Czyli, po naszemu, “Iluzja”. Trailer był średni – sugerował film z efektami specjalnymi o ambicjach Incepcji, tyle że z budżetem pierwszego nowego sezonu Doctora Who. Trochę lepiej wyszły recenzje. Oscylowały dookoła opinii, że “jeśli się człowiek jakoś bardzo nie nastawi to będzie spoko”. Jak to wyszło w praktyce?
Odpowiedź jest prosta i wyraźna, niczym pojedyncze zdanie pisane capslockiem.
TEN FILM JEST ŚWIETNY :D
→ Czytaj też: 22 rzeczy, których możesz nie wiedzieć o Gwiezdnych Wojnach
Bawiłem się sążniście.
Szczególnie dopisał scenariusz i późniejsze prowadzenie narracji przez montaż i ujawniane fakty. Wydawało mi się, że lubię zagadki kryminalne i filmy zahaczające o kwestie iluzji a tu klops, każda ze sztuczek pokazywanych na filmie miała przynajmniej jedną cechę, której nie mogłem się dopatrzeć bez uprzedniego wyjaśnienia. Podobnie ma się sprawa z tożsamością pewnej kluczowej dla fabuły postaci. Widz jest wielokrotnie zwodzony na różne tropy, by zorientować się ostatecznie w stanie rzeczy na minutę przed faktycznym wyjaśnieniem kwestii. Miodzio.
Aktorzy wypadli rewelacyjnie ze wszech miar. Wyjątkowo nie dominujący scen Michael Caine silnie drugoplanowy Morgan Freeman, niesamowicie charakterystyczny i profesjonalny Jesse Eisenberg zrobili filmowi dobrze, ale nie tak dobrze, jak uczynił to Woody Harrelson. JEZU. KOCHAM TEGO TYPA :D
Albo jego role.
Choć po cechach wspólnych odgrywanych przez niego postaci jestem *prawie* pewien, że polubiłbym się i z nim :D
→ Czytaj też: Osiem rzeczy, których możesz nie wiedzieć o filmach Quentina Tarantino
Tak więc szybko podsumowując – jeśli szukasz czegoś leciutkiego to warto dać szansę Iluzji. Ja bawiłem się cudownie, Karolina bawiła się cudownie, moi przyjaciele też bawili się cudownie. (Albo sążniście.) Tuż po wyjściu z kina mieliśmy taką myśl, że seans zaskakująco szybko minął – coś, z czym wiele produkcji (nawet tych z najwyższej półki) często ma problem.
Polecam :)
… now you don’t.,