Wpuścić blogera na Warmię…

 

Mam myśl. Otóż Polska jest trochę jak dobrze przygotowana gra wideo. Człowiek może przejść w niej masę misji, zapisać się na setki dodatkowych wyzwań a i tak przy późniejszym przeglądaniu listy osiągnięć zorientuje się, że jeśli pojedzie w jakieś pozornie niezwiązane z czymkolwiek miejsce to będzie tam zachwycony kunsztem designerów i scenarzystów. Mnie dopiero co potraktowała w podobny sposób Warmia. 

A konkretniej: Olsztyn i Gietrzwałd.

(Kącik edukacyjny jestWiedza przedstawia: mało kto wie, że w Gietrzwałdzie znajduje się sanktuarium JEDYNEGO potwierdzonego przez kościół chrześcijański cudu objawienia Maryi na terenie Polski. Fachowo.)

Misja: Kultura

Jak już ładnych kilka razy pisałem: na Warmii trwa właśnie cykl wydarzeń spięty wspólnym szyldem Warmia: Rebelia Kultury. Region zaprosił do promocji zarówno tego projektu jak i całego miejsca grupę blogerów z całej Polski. Blogokomando zawiera: Agnieszkę Taterę, Segrittę, Zucha, Krzysztofa Gonciarza i, no cóż, mnie.

Zachwyt niczym kwieciem obsypanie

Żeby w pełni oddać głębię mojej reakcji na Olsztyn i okalające Olsztyn krainy muszę przeprowadzić króciutkie wprowadzenie. A więc w styczniu 1995 piątkowy poranek był w Warszawie NAPRAWDĘ mglisty. Wsiedliśmy do busa nastrojeni na trzy dni widoczności sięgającej w porywach do pięćdziesięciu metrów. Na szczęście tuż przed dojechaniem do celu pogoda zamieniła się w prześliczną, złotą, polską jesień.

Warmia jest piękna. Jest wypadkową tego, co zawsze wyobrażałem sobie po idyllistycznych opisach w Wiedźminie i tego, co zawsze sądziłem o wyglądzie Polski za czasów Chrobrego czy Kazimierza Wielkiego.

Nie mniejsze wrażenie robią miasta. Poniemiecka, strzelista zabudowa, lokalizacja osiedli na przystających wzgórzach – to zawsze działa.

Nocny klimat: zabójczy.

Szamka warta wycieczki przez pół kraju

Tak jak moje uszy, oczy i dotyk zostały doszczętnie poskromione koktajlem architektury i przyrody, tak smak i węch uległ dopiero lokalnym potrawom. Warmia to przede wszystkim ryby i grzyby.

W słynnej na całą Polskę Karczmie Warmińskiej zjadłem sezonową zupę śliwkową z lanymi kluskami (♥) oraz połówkę jednej spośród widocznych na zdjęciu tac ryb w warzywach. Do tego sos borowikowy i możecie mnie przy takim stole zostawić na dwa dni, nie będę się nudził.

Potrawy były tak przepyszne, że wręcz próbowaliśmy nagrać ich śpiew.

Za to w odwiedzonej wczoraj, nie mniej znanej Karczmie Jana spróbowałem stojących na szparagach polędwiczek wieprzowych owiniętych w boczek, zalanych sosem z porto. To najpiękniejsza fuzja dwóch ukochanych przeze mnie kultur, jaką zjadłem w życiu.

Wydarzenia kulturę katalizujące

Ale, czymże by były widoki i jedzenie bez korzystających z tych dobrodziejstw ludzi o wysokiej kulturze i jeszcze silniejszych ambicjach? Pewnie całkiem fajnym skansenem, ale na pewno nie żyjącym, rozwijającym się regionem :)

O Rebelii Kultury pisałem już tutaj. Co więcej, na blogu od blisko miesiąca wisi dokładny opis poszczególnych imprez. Nie będę się powtarzał.

Chcę jednak szczególną uwagę poświęcić dwóm wydarzeniom. Traktującym po macoszemu moje bębenki uszne Bass Days oraz niespodziewanie dynamicznemu Festiwalowi Do Czytania.

Najpierw dotarliśmy na basowe koncerty. W wyniku przyjemnego spotkania z przedstawicielami urzędu marszałkowskiego mogliśmy na samej auli przeżyć wyłącznie dwa występy, ale i tak było warto. Najbardziej poskładał mnie cover “Galvanize” w wykonaniu Wojtka Pilichowskiego z zespołem. Jest na insta.

Festiwal Do Czytania poznałem zaś głównie z perspektywy sceny. Miałem niesamowitą przyjemność wziąć udział w panelu “Blog to stan umysłu”, na który ku mojemu absolutnemu zaskoczeniu przyszedł ktoś ponad wymienioną na początku wpisu blogerską ekipę!

Bardzo dziękuję! Mam nadzieję, że nie przynudzałem :)

Trochę szkoda, że wyjazd musiał się zamknąć w dwóch dniach. Jestem już pewien, że gdy tylko ogarnę sobie jakąś bryczkę to wracam na Warmię na minimum tydzień. By połazić, porobić zdjęcia, poczytać i z powrotem zanurzyć łyżkę w zupie ze śliwek z lanymi kluskami (… oby była!).

Niesamowite miejsce. Cieszę się, że mogłem je zobaczyć i być drobna częścią promocji dziejących się tu, kulturalnych wydarzeń. Większość z nich ma jeszcze bardzo kameralny wystrój, ale po zaangażowaniu poznanych aktywistów mogę spokojnie stwierdzić, że to tylko stan przejściowy.

Coś pięknego :)

Uściski,

Andrzej Tucholski


///

PS: Wpis jest efektem współpracy z regionem. Nikt poza mną nie miał wglądu w treść przed publikacją, bo to jest bardzo nowocześnie myślący region, mind you :) Moja tradycyjna już, charytatywna składka wynikła z przeprowadzenia na blogu akcji przed chwilą poleciała na serducho dla Hani. Niewiele brakuje, też możesz pomóc!

PS: Pozdrowienia dla wszystkich, z którymi dane mi było przybić piątki! Dzięki za poświęcony czas i fajne rozmowy :)

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu i strategiem “od skuteczności”, a także pisarzem i scenarzystą.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu kilkanaście lat tekstów z bloga, sporo aktualnych informacji oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies