Na tym słynnym placyku z karuzelą pod Sacre Coeur całkiem głośny emigrant złapał parę metrów ode mnie palec włoskiej nastolatki w kolorowe sznurki i z całej siły ściskał. Krzyki małej przywołały rodziców i okazało się, że pan “uliczny sprzedawca” puści dziecko za jedyne dwa euro. On przecież tylko sprzedaje plecionkę. Ach, no tak. Paryż.
Chwilę wcześniej wychodziłem z mytej śmierdzącą wodą uliczki. Po przedłużających się przetargach na nowe, “bezpieczne” kosze na śmieci Paryżanie nauczyli się rzucać to, co już im niepotrzebne na chodnik; pod siebie. Właściciele lokali nauczyli się z kolei spłukiwać obiekty szlauchem do studzienek.
Przy samym ujściu z tej pięknej ceremonii miejskiej ablucji musiałem jednak minąć scenę podawania sobie różnych drobnych rzeczy pomiędzy ekipą w samochodzie o przyciemnianych szybach a dwójką nastolatków w skórze. Nie ucieszyli się na mój widok.
Powiedzmy to szczerze, trochę się bałem.
Ciężar własnej renomy
Sumarycznie odwiedziłem już to zwichrowane miasto aż trzy razy. Za pierwszym wydało mi się fajne, ale.. no właśnie – fajne. Miejsca pokroju Paryża nie powinny być *fajne*. Za drugim podejściem zacząłem zauważać trochę inne sprawy niż przy wartych wspomnień, lecz niewartych opowieści początkach naszej burzliwej relacji. Te kilka dni temu sytuacja znowu uległa diametralnej zmianie i po raz pierwszy mam szczerą nadzieję, że to jest już stan finalny.
Paryż to miasto abstrakcyjnie szybko wypalające swoje tradycyjne kulturowe zasoby. Trochę jak statek mający przed sobą nie wiadomo jak długą trasę, ale z jakiegoś powodu ciągnący całą dobę na pełnych kotłach. Długie lata tankowania światowej publiki książkami, filmami, muzyką i *ogólnym wydźwiękiem miejsca* (nie wiem czy takie coś ma swoją nazwę, ale możesz się domyślić, o co mi chodzi) sprawiły, że stolica Francji może jawić się prawie że mitycznie. Małe kafejki, piękne pory roku, ciekawi mieszkańcy i tak dalej.
Sam nie wiem.
Pierwsze wrażenie potrafi zaboleć. Paryż to droga, głośna, wielka, gęsto zaludniona metropolia pełna remontów, potrafiących być nieprzyjemnymi emigrantów i wiecznego nastawienia większości sprzedawców i kelnerów na portfel turysty. A przy tym bardzo wyzuta z tego, z czego teoretycznie powinna słynąć.
Z klimatu.
Budynki stoją, rzeka płynie, drzewa rosną. Ale doszukać się tam brzmień Treneta, Croisille&Barouha, Aznavoura czy nawet Montanda jest trochę ciężko. Dzielnice zewnętrzne to jak najbardziej parkour, rap, elektronika i blokowiska, jasne, ale to jest ich charakter już od lat, ma się dobrze i rośnie. Generalnie Francuzi mają specyficzne podejście do sentymentów, bo np. w architekturze rozwój bardzo często wygra z usilnym trzymaniem się wspomnień, ale – mimo wszystko – czemu tak szybko zanika nuta dzielnic wewnętrznych?
Nie mam pojęcia.
Ale!
Wiem za to, co robić, by w znaczący sposób sytuację reanimować i jednak się w tym mieście skutecznie zakochać:) Przeanalizowałem co zadecydowało, że z tego ostatniego wyjazdu wróciłem bardzo przekonany do nastroju stolicy Francji. Efektem jest poniższa lista. Jeśli masz dodatkową radę od siebie to z miłą chęcią zobaczę ją w komentarzach. A tymczasem zapraszam:
1. Zaopatrz się w soundtrack
Pisałem już o tym wielokrotnie, ale z dumą napiszę raz jeszcze. Gram w gry!
A nie, moment, nie to.
