To był piękny i bogaty we wrażenia weekend. W prawym bucie poszła mi co prawda ze zużycia materiału podeszwa, ale mówi się trudno i wędruje dalej. Pobyt w Poznaniu pokazałem Ci już przez pryzmat sześciu miejsc, którymi warto się chwalić oraz recenzji zaskakująco dobrego spektaklu teatru tańca. Dziś dokończę dzieła prostą fotorelacją.
Lubię proste fotorelacje :)
Zacząłem przygodę w piątek rano. Prosto z dworca skierowałem się na szybką szamkę do Starego Browaru. Mój hotel – elegancka i piękna Andersia – znajdował się kilka metrów dalej. Przy odbieraniu klucza do pokoju obsługująca mnie pani zniknęła na moment za rogiem by wrócić z całkiem ciężką kopertą.
– “To na pana czekało” – mówi.
O, okej. Fajnie jest czasem poczuć się jak James Bond, tajemnicze koperty na recepcjach hoteli i te sprawy :) W środku paczuszki czekał przewodnik z przyklejoną doń Poznańską Kartą Turystyczną. To bardzo fajna sprawa, wpisuje się podstawowe dane przyjazdu i ma tym samym opłacone przejazdy komunikacją miejską oraz “wejścia” do wielu kulturowych instytucji!
Wyposażony w otwierającą wszelkie potrzebne mi drzwi kartę ruszyłem dziarsko na miasto.
Na uszach – bo czemu nie? – towarzyszył mi Nujabes.
http://www.youtube.com/watch?v=mbFQNTsoKWs
Skierowałem się w stronę kompleksu Concordia Design, lecz pierwsze drobne cuda Poznania zauważyłem już na wysokości Centrum Kultury Zamek. To całkiem młoda budowla (jak na bycie zamkiem, oczywiście) ale bardzo ładna i warta odwiedzenia.
Ale!
Naprzeciwko tego architektonicznego i kulturowego cudeńka wpadłem na SUPER fajne stoisko z kawą i oranżadami oraz… słup ogłoszeń(!) z pewnym nadprogramowym plakatem, który całkiem prawdopodobnie jest wyposażony w bardzo zajmującą historię swojego powstania :))
Po wybadaniu Concordii skierowałem się z powrotem, przez całe miasto. Zatrzymały mnie dopiero Kontenery. Szerzej pisałem o nich w tej często dziś linkowanej notce o sześciu miejscach, których Poznań mógłby być naprawdę dumny i używać ich jako flagowych pokazówek za granicą.
Wystarczy, że spojrzę na te zdjęcia i znowu mam ochotę władować się w któryś z tych hamaków z Pratchettem w ręku :)
Dzień zamknąłem seansem “Jabłek Adama” w tzw. Kinie na Rybitwach.
Plenery jednak są nie do pobicia!
Sobota wystartowała spacerem w stronę Ratusza. Przeszedłem oczywiście koło Taczaka 20 by wyposażyć się w jakąś fajną oranżadę. Stanęło na Johnie Lemonie. Pan za ladą miał rację. Lepszej oranży jeszcze nie piłem :)
Pod Ratuszem miał się odbyć Bieg Kelnerów (którego tradycję sprowadzili założyciele restauracji Vine Bridge) a ja tego typu pogodne eventy bardzo lubię. Na miejscu w ogóle wpadłem na znajomą z czasów jeeeeeeeeeszcze pierwszego Blog Forum Gdańsk – Grażynę z Grażyna Gotuje. Sędziowała biegowi jako sędzia boczny i miała wybrać największego pechowca :D
Podziwiam, że komukolwiek się w ogóle udało przebiec po nierównym podłożu z odkorkowaną butelką i kielichem piwa.
Swoją drogą – calutki poznański rynek był w czasie mojego pobytu zamieniony w teren Festiwalu Dobrego Smaku. Zdziwiła mnie frekwencja. Jakoś tak kojarzy mi się, że na folkowe imprezy jakoś tłumy to nie biją. A tu zonk. Ledwo dało się przejść :)
Z tym festiwalem wiąże się w ogóle śmieszna historia, bo kupiłem sobie na dalszy spacer kubek kwasu chlebowego, który – co zauważyłem dopiero po dłuższym czasie – faktycznie mógł wyglądać jak ciemny browar. A zauważenie przyszło jako próba zrozumienia panów policjantów, których trzy kolejne patrole bardzo krzywo na mnie patrzyły :D
Potem by było w gazetach: “Przyjechał bloger z Warszawy i robi bydło w Poznaniu; >My go nie chcemy!< twierdzi anonimowy mieszkaniec” ;)
Ale na szczęście obyło się bez atrakcji i dzwonienia po konsulatach :)
Mając chwilę luzu skierowałem się z powrotem w stronę ulicy Święty Marcin. W pasażu handlowym “Pod Złotą Kulą” (…?) są bowiem dwa lokale, które bardzo chciałem odwiedzić. Jeden to siedziba sklepu z yerbą Fajowo.eu, którego magazyn dostarcza mi energii już od bardzo wielu poranków. Drugi to z kolei Neat – bardzo przyjemny butik modowy ze stylowymi, miejskimi ciuchami i akcesoriami. Prowadzi go mój czytelnik razem z dziewczyną i znajomymi, namawiał mnie bym wpadł chyba z dziesięć razy :D
A stamtąd przyszła pora na spokojne posnucie się aż do Vine Bridge.
To było najlepsze jedzenie, jakiego spróbowałem w życiu:)
Godzinę później szybka łapanka na fejsie (niezauważona zawczasu dodatkowa akredytacja to jednak przyjemna rzecz) zaowocowała poznaniem czytelniczki Kasi. Obejrzeliśmy sobie pięęęękny spektakl teatru tańca “40” Jo Strømgrena oraz (w wyniku komunikacyjnych perturbacji) zwiedziliśmy całkiem spory wycinek nocnego Poznania :)
… i tyle. To był MEGA weekend.
Poznań – dziękuję! :)
Wyniki konkursu
W konkursie na weekend w Poznaniu wygrywają:
– Nagroda główna: Jadwiga Janowska. Najprostsze zgłoszenie, ale śmiałem się po nim najdłużej :)
– Trzy powołane na szybko zestawy wyróżniające, bo jesteście aż tak kreatywni(!): ewanna, Czytacielka, milionowa
Gratuluję! Poproszę też o jak najszybszy kontakt mailowy :)
Trzymaj się,
///
PS: Wpis powstał we współpracy z Miastem Poznań :) Zgodnie z moją nową polisą współprac – do podejrzenia tutaj – 10% wynagrodzenia przekazałem fundacji lub na charytatywną akcję. Wybrałem zbiórkę dla Pauliny. Jest bliska zrównania limitu, trzeba więc jak najszybciej dopłacić brakującą różnicę, by kasa wreszcie poszła do potrzebującej.