Ten moment, gdy człowiek chce napisać coś pochwalnego ale tak naprawdę nie wie, z której strony zacząć, aby to miało ręce, nogi, kapelusz i siodło. O filmie takim jak Django pisało mi się wczoraj łatwiej – widziałem już w życiu wiele świetnych filmów. Ale jego muzyka? Shiesh.
Są soundtracki epickie, są takie z nastrojem, są takie z przebłyskami i są takie, przy których pisze się niezręczne notki pozbawione przemyślanych wniosków. Jeśli w związku ze ścieżką dźwiękową do Django chciałbym przekazać Ci jednak coś naprawdę konkretnego to będzie to: odwaga.
Muzyka użyta w tym filmie to już coś więcej niż pastisz albo zabawa konwencją lub luźniejszym klimatem. To jest jedno wielkie zrobienie SWOJEJ wizji danego filmu, bez zważania na cokolwiek zewnętrznego. Na litość, mieszamy w nim klimaty rodem z lat 60-70 ze współczesnymi rapsami, do tego całkiem absurdalnymi :)
Niezręczne, obdarzone strzałami batogu najazdy kamery przy czołówce:
W jednym z kluczowych momentów czarne getto:
A w sumie niewiele wcześniej o, choćby to:
Juchę w stylu czyściutkiego, psychopatycznego Tarantino dostajemy z kolei pod nawijkę 2paca na beacie Jamesa Browna :)
Tak jak wspomniałem na fejsie – parę dni temu po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się razem z napisami końcowymi filmu wstać, płynnie przejść do Empiku i bez większego zastanowienia kupić poznany chwilę wcześniej soundtrack. Nie wahałem się ani przez mrugnięcie oka. Swoją drogą to jedna z moich najlepszych decyzji – od paru dni płytka kręci się non stop.
Podsumowując
Wreszcie jest w kinach film, o którym mogę spokojnie powiedzieć, że NIE MOŻNA go pominąć.
Jeśli zaś lubi się w muzyce ciekawe klimaty i nie trzęsie gaciami przed odważnym i groteskowym mieszaniem styli – soundtrack jest równie istotny. Świetnie też działa samodzielnie. No i zajmuje honorowe miejsce na mojej albumowej półce. Ma luźno, bo obok czeka już przestrzeń na edycję reżyserską samego Django. Tyle się wczoraj naczytałem o wyciętych scenach i niedopowiedzianych wątkach, że nie mogę się już doczekać :)
Keep tight,