To: uwielbiam łazić po nowych miastach ze słuchawkami na uszach. Zawsze tworzę sobie przed wyjazdem dokładną playlistę zbieżną z moim wyobrażeniem danego miejsca i zamiast dawać się trollować dźwiękami histerycznie prowadzonych odwiertów przy większości skrzyżowań po prostu sobie płynę przez szczęście :)
Dzięki pomocy fanów jestKultury na fejsie skompletowałem poniższy zestaw na Paryż. Jest niesamowity. Dzięki! :)
2. Noś mało rzeczy i ignoruj hieny
Pragmatyzm. Pomijam nawet, że zwiedzanie wyłącznie z portfelem, telefonem i słuchawkami (ewentualnie notesem) to zupełnie inny poziom wolności niż bieganie non stop z plecakiem sugerującym co najmniej Dolinę Pięciu Stawów. Przede wszystkim jest bezpieczniej. Stracenie czegoś na wyjeździe – nawet jeśli będzie rzeczą “do odzyskania” (np. natychmiastowo zablokowana karta) – zawsze psuje humor, a nie po to gdzieś się wybieramy, by było nam smutno :)
Oprócz ograniczenia noszonego w trakcie spacerów dobytku warto też wyrobić w sobie odruch ignorowania żerujących na turystach hien. Handel to jedno, ale chodzenie za Tobą przez 10 minut (lub szantażowanie dziewczynki, które opisałem we wstępie) to niestety dramat i paskudztwo. Jakakolwiek forma odpowiedzi to już początek dialogu, który potrafi trwać i trwać. Najskuteczniej działa więc chyba cisza.
3. Zaufaj ludziom, którzy wybrali centralne dzielnice
Miałem raz przyjemność nocować w jednej z nowszych dzielnic Paryża i było to przeżycie bardzo zbieżne z tym, jak wydawało mi się kiedyś, że pewnie będę się czuł w tej bardziej gangolskiej części San Francisco. Szukać tam tańszych hosteli można z sukcesem, szczególnie, że system paryskiego metra jest naprawdę gęsty.
Są jednak osiągalne cenowo hostele i małe hotele w dzielnicach starszych i jeśli będę się do Paryża wybierał po raz czwarty, najpewniej prywatnie, będę jednak szukał czegoś właśnie tam. Jeśli Paryż nie kojarzy Ci się wyłącznie z “Yamakashi”, parkourem, graffiti i czarnymi gangami to też doradzam podobny motyw.
Nie warto wybijać się z bajki. Szczególnie, gdy ostatnio jest jakaś krucha.
4. Rozdziel budżety
Paryż jest drogi. I to nie “no, trochę drogawy” tylko “MAMO ALE DROGI”. Kawa nad Sekwaną potrafi dobić do 10 euro :) To marna cena za napój, ale uczciwa za wspomnienie. Dlatego lepiej od razu przeznaczyć sobie twarde środki ile na co chce się wydać, żeby potem nie było dziwnego wahania i niedomkniętych niczym kubeczek źle otworzonego jogurtu decyzji.
W przeciwieństwie do niektórych części Londynu lub Lizbony w Paryżu relatywnie łatwo o sklep. Zwykły spożywczak, taki z podstawowymi produktami i mineralką. To ułatwia sprawę – można oszczędzić na podstawowym jedzeniu, by sobie pozwolić właśnie na ekskluzywną kawę czy wino.
… albo makaronika.
Dużo makaroników :>
5. Pobaw się w film
To bardzo uniwersalny pomysł. Większość miejsc na mojej liście “muszę zobaczyć w życiu, najchętniej gdy będę już znanym pisarzem i nie będę musiał oszczędzać na lotach i hotelach” znam z filmów, książek lub muzyki. Muzykę zgrywam wtedy jako playlistę (już dziś wspomniałem), książki biorę do pociągu lub samolotu (jeszcze wspomnę) a filmy staram się sobie przypomnieć i ogarnąć, czy mogę jakoś odnaleźć moje ukochane sceny w rzeczywistej codzienności.
