Stocznia to jeden z symboli kraju. Na przestrzeni moich kontaktów z ludźmi w Europie i na świecie – jeden z najważniejszych (zaraz obok “Cracov” jeśli chodzi o miejsca). W trakcie pobytu w Gdańsku tknęło mnie, że w tym całym medialnym zgiełku możecie nie mieć pojęcia, jak ona tak naprawdę dzisiaj wygląda :)
UWAGA: Dzisiejszy wpis jest bardziej skierowany dla nie-Gdańszczan, więc jeśli ktoś czuje się wyjątkowo znudzony pokazywaniem codzienności to serdecznie zapraszam do jednej z ostatnich notek o źródłach nowej muzyki :)
Zaczynamy
No więc wchodzi się do stoczni między innymi tą bramą, którą widzicie na zdjęciu w nagłówku. To ta sama brama, która w czasach strajków tłumna była z obu stron stalowych prętów ogromnymi grupami ludzi, którzy nie mieli jak nawiązać ze sobą prawdziwego kontaktu, bo była ważniejsza misja do zrobienia.
Teraz brama stoi otwarta na oścież.
Podupadłe budynki dyrekcji zdobi graffiti.
A tak prezentują się wnętrza wielu hal produkcyjnych.
Na udeptanej ze zmurszałych gum, zniszczonych części i śmieci podłodze można gdzieniegdzie wypatrzeć okrągłe ślady minionych ognisk. Miejsce musi przeżywać okresowe skoki lokalnej popularności.
Ulicę dalej (bo na stoczni są ulice; teren wielkością przypomina małe miasto) stoi zaś ten cudak.
Raczej już nigdzie nie popłynie.
Ale!
Bo każda dobra opowieść ma jakieś ale :)
Ot, chociażby, ten żuraw działa. I całkiem szybko zasuwa.
Generalnie w wielu mijanych halach toczy się ciągłe życie. Stocznia podzieliła się na wiele mniejszych stoczni. Niektóre z działających tam firm to marki znane na cały świat; inne zaś wykonują swoje prace zupełnie lokalnie.
W pewnym momencie minął nas nawet taki czaderski samochodzik :) Kapsułę kierowcy miał z obu stron, bo jego pole skrętu to tak na oko z osiem stadionów.
I na zakończenie – klasyk.
Klasyk i myśl.
Na terenie stoczni ma powstać nowa dzielnica. Młode Miasto (albo Nowe Miasto, ciągle nie mogę zapamiętać. Ale chyba młode). I brzmi to super, tyle że znane mieszkańcom plany zakładają skoszenie całkiem sporej ilości “rzeczy” (budynków, żurawi, konstrukcji), które dla całej Europy i świata są jednym z symboli Polski.
Nowoczesna, fajna dzielnica w tym miejscu byłaby jak najbardziej okej. Sam bym rozważył przeprowadzkę. Poważnie. Ale nie jeśli prace mają gdzieś w jakimś punkcie ścięcie kolejnych żurawi (bo jeden już poleciał) lub wysadzenie jakichkolwiek hal. Je naprawdę da się przystosować. Nimi naprawdę można zagrać.
Think.