Mamy lato, a skoro lato to i festiwale. Open’er, OFF Festival, Tauron, Woodstock i wiele innych. Postanowiłem więc w oparciu o moje doświadczenia, tajemnicze sanskryty i rozrzucone po wielu źródłach informacje przygotować dla Ciebie poradnik zawierający zestaw najpotrzebniejszych porad. Co, jak, którędy, dlaczego i po co! Zapraszam!
Dojazd
Na każdy z festiwali – czy to Open’er, czy to OFF czy to Woodstock – możesz dostać się na wiele sposobów. Warto rozważyć każdy z nich, bo sytuacja komunikacyjna w Polsce się wbrew pozorom bardzo płynnie zmienia :) Ale zaraz do tego dojdę. Oto Twoje opcje:
– Samochód – na wielu trasach jeździ się już w miarę komfortowo a przy terenach festiwali często czekają na gości specjalne parkingi (z reguły blisko oficjalnych kempingów). Niestety, parkingi te potrafią nocami zmienić się w rwący potok (miękka nawierzchnia), lepiej jest więc stanąć gdzieś w centrum. Warto tylko rozważyć skorzystanie z usług takich serwisów jak JedziemyRazem lub Carpooling, bo w końcu wożenie ze sobą powietrza to trochę droga zabawa. Dzięki tym usługom można zresztą samemu zapisać się do kogoś “na pasażera”.
– Bus – czyli aktualnie najgorętsze rozwiązanie. Tanie, w miarę wygodne, raczej pewne. Studencki deal :)
– Pociąg – bywa różnie. Od zawsze szczególnie narzekano na kontakt z Trójmiastem, ale PODOBNO doszlifowano wreszcie tory przy Tczewie i istnieją połączenia jadące pięć godzin (zamiast siedmiu). Z tego co się orientuję w godzinach porannych nadal kursuje wlokący się starą siódemkę Słoneczny (najtańszy), ale już wczesnym popołudniem można spróbować złapać jakieś TLK. Znajomy bloger, Troyann, doniósł nawet, że jest w nich klima :) W 2013 uruchomiono również specjalny openerowy pociąg, ale nie umiem jeszcze powiedzieć, czy to lepsze wyjście od dotychczas istniejących. Inne miasta chyba takich “legendarnych” już opóźnień nie mają, więc trzeba dowiadywać się na bieżąco. Pamiętaj też, że druga klasa bezprzedziałowa bije na głowę większość pierwszych :)
– Samolot – warto uważnie prześledzić temat, bo mam znajomego, który w cenie biletu pociągowego Kraków – Gdynia ogarnął sobie przelot Ryanairem przez… Londyn, dwanaście godzin na miejscu :) Niecałą dobą w jednym z moich ulubionych miast Europy na pewno bym nie pogardził.
– Longboard – skoro Włóczykij jest w stanie, to Ty też jesteś w stanie :))
→ Zapisz się do newslettera – wszystkie notki prosto na maila!
Lokalizacja
Zawsze jest szczegółowo opisana na stronie danego festiwalu. Niektóre (jak Open’er) odbywają się na wyodrębnionych terenach “trochę za miastem” i trzeba dojeżdżać dedykowanymi autobusami (jeżdżącymi np. spod dworca), niektóre zaś (OFF, Coke) są “kompatybilne” z normalną komunikacją miejską :)
Na terenie miasteczek festiwalowych znajdują się z reguły parkingi, pola namiotowe, sceny, sklepy i inne atrakcje.
Nocleg
Co roku w okolicach połowy czerwca prawie cały fejs zalewa mi fala ogłoszeń “szukam noclegu na [wstaw festiwal]”. Co więcej – parę dni temu spróbowałem wziąć w tej zabawie udział i faktycznie się udało :) Ale generalnie najlepiej jest mieć już coś zabukowane najpóźniej na miesiąc, dwa przed startem imprezy. Potem zaczyna się jatka.
Oto możliwości:
– Pole namiotowe – można je dokupić za niewielkie pieniądze do biletu (Open’er) lub jest traktowane jako opcja domyślna (Woodstock). Z reguły jest ulokowane dosłownie rzut kamieniem od wejścia na właściwy teren festiwalu (Open’er, OFF, Woodstock) i to jest plus. Pewna charakterystyczna grupa znajomych uwielbia też na kempingach przebywać dodatkowo, oprócz wykupionych miejsc noclegowych w mieście, bo dzieją się tam często najróżniejsze offowe imprezy :) Niestety, nocleg jako nocleg bywa raczej spartański. Standardem pola przy Opku jest brak ciepłej wody, znikanie zimnej a i z prądem bywa różnie. Tradycją są też szczególnie nasilone w trakcie festiwalu ulewy nad Gdynią, więc kamping wygląda potem przez 2 dni jak Śniardwy. Plusk plusk. Rybki. Ale z drugiej strony Woodstock radzi sobie z opiniami na tym (nomen omen) polu o wiele lepiej. Trzeba się dowiadywać od ludzi. Bywają też pola strzeżone.
