Może to przez to, że jutro lecę do Paryża i chcę sobie ten wyjazd choć odrobinę skompensować. A może przez to, że jesienią Warszawa jest jakaś taka aż nad wyraz polska, tego nieba nie da się pomylić z jakimkolwiek innym. Nie wiem. Wiem za to, że chcę się dziś z Tobą podzielić moją ulubioną polską muzyką. Raczej starszą niż nowszą, ale może się dogadamy i będzie kiedyś oficjalna część druga:)
To oczywiście nie jest nawet 5% zawartości biblioteki muzycznej moich rodziców lub moich regularnie wybieranych playlist, ale wpychanie kilkuset nagrań do jednej notki to chyba nie jest do końca to, co tygryski lubią najbardziej. Dlatego prezentuję te kilka piosenek, które nasuwają mi się na hasło “najlepsze polskie piosenki” jako pierwsze. Swoje typy możesz dorzucić w komentarzu. Wiem, że będzie ich sporo:)
Na marginesie – nasza muzyka to też najsilniejszy argument, jaki można użyć w dyskusji o podobieństwie Polaków i Portugalczyków. Te dwa narody mają dużo różnic (np. my jesteśmy o wiele bardziej pracowici a oni o wiele bardziej pokojowo nastawieni), ale łączy je taka, hm… Z braku słowa: tęsknota. To coś, co wybrzmiewa z praktycznie każdego wytworu naszej kultury. To coś, co wybrzmiewa z praktycznie każdego wytworu kultury portugalskiej :) Pewnie dlatego tak się dobrze u nich czułem.
Ale! Starczy tego tekstu.
Pora na klipy!
Alibabki – Kwiat jednej nocy
Mam taką głupią przypadłość, że w ogóle nie radzę sobie z zapamiętywaniem słów piosenek. Powaga. Mogę coś męczyć przez dekadę a nadal będę się mylił co drugie zdanie :) Pewnie dlatego równą estymą obdarzam Alibabki. Śpiewane przez dziewczyny słowa autorstwa Jonasza Kofty siadają sobie gdzieś w przestronnych pokojach mojej pamięci od razu. Częstują się kawą i już tak zostają.
~~ Zakwita raaaaz, tylko raaaaaaz, biały kwiaaaaat ♫
Czesław Niemen – Jednego serca
Po pierwsze – dlaczego już nie robi się takich występów w telewizji i nie tylko? W tym całym międzynarodowym trendzie ozdabiania scen pokazami światło-laser trochę tęsknię za najzwyczajniejszą w świecie tekturą.
Po drugie – wąsy Czesława.
Po trzecie – ten moment, gdy wchodzi kobiecy chórek. Dreszczedreszczedreszczedreszcze.
Anna Jantar – Nic nie może wiecznie trwać
Podkład dźwiękowy tej piosenki może dziś trochę straszyć, ale ja tam podobne brzmienia bardzo lubię. Kochamy za nie Abbę, kochajmy za nie i Anię. Na podobnym poziomie zachwytu traktuję też i słowa. Fatalizm w kulturze jest niesamowitym zjawiskiem.
Ania Rusowicz – Ślepa miłość
Rodzynek dzisiejszego zestawienia. Ania nie przeżywała sukcesów w latach 70-80 lecz czyni to współcześnie, teraz :) “Ślepa Miłość” to singiel z zeszłego roku. Wzorowany na dorobku mamy Ani – Ady Rusowicz – legendy polskiego bigbitu. Pięknie doładowany charyzmą młodej wokalistki.
Miałem przyjemność być jakiś czas temu na jej kameralnym koncercie i cieszę się, że tradycja oldschoolowej elektroniki w narodzie ma się dobrze.
Mieczysław Fogg – Ja mam czas,ja poczekam
Tak, znam inne piosenki Fogga (ta była już w ostatnim zestawieniu piosenek na jesień).
Tak, tę lubię najbardziej :) I w podobnym tonie co ostatnio, ograniczę się dziś wyłącznie do tych paru zdań i samego utworu. Przymierzam się do napisania osobnego wpisu o tym wielkim piosenkarzu. Pewnie jakoś wkrótce mi się uda!
Czerwone Gitary – Ciągle pada
Ach. Czerwone Gitary <3 :)
http://www.youtube.com/watch?v=pIaQzvHsHl4
Marek Grechuta (+ Krystyna Janda) – W malinowym chruśniaku
Miałem kiedyś taki etap w życiu, że przesłuchałem od Grechuty dosłownie wszystko. Po latach – oprócz kilku szlagierów – cenię chyba najbardziej to drobne wykonanie krótkiego wiersza Leśmiana. Ta poezja, te głosy, te przeplatanie się wypowiedzi, ta muzyka. Piękno.
Jacek Kaczmarski – Epitafium dla Wysockiego
Podobna sytuacja co u Marka Grechuty. Kaczmarskiego również przesłuchałem praktycznie wszystko, co tylko nagrał. Cały suplement i wiele wystąpień na żywo. Wydaje mi się, że “Epitafium” to moja ulubiona kompozycja. Jedna z najdłuższych, jedna z najtrudniejszych, perfekcyjna pod kątem opowiadanej historii. Znam wiele rozbudowanych książek, które pod względem przekazywanych emocji i wrażeń przy tej piosence są co najwyżej fabularnym ekwiwalentem ulotek w aptece.
Nie będę już wklejał w pełnej formie, ale przynajmniej podlinkuję. Równie mocno co “Epitafium” kocham “Encore, jeszcze raz” i “Opowieść pewnego emigranta“. Jak będziesz miał ochotę przesłuchać, zapraszam. Warto.
http://www.youtube.com/watch?v=bliGfd6Us70
Krzysztof Krawczyk – Parostatek
Zamknę tę listę na wesoło, a czemu nie. “Parostatek” to najlepszy na świecie hit do mycia okien lub rozwieszania prania. Poważnie – w sercu robi się wiosna nawet gdy za oknem 20 stopni mrozu a osiedlowemu sprzedawcy warzyw w jego waciaku jest już wizualnie bliżej do wkurzonego, radzieckiego niedźwiedzia niż sympatycznego pana, którym tak naprawdę jest :)
I ode mnie to tyle. Biję się z myślami, czy nie wrzucić tu jeszcze z 30 innych piosenek, bez których nie wyobrażam sobie niektórych dni, ale kiedyś każdą przyjemność trzeba umieć zapauzować i pisanie tego wpisu zatrzymuję tutaj.
Teraz Twoja kolej :) Widzimy się w komentarzach!
… ~~zakwita raaaaz, tylko raaaaaz, biały kwiaaaaaat,,
///
PS: Koniecznie zapraszam też do wczorajszego wpisu o Warmii! Dzieją się tam niesamowite, kulturowe rzeczy. A w samej notce trwa konkurs na promowanie swoich ulubionych cytatów z książek :)