Co jakiś czas wspominam na jestKulturze o różnych społecznych aspektach oceniania innych i bycia ocenianym samemu. Lubię podobne tematy. Przy każdej takiej notce znajdują się jednak ludzie, którzy muszą mi wtedy napisać, że oni to nie oceniają, bo to niegrzeczne.
To interesująca kwestia.
Zarówno miękkie dziedziny nauki (takie jak ZZL) jak i absolutne podstawy psychologii mówią wprost: oceniamy zawsze. Oceniamy zawsze, wszystko, każdego, cokolwiek. Tak działa nasz umysł.
Tak działa podstawowe dla naszego funkcjonowania konstruowanie skryptów poznawczych. Im jesteśmy procesu oceniania bardziej świadomi tym możemy być lepsi społecznie. Profitów jest bardzo dużo. Może to pozwolić na zignorowanie irracjonalnej niechęci (praca z dobrym człowiekiem, którego aparycja wydaje nam się odpychająca) może to pozwolić na zignorowanie irracjonalnej chęci (reklamy).
System jest bezlitosny. Warto być w nim niezłym.
(Bonus: świadomość procesów oceniania pozwala też skutecznie żyć ze swoimi kompleksami lub niepewnościami, czy to fizycznymi czy to np. artystycznymi.)
Powiedzmy, że ktoś wchodzi do pomieszczenia. Powiedzmy, że akurat patrzyłem się w stronę drzwi. Stworzony w oparciu o bodziec nowego człowieka w pokoju sygnał NAJPIERW śmiga do moich emocji a dopiero POTEM wraca do świadomego, myślącego umysłu. Jakiekolwiek próby ratowania formującej się pod moim czołem opinii mogą zostać podjęte dopiero post-factum.
To bywa trudne, ale też jak najbardziej… ludzkie. Wszyscy działamy całkiem podobnie :-)
Skąd więc lęk?
Skąd więc ludzie, dla których cnotą jest domniemane utrzymywanie się w głębokiej ignorancji? Jeśli ich przechwałki są prawdą, jeśli naprawdę nigdy nie oceniają (bo to niegrzeczne!), to znaczy że większość ich relacji społecznych jest srogo losowa a nawet najprostsza reklama wystarczy do rynkowego wciśnięcia im czegokolwiek. Od jogurciku po prywatną wyspę na pięciopokoleniowy kredyt.
Wydaje mi się, że takie osoby mają raczej problem z asertywnością i pewnością siebie. Nie umieją prosto i rzeczowo powiedzieć „nie”. Nie umieją prosto i rzeczowo poprzeć swojej oceny. Może się boją? Tylko czego? Nie wiem. Paradoksalnie nie chcę ich oceniać, raczej wolałbym w pełni zrozumieć. Poprzeć to moje wydawanie się czymś rzeczowym. Będę dłubał ten wątek dalej.
To ciekawy temat, bo gdy ludzie wstydzą się być ludźmi to zawsze pod powierzchnią kryje się coś naprawdę dużego.
→ Czytaj też: Ludzie to jednak czasem nie myślą
Niewiele kultur pozwala na szczere, publiczne manifestowanie własnych ocen. Polska na przykład jest tu bardzo ścisła. Co do zasady należy odnosić się do innych z pewną dozą uprzejmości. Może również z narzekaniem na różne siły wyższe, to prawda, ale bez przesadnego wyrażania ocen względem siebie nawzajem. Nie umiem tej kultury ocenić, więc się tego nie podejmuję. Tyle że biorąc ją razem z obostrzeniami, wbrew pozorom, nie stoi to wszystko w jakiejkolwiek sprzeczności z tym, że i tak moja psychika buduje tysiące reprezentacji i ocen w każdym jednym dniu upływającego życia.
Umiejętność powstrzymania swojej reakcji na hipotetyczny widok osoby, której się szczerze nie lubi to jedna z rzeczy, które oddzielają trzylatków od osób dorosłych. Dzieci generalnie w kontekście systemu oceniania są niesamowite. Zawsze widać co czują. Zawsze reagują zgodnie z sercem.
Dorośli czują dokładnie to samo. Profesjonalizm i kulturowa indoktrynacja sprawiają jednak, że reaguje się na te bodźce z pewną dawką wyrachowania. I to jest piękna, społeczna cnota. Środowisko wypełnione wyłącznie dorosłymi ludźmi o czystych reakcjach na czyste bodźce to byłoby podłe, ostre piekło. Wyobraź sobie tak “uwolnioną” dowolną kolejkę na osiedlowej poczcie :-)
Niestety, nie można się od niebezpieczeństwa oceny odcinać „nigdy_nie_ocenianiem”. Zgodnie z całkiem czarnym (choć popularnym) żartem psychologicznym – tylko dwa typy osób ani nie oceniają ani same nie wywołują żadnego aktywnego wrażenia. Grupa pierwsza to ludzie w głębokiej katatonii.
Grupa druga to trupy.
Autorem zdjęcia jest Ding Yuin Shan.
Ciao,