Dowiedziałem się wczoraj wieczorem, że MEN podobno planuje skasować z listy lektur obowiązkowych m.in. Pana Tadeusza oraz dzieła Henryka Sienkiewicza. Z początku otworzył mi się w kieszeni łom na samą myśl o takiej głupocie, ale… z drugiej strony? Może to nie jest taki zły pomysł?
Już tłumaczę. Mam w swoim życiu “wielką kolejkę książek do przeczytania” gdzieś tak od pierwszej klasy podstawówki. I o ile w podstawówce i gimnazjum lista ta była pełna faktycznych, oświatowych lektur – tych wyznaczonych mi przez szkołę – tak w liceum zacząłem już mieć tego systemu serdecznie dość.
Standaryzacja nadaje się do bardzo wielu procesów (np. przy produkowaniu samochodów i drewnianych mebli spod szyldu IKEI), ale do nauczania można ją przyłożyć z równie przyjemnym skutkiem co zmurszały, gumowy balonik z wodą do cyfrowego sprzętu o odkrytych układach scalonych. Niech się z boku patrzy, skoro chce, ale ocieranie jest poza dyskusją.
Do liceum miałem szczęście mieć nauczycieli, którzy z emanującym siłą spokojem potrafili każdego dzieciaka zarazić myślą, że kurde. Tylko debil nie czyta. Przecież tam są historie. I to takie, że kreskówki to można wsadzić do kibla i odegrać perkusyjne solo Phila Collinsa na spłuczce. Wtedy nawet ta standaryzacja nie bolała. Po prostu czytało się tę książki bo były ciekawe. Pytania przychodziły potem.
-> Czytaj też: Murakami i ja. Historia spotkania, do którego nie doszło
Ale w liceum zaczęło się “bo będziecie mieli matury”. I czytanie książek pod klucz. Fragmentami, z totalnym olaniem pełnych fabuł i kontekstów. Zaczęli się też smutni nauczyciele, których “maturalne programy” zmieniły w przetyrane roboty chcące jedynie naszego absolutnego posłuszeństwa i dobrych wyników na testach ze standardowymi odpowiedziami.
Więc może to nie jest taki zły pomysł, by wychrzanić z listy lektur (szczególnie licealnych) te najcenniejsze? Tylko że – z drugiej strony – przydałyby się jednocześnie przymusowe, państwowe kursy dla rodziców, które kształciły by w nich potrzebę pokazywania dzieciom dobrej literatury. Dobry dylemat. Postanowiłem go wesprzeć dzisiejszą listą.
Do słuchania
Aby milej spędzało się czas z notką przygotowałem też dla Ciebie kawałek “Daydreaming”. Wpadłem na niego parę tygodni temu i jakoś nie chce mnie opuścić. To pewnie przez to deszczowe pianino na samym początku. To mój dzisiejszy #motd.
Lista książek, które zepsuto standaryzacją i omawianiem jako lektury
1. Nad Niemnem
Jakość tej książki uświadomiła mi dopiero Karolina. Ona “Nad Niemnem” uwielbiała za bogate, plastycznie napisane fragmenty opisujące przyrodę i świat. Ja tej książki nie cierpiałem, bo szukanie przydających się na nadchodzącym sprawdzianie dialogów przetykały mi te ogromne kloce o łąkach i kwiatkach. Przeżywałem akurat wtedy fascynację kryminałami w stylu Chandlera, więc spędzanie uroczych popołudni w otoczeniu kresowych dołów porośniętych brzozami NAPRAWDĘ nie leżało mi po drodze.
Ale oczywiście zamiast lekcji wprowadzającej, tłumaczącej dlaczego WARTO przeczytać tę książkę dostaliśmy na twarz lekcję wprowadzającą tłumaczącą co nam się stanie, jeśli na nadchodzącej kartkówce nie będziemy umieli nazwać archetypów zachowań, które przedstawiały kolejne miałkie postacie :)
2. Lalka
Hehe. Pamiętam, że na omawianiu “Lalki” w liceum przejechałem przez wszystkie zajęcia wyłącznie dzięki znajomości fragmentu, jak to Wokulski rzucił “rulon imperiałów” na ochronkę dla dzieci + zapamiętałem rozmiar rękawiczek Łęckiej, bo stanowiło to podstawę sprawdzania nas, czy na pewno przeczytaliśmy książkę z uwagą.
