciężarówka i rozkwasi scenę?
Odrobina autoironii przy wejściu na scenę i wybranie miejsca odpowiednio daleko od wszystkich cienkich ścian powinno wystarczyć. Nie bierzmy siebie za poważnie. A niech wyśmieją. Niech udostępnią z komentarzem “ALE DEBIL”. Niech wezmą Twoje zdjęcie i dorysują do niego wąsy. I co z tego.
Czy wpłynie to na Twoją przyszłą karierę zawodową? Czy rzuci Cię od tego narzeczony? Czy spadnie Twój dotychczasowy metabolizm i zaczniesz nagle tyć?
Nie.
12.02.2013. Świetny dzień na zerwanie ze swoim przesadnie nadmuchanym ego.
Praca domowa
Jeśli macie jakiś tekst, obrazek, obraz, zdjęcie, piosenkę lub dowolne inne dzieło, które jeszcze nie jest publiczne “bo jakoś tak głupio” to daję Wam niniejszym dyspensę. Wyślijcie wreszcie swój rysunek do swojego ulubionego rysownika. Spytajcie się o rady ukochanego pisarza. Niech będzie Wam głupio. Niech będzie Wam niewygodnie. Niech znajomi nie rozumieją, dlaczego to robicie. Niech internety nie mają pewności, jak na to coś zareagować.
Dobra sztuka nigdy nie powstaje w warunkach pewności i spokoju.
Dobra sztuka jest zawsze aktem odwagi. Nawet jeśli na dany moment nieuzasadnionej.
Zróbcie coś godnego uwagi. Możecie się efektem pochwalić w komentarzach.
Macie tydzień.
Autorem zdjęcia jest Vishal.
Keep tight,
///
PS: Mój prywatny “skok wiary” w to co robię już w czwartek. Trzymajcie kciuki i bądźcie na blogu od rana :)