– Kamper – niektóre festiwale wspierają i tę opcję, ale niestety żaden z moich znajomych się jeszcze tego pojazdu nie dorobił.
– Akademik – moje tegoroczne odkrycie. Potrafią mieć naprawdę rewelacyjną lokalizację (Sopot, Kraków). Jak się jest miłym dla pani z recepcji to nawet pokój z własną łazienką i kuchnią się znajdzie. Będziemy testować.
– Hostele – z reguły są zaklepywane jako pierwsze, więc tutaj trzeba dzwonić jeszcze w kwietniu/maju. Generalnie te, które “wyskakują w Google” są też tymi najczęściej wybieranymi, kwestia pozycjonowania się dla turystów zza granicy. Radzę jednak uważnie przyglądać się cenom. Ja wiem, że z turysty należy zedrzeć łacha, ale to co wyprawiają np. Trójmiejscy właściciele hosteli i kwater w okresie Open’era to już naprawdę chora paranoja. Inne miasta też się niestety powoli uczą tego dodatkowego źródełka kasy.
– Kwatery – po paru latach korzystania z kwater z całego serca je… odradzam. Właścicielom odbiło. Za pokój bez łazienki w prostej kamienicy z widokiem na inną kamienicę w “gorącym okresie” wołają sobie tyle, ile chciał w środku lata hotel w Faro, potężnej miejscowości turystycznej przy najpiękniejszych brzegach Portugalii :)
– Apartamenty – jeszcze gorszy biznes niż kwatery. No, chyba że Ci się nie domyka portfel :)
– Hotele – o ile jeszcze sensowną kwaterę lub apartament JAKOŚ TAM da się znaleźć, tak hotele na okres Open’era ogarnia po prostu psychoza. Ceny potrafią przez noc skoczyć o 200-300% tylko dlatego, “że Open’er”. Unikać.
UWAGA: Warto przypatrzeć się systemowi działania komunikacji miejskiej w danym mieście. Np. w Krakowie od Coke’a odjeżdżają pewne konkretne nocne linie, dzięki którym można mieszkać (geograficznie) dalej od miasteczka festiwalowego, ale mieć tam wygodny dojazd. Podobnie jest z Open’erem – bliskość dworca to podstawa. Lepiej w Gdańsku przy SKM-ce niż w Gdyni, ale dwie przesiadki busem od torów.
→ Zapisz się do newslettera – wszystkie notki prosto na maila!
Zasady na terenie festiwali
Są podobne. Generalnie wszystkie do’s & dont’s znajdziesz na oficjalnych stronach wydarzeń. W dużym skrócie w miasteczku koncertowym panują te same zasady co na każdej zorganizowanej imprezie – nie wolno wnosić płynów ani żarcia, leki ogółem też wypadają, podobnie ostre parasolki, noże, agresywne psy lub pojazdy silnikowe o wysokim spalaniu.
Walutą są najczęściej kupony, albo w formie papierowej albo “nabijane” na specjalną kartę. Po krótkich eksperymentach z kartą doradzam jednak papierki – terminale w przypływie natchnienia lubią się zaciąć i potem stoisz jak ten kołek zamiast rozkręcać młyn pod sceną ulubionego wykonawcy :)
Bilet jest na wejściu wymieniany na opaskę na nadgarstek. Warto ją ostro ścisnąć – ochroniarze na bramkach właściwych lubią testować wytrzymałość Twojego kciuka poprzez ostre ściąganie materiału z ręki. Jeśli coś strzeli lub się poluzuje, to wylatujesz.
Festiwalowy Savoir-vivre
– Żadnych parasolek
– Wchodząc się nie pchamy, a wychodząc przepuszczamy
– Jak ktoś chce robić crowd-dive to pomagamy
– Macanie jest słabe
– Bycie miłym dla wolontariusza punktuje
Co warto wziąć?
