Dawno nie było na blogu żadnego poradnika. Dlatego dzisiaj nadrabiam i do tego jest to comeback godzien mistrzów. Przy pomocy trzech prostych kroków uczę Was, jak do końca życia mieć z każdego lotu równe, mierzalne dwa razy więcej przyjemności niż do tej pory.
Punkt pierwszy
Obejrzyj dowolny film z trylogii Bourne’a. Najlepiej wszystkie.
Punkt drugi
Kup sobie płytkę Moby’ego “18”, do znalezienia za śmieszne grosze w necie. Zgraj ją na empetrójkę.
Punkt trzeci
Gdy samolot zaczyna kołować nastaw sobie Extreme Ways i poczekaj. Gdy ustawicie się na pasie do startu przyłóż kciuk do guziczka odpowiadającego za “play” na swoim odtwarzaczu. W momencie zwolnienia hamulców i rozpoczęcia przyspieszania wciśnij “play” i rozkoszuj się dreszczem w każdym miejscu, jakie tylko masz czułe na ciele.
Wokal wejdzie równo z odejściem kół od pasa na większości lotnisk w Europie – testowałem Okęcie, Modlin, Stansted, Frankfurt, Brukselę, Walencję, Lisbonę i Porto :)
Nie ma za co,
///
PS: Hej, limitowana butelka Heinekena sama się nie narysuje. Nagrody też się same nie zgarną:)