Nowy Wiedźmin – jedno wielkie WTF?

Gry
 

Na dniach ma premierę nowy “Wiedźmin”. Można już go zamawiać przedpremierowo, odebrać z paczkomatu jako pierwsza osoba w Polsce i w ogóle cały zestaw bajerów. Ta premiera to perfekcyjny przykład śmieciowego “biznesu po polsku”.

Nie wiem, czy to będzie dobra książka. Choć w kunszt pisarski Sapkowskiego nadal trochę wierzę, tak jego ostatnie publiczne wypowiedzi skutecznie mi odwidziały jakiekolwiek wstępne zaufanie. Jeśli dostarczy dobre dialogi i intrygi, dobrze. Jeśli powtórzy radosne wygłupy z nieprzeczytanej ani razu przed publikacją “Żmii” – trudno. Mam gry, nie będę płakał. Uniwersum przetrwa bez twórcy oryginału.

Ale, przecież ja nie o tym.

(Gwoli ścisłości – ten sam trend, za który zaraz tutaj zbesztam premierę nowego Wieśka zaprezentowało w ostatnich tygodniach też m.in. “Inferno” Dana Browna, ale to akurat nie była książka, z którą wiązałem jakiekolwiek nadzieje. Wiesiu drażni mnie bardziej.)

→ Również polecam: Siedem nierealnych książek, które warto przeczytać

Otóż do sprzedaży trafia tylko i wyłącznie miękkie wydanie papierowe za 36,90 zł. Nie chcę komentować, czy to drogo czy tanio, bo każdy umie sobie na takie pytanie odpowiedzieć sam. Dla mnie to cena do przyjęcia, niech sobie będzie.

W ułamek sekundy po zobaczeniu tej oferty na Allegro zacząłem przeszukiwać Internet w poszukiwaniu preorderów wersji wirtualnej. Mamy rok 2013, wersje wirtualne są standardem na normalnie rozwijających się rynkach od minimum 18 miesięcy. Klikałem, smyrałem, przewijałem, stukałem. Coś mi nie szło. Poprosiłem o pomoc znajomych na Twitterze. No i się rypło. Wersji elektronicznej nie będzie.

I w tym momencie pojawia mi się w głowie magiczne pytanie – ile jeszcze lat w Polsce będziemy zmuszani przez wydawców do takich debilnych wyborów? Jako klient chcę przeczytać KSIĄŻKĘ a nie “książkę w wersji przynoszącej najwięcej pieniędzy dystrybutorowi i reszcie ogniw łańcuszka”. Niezależnie od tego, czy może życzę sobie ebooka czy papier, chcę mieć WYBÓR.

→ Również polecam: Jak czytać 3 dodatkowe książki w miesiącu?

Ta premiera mogłaby być idealną okazją, by zaprezentować w kraju zupełnie nową jakość. Do sprzedaży mogłyby trafić pakiety papier + ebook, sprzedaż mogłaby się połączyć z nadchodzącą premierą trzeciej części gry. Można było przygotować różne interaktywne atrakcje pokazujące, że (bądź co bądź) flagowa, rodzima saga fantasy może stać na skraju zmian wydawniczych, które i tak nastąpią. Można było uczynić z tego tytułu system-sellera nowego podejścia do czytelnictwa. Pierwsze wydawnictwo, które zdecyduje się na taki skok, zadziała na nim najwięcej. A przez “zadziała” mam też na myśli “zarobi”.

ALE NIE. Ta premiera jest IDEALNĄ okazją, by natłuc cysterny hajsu kosztem teleportowanych raz za razem do 2003 roku czytelników. Nie rozwijajmy się nigdy, po co. Lepiej tankować dogasające i przymierające kanały dystrybucji, bo przecież zmiana myślenia tak bardzo boli i szczypie w mózg.

Znajoma artystka nawet wykuła na tę okazję chwytliwe hasło.

Ile dajemy treści tej książki zanim znajdzie się na chomiku? Trzy dni? Tydzień?

Ile dajemy mediom, by poruszyły ten temat razem z nagłówkiem “Polacy nie szanują autorów książek i kradną ich dzieła”?

Miesiąc?

Ja tej książki z chomika nie ściągnę, bo szanuję autorów. Nawet takich, którzy sami dla innych autorów szacunku to za wiele nie mają. Papieru też nie kupię, bo taka jest moja konsumencka decyzja. I co teraz? Żyjąc w Unii Europejskiej w 2013 roku będę musiał czekać rok na premierę produktu, który jest w większości cywilizowanych krajów traktowany jako absolutne minimum?

Wow, ekstra. Uszanowanko.

Generalnie cenię sobie Super Nową, ale tym razem moja tolerancja dla polskich zagrywek trochę się przelała. Trochę zalała mi podłogę i trochę przecieka do sąsiadów na dole. Sorry. Nawet jeśli tylko w formie notki na moim prościutkim blogu – chcę wyrazić sprzeciw.

Jeśli autorzy i wydawnictwa życzą sobie sprzedawać ładne nakłady książek, my jako klienci życzymy sobie nie być traktowani jak idioci.

Uściski,

Andrzej Tucholski


///

PS: Nie planowałem pisać tej notki, ale jakoś tak wyszło. Niestety, pojawiła się ona na blogu na tyle szybko po wczorajszej, że możesz tę poprzednią niechcący przegapić. A jest fajna, bo o Pokemonach. Będzie mi miło, jeśli nadrobisz!

PPS: Widzę, że temat jest bardzo popularny i nośny. W takim razie już teraz ogłaszam, że na dniach nastąpi kontynuacja w formie kolejnego wpisu. Zapraszam do zapisania się do newslettera, by na pewno jej nie przegapić :) 

CO TO ZA MIEJSCE?

Cześć! Mam na imię Andrzej. Jestem psychologiem biznesu i strategiem “od skuteczności”, a także pisarzem i scenarzystą.

To jest moja strona domowa. Znajdziesz tu kilkanaście lat tekstów z bloga, sporo aktualnych informacji oraz linki m.in. do podcastu “Przekonajmy się”, książki “I co z tym zrobisz? Rozwiń swoją wysokosprawczość”, książki “Umowy Śmieciowe”, oraz serialu audio “ej, nagrałem ci się”.

INFORMACJA

Żadnej publikowanej przeze mnie treści (blog, youtube, podcast, instagram, newsletter, książki, ebooki itp.) nie można traktować jako profesjonalnej porady psychologicznej. Nie udzielam ich też przez mail czy komunikatory.

W przypadku jakichkolwiek problemów lub potrzeb psychoemocjonalnych, gorąco zachęcam do kontaktu z fachowcem – psychoterapeutą lub psychiatrą. To wspaniali profesjonaliści, z których usług warto korzystać.

© Andrzej Tucholski 2009-2022 Wszelkie prawa zastrzeżone | Projekt strony & wykonanie: Designum.pl | Polityka prywatności i cookies