To ciekawe, bo czytałem Wiedźmina i Harry’ego Pottera po siedem razy a i tak nie pamiętam podobnych pierdół, ale być może płynie z tego wniosek, że tak naprawdę do niczego nie przykładam uwagi? Chyba powinienem złożyć samokrytykę.
3. Stary człowiek i morze
A to z kolei książka, którą doceniłem wielce ja i od liceum nie umiem znaleźć ani jednej osoby, która podziela ten pogląd :) Może Ty?
Pamiętam, że z klasy dobrnęło do końca tej krótkiej nowelki może pięć osób, bo “nie mogli wytrzymać tego durnego typa siedzącego na łódce i absolutnie nic się nie dzieje”. Psychiczny totolotek wylosował mi w głowie takie podejście, że dostrzegłem w tych zmaganiach mężczyzny z esencją swoich ambicji coś pięknego. To smutne, że formuła programowa wypleniła z nauczycielki chęć, by przekazać to samo wszystkim po równo.
-> Czytaj też: Hackujemy czytanie – jak być na bieżąco z książkami, które Ci się spodobają
4. Pan Tadeusz (fragmenty)
Pan Tadeusz to – literacko – jedna z najpiękniejszych, najbardziej okrągłych pereł literatury na całym świecie. Jak można omawiać jej “fragmenty” a nie – do jasnej cholery! – całość, i to bez ciągłego zarażania nastoletnich odbiorców świadomością, z czym obcują? To jest dla mnie jakaś porażka.
Proponuję, by ludziom odpowiedzialnym za złożenie tego programu też wypłacano wypłatę “fragmentami” – tylko na to, co jest im potrzebne. Bez żadnego kontekstu.
5. Zdążyć przed Panem Bogiem
Pamiętam, że obcowanie z tą lekturą było dla mnie czymś wzniosłym. Podobnie się potem czułem przy “Pamiętnikach z Powstania Warszawskiego” Mirona Białoszewskiego. To była lektura, która potrafi sprawić, że przez trzy kolejne rozdziały ma się usta ściśnięte w wąską kreskę, by tylko nie dopuścić do choćby najmniejszego ruchu ze strony emocji, bo ciało poddałoby się wówczas w absolutnej kapitulacji.
To fajnie, że zamiast spytać się nas – uczniów – o jakiekolwiek wewnętrzne przeżycia, jedynym co dostaliśmy był jakiś test sprawdzający ogólne zapamiętanie tematu. Yeah.
6. Faust (wybrane sceny)
Ten sam zarzut co przy Panu Tadeuszu.
Wybrane sceny.
Chryste.
7. Nie-Boska Komedia
Nie-Boska Komedia to świetna historia WYPCHANA niuansami dotyczącymi literatury, historii, problemów społecznych itp. itd. Swoją drogą – zestarzała się z godnością, zarówno stylistycznie (czyta się bardzo komfortowo) jak i merytorycznie (podobne kwestie są podnoszone i w dzisiejszych debatach).
A w liceum wystarczy zapamiętać te parę pierdół dotyczących bazowej symboliki i z głowy, można jechać z napiętym grafikiem dalej. Tempo, tempo, tempo. Ilość. Utylitaryzm pochłaniania kultury. A potem ludzie z tych samych środowisk, co twórcy tego chorego programu, lamentują w mediach, że ludzie nie przykładają należytej uwagi i szacunku do kultury :)
8. Świętoszek
Tu niestety pamięć mnie zawodzi, czy to było w liceum moim czy też mojego bliskiego kolegi, ale któryś z nas dostał na sprawdzianie ze Świętoszka pytanie o streszczenie jednej ze scen humorystycznych i jeśli “nie trafiło się” z poczuciem humoru to odejmowali Ci punkty :D
9. Twój typ?
Też masz książkę, którą udało Ci się niesamowicie docenić dopiero poza reżimem lektur szkolnych? Zapraszam do komentarzy :)
Swoją drogą
Z okazji premiery 700. numeru czasopisma “Znak” zostałem poproszony o krótką wypowiedź. Oto ona:
Autorem zdjęciu w nagłówku jest Viewminder.
Trzymaj się,