Lubię czytać dystopie. Po osiągnięciu cudownego stanu “bycia na bieżąco” z perełkami spośród nowości zaczynam się powoli skradać ku klasykom. Aż tu nagle mignęła mi przez te dwa niewybite jeszcze niewyspaniem synapsy gdzieś pod kopułą główki myśl, że przecież całkiem udaną dystopią współczesności jest cykl GTA!
Siedzę w nim od czasów London 1969, klimatycznie najbardziej uzależniłem się od zrytych realiów Vice City. Pamiętam, jak bardzo swego czasu przeżywałem i czekałem na premierę czwórki i że w sumie jest to na swój charakterystyczny sposób całkiem piękne, że jeszcze na tej samej konsoli znowu mogłem przeżyć całość udanego hype’u i cieszyć się piątką w dniach światowego launchu. Patrząc na ludzi na Twitterze (pomijając może koreańskich speedrunnerów, których całkiem wielu dotarło już do napisów końcowych) nie jestem jakiś powolny i naprawdę ciekawie jest przechodzić przez tę niesamowitą fabułę w podobnie szerokim gronie.
Ale właśnie. Co do fabuły. Produkcje spod szyldu GTA (przynajmniej te trójwymiarowe) prezentują zawsze przekoloryzowaną, zniszczoną używkami wersję “statystycznego obywatela Stanów Zjednoczonych”. Faceci są albo grubi i głupi albo są homoseksualistami na sterydach. Kobiety są albo fanatyczkami liposukcji albo ćpają tyle, że nie umieją ustać. Reklamy w radio namawiają do oddawania pieniędzy na sekty a większość kontrowersyjnych postaci “naszego świata” dostaje w taki lub inny sposób po głowie jakimś niuansem w dialogach. Najprzytomniejsi wydają się psychopaci, w pełni zdolnych do empatii niestety nie stwierdzono.
→ Potrzebna dobra książka do czytania?
To niesamowicie spójna konstrukcja. Dobrze się bawię odgrywając heisty na miare De Niro w “Gorączce” z 1995 roku (a jeszcze jak się uda wejść i wyjść na cicho… that’s the way!), ale faktyczną radość z obcowania ze światem gry daje mi właśnie dopiero ta niesamowita immersja w Amerykę-nie-Amerykę. Podziwiam Rockstar. Znowu dokonali czegoś ogromnego.
Vice City i San Andres to były gry bardzo luźne, prawie że arcade’owe. Czwórka trochę spoważniała (między innymi dzięki unowocześnieniu grafiki) i sporo żartów zostało stopionych z chmurki slapsticku w kilka wyrazistych, potężnie przegiętych postaci razem z ich całym dobrodziejstwem (Brucie).
W piątce widzimy znowu lekkie rozluźnienie i wydaje mi się, że pod względem balansu czarny humor — powaga — humor z gimnazjum udało się osiągnąć naprawdę fachowe wyważenie. Są momenty przeginające szalkę w lewo, są momenty przeginające szalkę w prawo. Całość ani razu nie odrywa się od środka.
GTA to ciekawa dystopia, bo taka, hmm… Z braku lepszego słowa: ukryta. Nie mamy “nagłego końca internetu” ani “nagłego powrotu totalitaryzmu”. Nie. Wystarczy uczynić rządowe agencje odrobinę bardziej skorumpowanymi, media odrobinę głupszymi, mafiozów odrobinę zuchwalszymi a ludzi odrobinę bardziej naiwnymi. I gotowe. Świat, w którym nie chciałbym spędzić nawet chwili.
A do którego – z drugiej strony – codziennie na parę godzin zaglądam.
Dzięki Bogu za szklany ekran pomiędzy.
W sumie to plejak już się włączył ;), więc sobie leci,
///
PS: Za recenzencką kopię gry bardzo dziękuję wydawnictwu Cenega | Muve.pl :*
PPS: Trevor ;__;