Tym razem zaczęło się niechcący – terminal lotniska De Gaulle’a wygląda jak baza jakiegoś złego typa z wczesnych Bondów :D Brakuje tylko pacyfiku dookoła, basenu z rekinami na dole i broni nuklearnej na wygodnym do wywiezienia przez agentów brytyjskiego wywiadu wózku tuż obok.
Sekwana to u mnie wieczna walka Amelii z Midnight in Paris. Ostatecznie jednak chyba wygrywa “O Północy w Paryżu” – jeden z moich najbardziej cenionych filmów w ogóle :)
Bo o północy można też być, powiedzmy, pod Wieżą Eiffle’a.
Spoko, już odsłaniam.
No kurczę, beze mnie nieostre! ;)
6. Obleć główne atrakcje szybko, by mieć czas na prawdziwe zwiedzanie
Wiadomo, że jeśli Paryż to Pola Elizejskie, Łuk Triumfalny, Wieża Eiffle’a, d’Orsay, Luwr…
… pod niektórymi z tych landmarków Paryża powstają późniejsze oficjalne materiały niektórych dużych portali :)
Niektóre z kolei – oprócz wartości “bycia zobaczonymi” potrafią naprawdę powiedzieć coś o mieście. Tak jak poranne Ogrody Luksemburskie, w których hordy starszych pań ćwiczą jakieś wschodnie rozciąganie a hordy starszych panów rześko tną w bule :)
Chociaż snucie się po malutkich uliczkach to dopiero to, co lubię najbardziej :)
7. Zwiedzaj rano
Ruch pieszy na dużych ulicach jest wtedy wzmożony, ale w przyjemny sposób (przynajmniej ja to tak odczuwam). Zmniejszone jest za to zagęszczenie zarówno turystów jak i turystycznych hien – jeszcze śpią, nieprzywykli że są ludzie na tyle uzależnieni od kawy, by wyjść z pościeli przed dziewiątą.
Ma się też wtedy dużo siły. Można więcej przejść :)
→ Czytaj też: Jak wstawać rano?
Uliczki są umyte, parki z grubsza pozamiatane. Mniejsze zakątki oraz popularne punkty do zwiedzania cieszą przestrzenią.
No i – znowu – być może to tylko ja, ale Paryż rankiem jest dokładnie taki, jak zawsze wyobrażałem sobie Paryż z książek i filmów. Ludzie siedzą z papierosami w kawiarniach, opierają się (trzymając beret, oczywiście) o balustrady mostów, nabrzeża rzecznych wysp zdobią malarze a Aznavour w słuchawkach brzmi sto razy lepiej!
Dodatek: co czytałem?
Tak jak wspomniałem, wizerunek kulturowy obcych miast to głównie efekt filmów, muzyki i książek. Niestety “Gra w klasy” nie chciała mi się tym razem zapakować do walizki, zdecydowałem się zatem wreszcie sięgnąć po Factotum. Ostra odmiana od subtelnych myśli towarzyszących mi w trakcie spacerowania po mieście, ale też i wynagradzająca. Dobra proza, w naturalistyczny sposób odpychająca i paskudna, ale w końcu nie samymi fiołkami człowiek żyje.
Przynajmniej nazwa wydawnictwa brzmiała “lokalnie”:)
I to tyle. Fotorelację z właściwego wydarzenia Sony – przygotowanej z rozmachem premiery gry Beyond: Dwie Dusze – znajdziesz w poprzednim wpisie. Dzisiejszym, czysto spacerowym, domykam temat. Cieszę się, że wreszcie polubiłem Paryż. Gdzieś mnie tam to egzystencjonalnie uwierało, że nie umiem odnaleźć w tym pięknym mieście moich oczekiwań powstałych i narosłych dzięki kulturze.
Ale, kaman. Dla chcącego nic trudnego! :)
Życzę udanego dnia,
///
PS: Korzystając z okazji serdecznie zapraszam do nadal trwającej akcji promowania kultury, którą razem z organizatorami projektu Warmia: Rebelia Kultury przygotowaliśmy dla Ciebie w jednej z ostatnich notek. Do wygrania fajne zestawy – notabene – turystyczne! :)