– Wygodne skarpetki (a nawet dodatkowe na zmianę, do kieszeni) – Polska słynie z kapryśnej pogody, tereny wielu festiwali słyną z kolei z absolutnie niczym nie wzmacnianego błota. O ile w trakcie zabawy towarzystwo w bucie aż tak nie przeszkadza, tak na drogę powrotną warto zapewnić sobie odrobinę wygody
– Kalosze – niestety, ja nie posiadam, ale znajomi obu płci zawsze bardzo sobie chwalą imprezowanie w kaloszach. Wtedy żadna ulewa nie straszna
– Buty do wywalenia – o, to moja wersja :) Mam taką tradycję, że co roku wywalam ostatniego dnia Open’era moje totalnie zdezelowane buty sprzed około dwóch lat. Można zresztą kupić jakieś śmieciowe z Tesco za 20-30zł. Obiecuję, wiele z nich nie zostanie
– Krem przeciwsłoneczny – bo trzeba
– Nakrycie głowy – podobno zdarzają się w lipcu i sierpniu takie dni, że jest ładna pogoda od rana. Dla osób przebywających na dusznym ścisku przy scenie oznacza to wzmożone ryzyko udarów. Nie ma co, jakąś czapeczkę warto przy sobie mieć
– Bluzę do przepasania – w ciągu dnia, nawet jeśli pada, jest gorąco. Tyle że koncerty kończą się ładnie po północy, a to jest z reguły pora zimnego wiatru. Głupio by było się zaziębić
– Kurtkę (ewentualnie) – najlepiej przeciwdeszczową
– Chusteczki lub papier toaletowy – no wiem, że to mało seksowny temat, ale naprawdę warto to po prostu przy sobie mieć. Festiwale niby oferują pełne wsparcie toitoiów, ale goście i tak idą w dziesiątki tysięcy, więc z komfortem bywa potem różnie
– Węgiel – same here
– Karnet – :)
– Wypis koncertów – wydrukowany line-up ze strony festiwalu zawsze śmiga najlepiej, jeszcze najlepiej jak się markerem pozaznacza wstępne wędrówki między scenami
– Folię – czyli siateczkę ze sklepu; nie zajmuje wiele miejsca, a uwierz mi, że gdy urwie Ci się nad głową chmura a w domu znajdziesz się może za dwie, trzy godziny to naprawdę będziesz się cieszyć, że masz w co zawinąć wszystkie swoje elektryczne lub mogące się zepsuć przedmioty :)
– Przekąskę – taką do zjedzenia tuż przed wejściem za bramki. Batonik i soczek dobrze robią
– Uszczuplony portfel – zawsze mnie dziwi, że ludzie na festiwal chodzą z pełnym, codziennym portfelem wypchanym wszystkim czym tylko się da. Warto jest zrobić chwilę szczerości sam na sam i na koncerty chodzić wyłącznie z paroma podstawowymi dokumentami – jest bezpieczniej i wygodniej
– Nerkę – ciężko zgubić, łatwo nosić, łatwo schować, ciężko zostawić otwartą. Chociaż ja to wolę swoje kieszenie…
→ Zapisz się do newslettera – wszystkie notki prosto na maila!
Co warto wziąć (wersja Pole Namiotowe)
Oprócz rzeczy z listy powyżej? Latarkę, pelerynę na siebie, folię wspierającą namiot, jedzenie niewymagające podgrzewania lub zalewania wodą, płyn antybakteryjny, wilgotne chusteczki, jeszcze trochę chusteczek, dodatkowe zestawy ciuchów, starszy telefon z silną baterią, coś na komary, sznurek do suszenia ubrań, jaskrawe majtki do oznakowania namiotu (bo trafienie do własnego to każdorazowo wyprawa a’la Indiana Jones).
Dodatkowe informacje
– Uważaj na zgagę – przy połączeniu czterdziestu stopni w cieniu i nadmiernej ilości browara łatwo mieć z tym problem. Na szczęście namioty z czerwonym krzyżem aplikują Ci solankę w sekundę i jest git :)
– Nie bój się korzystać z namiotów pomocy – po to są, nie ma co mdleć niepotrzebnie
– Nie myl busów festiwalowych (np. oznakowanych jako “Open’er”) ze zwykłymi, miejskimi. Na te drugie raczej nie masz darmowego przejazdu, o czym panowie sprawdzający bilety lubią czasem przypomnieć :)
– Jeśli śpisz na polu to pamiętaj, że niektóre hostele za dychę pozwolą ci się wykąpać!
– Wyśpij się przed wyjazdem. Na zapas.
– Unikaj picia na pusty żołądek (… duh)
– Pij MASĘ płynów
– Wklep sobie w telefon, które telefony mają być ICE (in case of emergency), co nie tylko może uratować Ci tyłek w razie prawdziwej draki, ale też i łatwiej jest odnaleźć telefon w wypadku zgubienia go gdzieś w błotku
– Ustal ze znajomymi meeting point, który jest nieoficjalnym meeting pointem (oficjalne = setki ludzi), zarówno dla przegrupowywania się jak i, no cóż, zgubienia w tłumie
Kontakt ze mną
Zawsze na festiwalach jestem raczej offline niż online (niektórzy mówią na to detoks), ale różne fotki i drobnostki i tak pewnie będę wrzucał na swój prywatny profil na Fejsie oraz Instagrama. Jak chcesz to możesz obserwować :)
Podziękowania
Przy produkcji wpisu bardzo pomogły: Julia Ś., Agata B., Adrianna W., Emilia B., Patrycja N., Ania H., Aleksandra D., Luiza J., Aga B., oraz Agnieszka W. Bardzo dziękuję, jesteście najlepsze!
Coś jeszcze?
Jeśli o czymś zapomniałem to zapraszam z propozycjami do komentarzy :)
Autorką zdjęcia w nagłówku jest Eva Rinaldi. Trzymajcie się ciepło,